środa, 29 sierpnia 2012

013 - Can't Stop These Tears

Poczułam ciepłe promienie słońca łaskoczące lekko moje powieki. Przewróciłam się na drugi bok i otworzyłam oczy. Uśmiechnęłam się szeroko na widok śpiącego Leo. Jego włosy były rozrzucone lekko po poduszce, usta uchylone, twarz spokojna, a oddech miarowy. Delikatnie i najciszej jak potrafiłam założyłam na siebie bieliznę, a na to białą koszulę Leo. Zaśmiałam się cicho, zamykając za sobą drzwi. Scena, niczym z jakiejś taniej telenoweli.
Wolnym krokiem przemierzałam dom, zaglądając z zaciekawieniem do wszystkich pomieszczeń. Właściwie nie znalazłam nic niepokojącego, normalny dom, jakie ma wielu ludzi. Niemalże tanecznym krokiem wpadłam do kuchni, której odnalezienie zajęło mi moment i nastawiłam wodę, gotowa zaparzyć kawę.
Uśmiech wciąż nie schodził z mojej twarzy. Pierwszy raz od kilku lat czułam się prawdziwą, kochaną kobietą. Leo sprawiał, że czułam się podziwiana i doceniana. Moje serce aż wyrywało się ku niemu, a myśli wciąż były przez niego zajęte.
Z rozmyślań wyrwał mnie natarczywy dźwięk dzwonka do drzwi. Zaskoczona poszłam otworzyć.
- Cześć, Stary. Przyszedłem po…- zaczął, ale urwał, gdy tylko mnie dojrzał.
Zacisnął usta w cienką linię i zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu. Zmarszczył czoło i pokręcił przecząco głową. Nagle poczułam się głupio – stałam przed nim w samej koszuli i nie wiedziałam co zrobić.
- Alex…- szepnęłam błagalnie i złapałam go za przedramię, kiedy chciał odejść.
Spojrzał najpierw na moją dłoń zaciśniętą na swojej ręce, a potem prosto w moje oczy. Niemalże zrobiłam krok w tył, czując ten wzrok. Był pełen smutku i cierpienia, a zarazem determinacji i zazdrości.
- Spałaś z nim… mogłem się tego spodziewać- prychnął pod nosem.
- Alexis, posłuchaj mnie…- zaczęłam, po czym westchnęłam przeciągle- Wiem, że utrata Syndill była dla Ciebie bardzo bolesnym przeżyciem i że chcesz sobie ułożyć na nowo życie, być może na siłę. Ale ja nie jestem nią, zrozum- powiedziałam błagalnie- Nie kochasz mnie, tylko ją, po prostu chcesz to w kimś ulokować.
- Skąd ty możesz wiedzieć, co ja czuję?- warknął znienacka, przypierając mnie do muru.
Otworzyłam usta, ale zaraz je zamknęłam. Uświadomiłam sobie, że nie umiałam mu odpowiedzieć.
- Kocham Leo…- szepnęłam po chwili.
- Wiem, Sophi…- mruknął, łapiąc w palce niesforny kosmyk moich włosów i zakładając mi je za ucho- nie mam zamiaru nic niszczyć, stawać między wami. Po prosu wiedz, że będę spokojnie czekał. Gdybyś czegoś potrzebowała to wystarczy jedno Twoje słowo…- szeptał tuż przy moim uchu, a ja przymknęłam oczy i poczułam łzę, wypływającą spod mojej powieki. Złożył na moim policzku pocałunek, delikatny niczym uśnięcie skrzydeł motyla i oddalił się pospiesznie, ani razu nie patrząc za siebie.
*
- Mój Boże… co tu robisz?- zapytał zaskoczony brunet, patrząc na drobną, rudowłosą kobietę stojącą w progu jego domu z lekkim uśmiechem błąkającym się po ustach.
- Też się cieszę, że Cię widzę, Dave- odpowiedziała i przytuliła się do niego, co natychmiast odwzajemnił.
- Co Cię sprowadza z powrotem do Hiszpanii?- zapytał zaciekawiony, stawiając na stole dwie kawy.
Dziewczyna niespiesznie sięgnęła po naczynie z płynem i upiła kilka łyków, patrząc w skupieniu przed siebie i marszcząc brwi.
- Słyszałam, że Leo się rozwiódł- powiedziała w końcu, wbijając swoje zielone oczy w mężczyznę siedzącego obok.
Poczuł się lekko zakłopotany, poznając prawdziwy powód jej powrotu, chociaż tak naprawdę to właśnie tego się spodziewał. Czuł, że nie wróciła tutaj po to, żeby z nim porozmawiać, lecz po to, by odzyskać utraconą miłość. Zmartwił go fakt, że w całą tę sytuację zdążyła wplątać się panna Guardiola. Bardzo ją polubił i nie chciał by cierpiała, ale wiedział też, że kiedy tylko Leo i jego najlepsza przyjaciółka staną twarzą w twarz, to w Messim obudzą się dawne uczucia.
- Posłuchaj mnie bardzo uważnie- złapał jej drobne dłonie w swoje i wzrokiem odnalazł jej spojrzenie- Leo to mój najlepszy przyjaciel. Nikt nie wie lepiej przez co on przeszedł. Teraz, kiedy ta pijawa w końcu się od niego odczepiła, stanął na nogi. On kogoś ma…- zakończył cicho. W jej pięknych oczach natychmiast pojawiły się łzy i ból, który oglądał tak wiele razy.
- Ja go kocham, David, tak bardzo go kocham. Wiem, że on do mnie czuje to samo, po prostu się zagubił. Proszę Cię, pomóż mi go odzyskać- wyszlochała cichutko.
Przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił. Chciał, by chociaż na chwilę poczuła się bezpieczna i potrzebna.
- Pomogę Ci, obiecuję- szepnął, gładząc lekko jej rude loki.
*
- No postaw mnie! Muszę się ubrać, wariacie! Tata mnie zabije, jeśli znów nie wrócę na noc- prosiłam, śmiejąc się jak głupia, kiedy Leo łaskotał mnie jak szalony, nie pozwalając mi ubrać sukienki i pojechać do domu.
Nagle rozbrzmiał dźwięk dzwonka.
- Musisz iść otworzyć- zaśmiałam się.
- To jeszcze nie koniec- zagroził i po skradnięciu pocałunku udał się na dół, co pozwoliło mi się w końcu ubrać.
Byłam pewna, że to znów któryś z zawodników Barcelony przyplątał się do Messiego, żeby skontrolować co się dzieje.
Schodząc po schodach stwierdziłam, że do moich uszu dobiega damski głos.
- Co ty tu robisz?- zapytał cicho Leo.
Stanęłam za nim i z uśmiechem spojrzałam na rudowłosą dziewczynę, stojącą naprzeciw mnie. Ona natomiast rzuciła w moim kierunku krótkie, lodowate spojrzenie.
Zdezorientowana przerzucałam wzrok do jednego do drugiego i czułam, że powoli ogarnia mnie strach. Sposób, w jaki on na nią patrzył… Nigdy nie patrzył tak na mnie.
- Wróciłam…- powiedziała cicho.
- Przedstawisz mnie?- zapytałam, przerywając tę dziwną atmosferę.
- Ach, tak, przepraszam…- westchnął Leo, patrząc na mnie… Jakbym była w tym momencie zbędna. Miałam ochotę wybiec stamtąd z płaczem, ale całą siłą woli się powstrzymywałam- Sophi, to jest Aimee Ferrer. Aimee, To Sophia Guardiola, moja… Przyjaciółka- wyrzucił z siebie, a ja odsunęłam się od niego, niczym rażona prądem.
- Cóż…- warknęłam, zakładając buty- W takim razie twoja przyjaciółka już sobie pójdzie. Nie będę wam przeszkadzać- trzasnęłam drzwiami i ruszyłam przed siebie, a spływające łzy niemalże całkowicie ograniczały mi widoczność.
*
- Co się stało?- zapytał tata, kiedy znalazłam się w domu.
- Nie chcę o tym rozmawiać- mruknęłam i nie zwracając na niego większej uwagi pobiegłam do pokoju.
W pośpiechu pozbyłam się tej przeklętej sukienki i natychmiast pobiegłam do łazienki, by móc wziąć prysznic. Łzy ani na chwilę nie przestawały płynąć, chociaż cały czas pytałam siebie dlaczego w ogóle płaczę. Nie było między nami żadnych deklaracji czy wyznań miłości, chociaż przecież wiedziałam, że zakochiwałam się w nim każdego dnia mocniej. Miałam nadzieję, że możemy mówić o sobie „para”, sam zresztą dał mi to do zrozumienia. Tymczasem pozostawałam dla niego tylko przyjaciółką. A sposób, w jaki na nią patrzył… Kim ona w ogóle była, do cholery?
Czułam, jak wściekłość i ból mieszają się ze sobą, a łzy nie przestają płynąć. Na domiar złego, wchodząc do sypialni zastałam w niej Villę. Spojrzał na mnie ze współczuciem.
- Poznałaś już Aimee?- bardziej stwierdził, niż zapytał, a ja, kompletnie go ignorując, podeszłam do szafy i naciągnęłam na siebie bluzę i grube skarpetki. Dresy i koszulkę zabrałam ze sobą uprzednio do łazienki.
- Kim ona jest?- zapytałam, lodowatym tonem.
Westchnął, jakby właśnie tego pytania oczekiwał. Nie wydawał się zaskoczony czy zmartwiony. Po prostu… Czuł współczucie.
- Aimee to była narzeczona Leo, którą zostawił dla Alice- ogłosił, a ja usiadłam na łóżku i patrzyłam na niego, nie mogąc otrząsnąć się z szoku.
- Straciłam go, prawda?- zapytałam cicho, zagryzając wargę.
Czułam przerażający ból w sercu, który pulsował i nie pozwalał zapomnieć o sobie nawet na chwilę.
- Tak naprawdę nigdy nie był Twój, Sophi- mruknął- Nie dasz rady zniszczyć tego uczucia, oni zbyt mocno się kochają. Leo nie zostawi Aimee po raz kolejny, zbyt mocno cierpiał, kiedy utracił ją pierwszy raz. Proszę Cię, okaż trochę godności i nie wchodź im w drogę- poprosił, ale wyczułam groźbę w tonie jego głosu.
- Nie mam zamiaru- zapewniłam go i otworzyłam drzwi pokoju, dając mu dobitnie do zrozumienia, że ma sobie iść.
Kiedy tylko opuścił pomieszczenie, rzuciłam się na łóżko, zanosząc się szlochem. Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer osoby, z którą pragnęłam najbardziej na świecie porozmawiać.
- Cesc? Przyjedź do mnie. Proszę- wyszlochałam, a kiedy zapewnił mnie, że już pędzi, rozłączyłam się i znów rozpłakałam.
*
- Martwię się o nią- powiedział mężczyzna, patrząc z niepokojem na swoją żonę, siedzącą obok.
Ta natomiast złapała jego dłonie i uśmiechnęła się pocieszająco.
- Spokojnie, kochanie. Oni są dorośli, poradzą sobie. Musisz jej pozwolić samej rozwiązać swoje problemy. Nie możesz całe życie robić wszystkiego za nią- pouczyła go, delikatnym i spokojnym głosem.
Westchnął, przytulając ją do siebie. Wiedział, że ma rację. Czuł jednak, że jego ukochana córeczka cierpi. Jego serce krwawiło, kiedy zobaczył ją dzisiaj zapłakaną w progu domu. Tak bardzo chciał jej pomóc. Chciał, by czuła, że ma w nim oparcie. Nie wiedział tylko jak tego dokonać.
- Gdzie jest Sophi?- nagle w salonie pojawił się przerażony Fabregas.
- Na górze- odpowiedział- Czekaj! Co się stało?- zapytał.
- Zadzwoniła do mnie z płaczem i poprosiła, żebym przyjechał- wyjaśnił pospiesznie i pobiegł na górę.
Po cichu otworzył drzwi do jej sypialni i ujrzał ją. Leżała na łóżku, zwinięta w kłębek, a jej drobnym ciałem raz po raz wstrząsały szlochy.
- Mój Boże, Aniołku…- szepnął, podchodząc do niej. Położył się obok, a ona natychmiast się w niego wtuliła- Co się stało?- odgarnął delikatnie jej kręcone włosy z twarzy, by móc się jej przyjrzeć. Była blada, a cienie pod jej oczami były niemalże fioletowe. Widział, że płakała już jakiś czas, o czym świadczyły przekrwione oczy, pełne bólu i rozpaczy.
- Leo…- mruknęła i znów zaszlochała, jakby bolało ją samo jego wspomnienie.
- Czy on coś Ci zrobił, Sophi?- z przerażeniem spojrzał prosto w jej oczy.
Widział, jak poprzedniego wieczoru ukradkiem wymknęli się z gali i wsiedli do taksówki. Cieszył się, że w końcu zdecydowali się na poważniejszy krok, ale teraz, kiedy patrzył na przyjaciółkę nie był pewien czy powinien był na to pozwolić.
- Znasz Aimee?- zapytała znienacka.
- No tak. To była narzeczona Leo…- zaczął, ale po chwili urwał, zdając sobie sprawę z tego, co doprowadziło Sophi do takiego stanu- Aimee wróciła?
- Tak- mruknęła- Leo przedstawił mnie jako swoją przyjaciółkę. No przepraszam bardzo, ale spaliśmy ze sobą, myślę, że przyjaciele tak nie robią- spojrzała na niego znacząco, a ten przytaknął- Patrzył na nią… W taki sposób, jakby była jedyną kobietą chodzącą po ziemi, jego boginią. Nie próbował mnie zatrzymać, kiedy wybiegałam z jego domu, a na domiar złego odwiedził mnie Villa, który stwierdził, że nie mam z nią szans i lepiej będzie dla wszystkich, jak dam obie spokój i odpuszczę sobie Leo- wyrzuciła z siebie, a on mocniej ją do siebie przytulił.
Nie wiedział co ma zrobić. Jak pocieszyć najdroższą dla niego kobietę na świecie. Nie wyobrażał sobie bez niej życia, a teraz, kiedy musiał patrzeć, jak przeżywa swój wielki zawód miłosny, jego serce rozpadało się na miliony kawałeczków. Chciał coś zmienić, ale zwyczajnie nie miał pojęcia co. Uznał, że najlepiej będzie, jeśli mocno ją do siebie przytuli i pozwoli, by po wyczerpującym dniu spokojnie usnęła w ramionach najlepszego przyjaciela.
***
Hej ;) Wiem, nie było mnie dość długo, ale to zasługa mojego małego wypalenia twórczego. Mam wrażenie, że to co widnieje w tym rozdziale to największy szajs, jaki napisałam, ale kiedy to czytam to wszystko wydaje mi się w porządku. Czeka nas jeszcze kilka rozdziałów na tym opowiadaniu, jesteśmy mniej więcej na półmetku. W ten oto epicki sposób zakończyłam rodzący się związek Leo i Sophii. Chyba nic bardziej żałosnego nie dało się wymyśleć. Chciałam to skasować i napisać od nowa, ale stwierdziłam, że nic lepszego nie napiszę. Błagam, potraktujcie mnie łagodnie i przepraszam za błędy, jeśli się takie pojawiły, ale nie chce mi się już tego czytać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz