piątek, 7 grudnia 2012

019 - This Woman's Work

- Dziękuję za wszystko, Marisol- przytuliłam kobietę, która z chęcią odwzajemniła uścisk.
Alex już czekał w samochodze, by odwieźć mnie na lotnisko. Ostatni raz odwróciłam się w stronę rodzinnego domu Sanchezów i pomachałam wszystkim osobom tam zebranym. Mogłam wrócić do Hiszpanii z czystym sumieniem.
Po kilkudziesięciu minutach znaleźliśmy się przy odprawie na lotnisku.
- Dziękuję Ci za wszystko, Alexis- zaczęłam, spoglądając mu w oczy- Zawsze będziesz zajmował szczególne miejsce w moim sercu- powiedziałam z uśmiechem i przytuliłam się do niego.
- Ty w moim też, Kwiatuszku- szepnął do mojego ucha.
Wspięłam się na palce i musnęłam ustami jego policzek. W końcu kiedy zajęłam swoje miejsce w samolocie, odetchnęłam z ulgą. Poczułam, że po powrocie do domu muszę naprawić jeszcze coś.
*
- Co Ty robisz w domu, Kochanie?- w progu powitał mnie zdziwiony ojciec.
- Też się cieszę, że Cię widzę- zaśmiałam się i przytuliłam się do niego- Chodź do salonu, wszystko Ci opowiem- poprosiłam i po zostawieniu walizki przy schodach udałam się we wspomniane wcześniej miejsce.
Barcelona, jak na tak ciepłe miasto przystało, przywitała mnie upałem i nieskazitelnie niebieskim niebem. Z wielką radością rozglądałam się po ulicach, jadąc taksówką do domu. Czułam się młodsza o kilka lat, jakby z mojego życiorysu zostały wymazane niektóre przykre wydarzenia.
- Rozstałam się z Alexisem- ogłosiłam, lekko obawiając się jego reakcji.
- Czy on Ci coś zrobił? Jak go tylko dorwę...- zaczął, ale uspokajająco położyłam dłoń na jego przedramieniu.
- Spokojnie, tatusiu, nic się nie stało, rozstaliśmy się w całkowitej zgodzie. Po prostu stwierdziłam, że nie mogę go przy sobie trzymać, skoro kocham kogoś innego- wzruszyłam ramionami i zamoczyłam usta w kawie, którą przygotowała Eliza.
- Znów Leo? Przecież planują z Aimee ślub- zdziwił się.
- Nie jego miałam na myśli- wtrąciłam cicho, a on zamilknął, patrząc na mnie skonfundowany- Właściwie to nigdy nie był Leo ani Alex. Zawsze kochałam Cesca. Tylko i wyłącznie jego. Byłam po prostu zbyt głupia, by to zauważyć i coś z tym zrobić- wyznałam, ocierając ukradkiem łzę, spływającą po moim policzku.
Obok pojawiła się Eliza, która przytuliła mnie do siebie i delikatnie gładziła moje włosy.
- No to może powinnaś coś z tym zrobić?- podsunął niepewnie Pep.
- Już za późno. Fabregas spotyka się z tą całą Emily- mruknęłam.
- Wcale nie jest za późno, Kochanie. Jestem pewien, że on też coś do Ciebie czuje- powiedział tajemniczo i uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Muisz zaryzykować- dodała Eliza, a ja w tym momencie zaczęłam dziękować Bogu, że mam w swoim życiu takich ludzi.
*
Zaklął cicho, kiedy kolejny raz piłka wymknęła mu się spod kontroli i zaliczył kolejną łatwą stratę na korzyść rywala. Koledzy z drużyny coraz częściej zdawali się być zirytowani jego grą w ostatnim czasie, ale cierpliwie to znosili i nic nie mówili. W końcu trener zdecydował się wpuścić na boisko Torresa, a zdjąć jego. Z mieszanymi uczuciami udał się prosto do szatni, wziął szybki prysznic i pojechał z powrotem do hotelu. W pokoju rzucił w kąt swoją torbę i z głuchym jękiem padł na łóżko. Wyjął z kieszeni spodni telefon i spojrzał na jej zdjęcie. Była na nim taka radosna i pełna życia, że sam uśmiechnął się na ten widok. Doskonale pamiętał ten moment. Pewnego kwietniowego popołudnia wybrali się na spacer. Na zewnątrz wiał silny wiatr, a ona zapomniała związać swoje długie włosy. Śmiał się, kiedy zdenerwowana usiłowała założyć je za ucho, ale nie wychodziło jej to, więc w końcu się poddała i dołączyła do niego i razem zaśmiewali się z byle czego.
Usłyszał ciche pukanie do drzwi, które wybudziło go z tego dziwnego stanu. Po chwili wyłoniła się zza nich głowa Gerarda, który po upewnieniu się, że ma czysty teren, wszedł do pokoju, a tuż za nim pojawił się Xavi.
- Hej, Stary- mruknął i usiadł na łóżko- Wszystko w porządku?- zapytał niepewnie, na co Fabregas wzruszył smętnie ramionami.
- Chcielibyśmy z Tobą pogadać o Emily- dorzucił Hernandez.
- Nie chcę gadać o żadnej babie, one rujnują mi życie- rzucił chłopak.
- Dobra, dosyć tego!- warknął w końcu Pique- Ta Emily? Powiedzmy sobie szczerze - leci na Ciebie tylko dlatego, że jesteś sławny i masz kasę!
- Dzięki- wtrącił z przekąsem.
- Poza tym, nawet jej nie lubisz! Co możesz widzieć w kimś takim jak ona? Trąci od niej fałszem na kilometr. Nie pasuje do Ciebie tak jak Sophie- chodził po całym pomieszczeniu i w zdenerwowaniu wymachiwał rękami.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi- oznajmił Fabs.
- Ta, jasne- prychnął Pique, nie przerywając nerwowego krążenia po pomieszczeniu.
- Skoro już o niej mowa- wtrącił Xavi, patrząc niepewnie raz na jednego, raz na drugiego- Myślę, że powinieneś o czymś wiedzieć, zanim zdecydujesz się na jakiś poważniejszy krok w związku z Emily- dorzucił.
- Tak- podłapał Pique- Ta laska ma nierówno pod sufitem! Kto normalny spycha ludzi ze schodów?- zaczął bełkotać.
- Czekaj, chwila. O czym Ty mówisz?- zaniepokoił się Cesc, patrząc podejrzliwie na zdenerwowanego przyjaciela.
- Chodzi o to, że razem z Gerardem byliśmy świadkami pewnej sytuacji z ich udziałem- wtrącił cicho Xavi.
- Och, na miłość Boską!- krzyknął Geri- Emily zepchnęła Sophi ze schodów twierdząc, że stoi jej na przeszkodzie w zdobyciu Ciebie. Dlatego Guardiola nie bierze udziału w Mistrzostwach- wykrzyknął w końcu Pique.
W tym momencie i tak już ostro popieprzony świat Ceca Fabreagasa znalazł się w jeszcze gorszym stanie. A potem nagle wszystko stało się jasne. Wiedział już, że kobietą jego życia była ta, która zawsze trwała przy jego boku. Gerad miał rację - ta cała Emily do niego nie pasowała.
- Dzięki, chłopaki!- wykrzyknął nagle- A teraz wypad, muszę zadzwonić- dorzucił i szybko złapał za swój telefon.
*
Następnego ranka, ubrana w zwiewną sukienkę, wsiadłam do samochodu i nieco zdenerwowana pojechałam w miejsce, które kiedyś miałam nadzieję nazwać swoim domem. Zaparkowałam na podjeździe i po zgaszeniu silnika zabrałam torebkę i podeszłam do frontowych drzwi. Po naciśnięciu dzwonka wzęłam kilka głębokich oddechów i usiłowałam opanować drżące ręce. W końcu, kiedy w progu pojawiła się osoba, której oczekiwałam, uśmiechnęłam się blado.
- Możemy porozmawiać?
***
Ciekawe, czy domyślacie się, kim jest osoba na końcu. Rozwiązanie w następnym odcinku :D Proszę o wasze opinie - są dla mnie naprawdę ważne :P

piątek, 30 listopada 2012

018 - The Argument

Oparł dłonie na barierce i westchnął cicho. Nie wiedział kiedy i jak to się stało. Uwielbiali swoje towarzystwo, byli najlepszymi przyjaciółmi, a teraz nagle jej zachowanie tak diametralnie się zmieniło. Nie chciał dać po sobie poznać, jak bardzo go to bolało. Wzniósł oczy ku niebu i spojrzał na księżyc, oświetlający Barcelonę swoim jasnym blaskiem. Uśmiechnął się na wspomnienie jednego z wieczorów, które spędzili na jej tarasie, rozmawiając całą noc i zajadając rózne przekąski. Była taka radosna z powodu kolejnego spotkania z Leo, a on nie miał serca jej tego odbierać, mówiąc o swoich uczuciach, które powoli, ale skutecznie stłumił. Teraz jednak coś nie dawało mu spokoju, miał nieodparte wrażenie, że stała się taka, ponieważ wreszcie też coś poczuła.
Potrząsnął głową, chcąc odrzucić od siebie te myśli. To i tak nie miało już znaczenia - on wyjeżdżał na Euro, a ona poleciała do Chile z Alexisem. Zaśmiał się gorzko - sam popchnął ich ku sobie, a teraz żałował tego chyba bardziej, niż czegokolwiek w życiu.
*
Starałam się ubrać najwygodniej jak potrafiłam, ale obolałe żebra nie ułatwiały przeżycia w komforcie kilkunastogodzinnego lotu do Ameryki Południowej.
Kiedy w końcu udało nam się wysiąść z samolotu, z uśmiechem i wielkim zainteresowaniem rozglądałam się wokół, nie mogąc przestać zadawać pytań i radośnie podrygiwać.
- Alex!- usłyszałam wołanie.
Moja głowa automatycznie odwróciła się w stronę, z której usłyszałam dźwięk. Ujrzałam dziewczynę, machającą w naszym kierunku z szerokim uśmiechem. Była drobna i krucha, ubrana w zwiewną sukienkę w kwiaty wyglądała naprawdę słodko. Jej brązowe włosy opadały długimi falami na jej ramiona i plecy, a błyszczące oczy patrzyły na Sancheza w taki sposób, który natychmiast pozwolił mi stwierdzić, że to bynajmniej nie była jego siostra.
- Lui!- odpowiedział chłopak z entuzjazmem i puszczając moją dłoń rzucił się jej w ramiona i podniósł ją, okręcając się kilka razy dookoła własnej osi.
Uśmiechnęłam się na ten widok. Wyglądali razem tak uroczo, że nie mogłam być zła, że o mnie zapomniał.
- Sophi, pozwól- przywołał mnie do siebie gestem ręki, nadal szeroko się usmiechając, a ja posłusznie znalazłam się obok- Proszę poznaj moją przyjaciółkę, Luizę- wygłosił w moją stronę, po czym zwrócił się do niej- Lui, poznaj Sophię, moją dziewczynę- objął mnie ramieniem.
Jej oczy zrobiły się tak smutne, że miałam ochotę ją do siebie przytulić i pocieszyć.
- Miło mi Cię poznać, Sophi- podała mi dłoń, którą natychmiast uścisnęłam i uśmiechnęłam się przyjaźnie, co ona natychmiast odwzajemniła.
 - Jedźmy już, mama pewnie już nie może się doczekać- klasnął w dłonie, na co zaśmiałam się cicho i podążyłam za nimi do samochodu.
*
Rodzice Alexisa byli chyba najmilszymi ludźmi, jakich kiedykolwiek poznałam. Jego mama przygotowała pyszny obiad, który zjedliśmy w towarzystwie Luizy oraz dwóch braci i trzech sióstr Alexa, którzy przyjechali specjalnie, by spotkać się ze swoim sławnym bratem. Wieczorem Alex i Luiza wybrali się na spacer, by porozmawiać. Usilnie nalegali, żebym poszła z nimi, ale stanowczo odmówiłam wiedząc, że będą się przy mnie krępować. W tym czasie ja poszłam do ogrodu i usiadłam na ławce ze szklanką soku kaktusowego w ręce.
- Tutaj się ukryłaś- usłyszałam głos Marisol, mamy Alexisa.
Uśmiechnęłam się na jej widok i upiłam łyk soku.
- Piękna noc- mruknęłam, czując na skórze lekki powiew wiatru.
- Jesteś bardzo dobra dla mojego syna- zaczęła, a ja skupiłam na niej wzrok, niepewna co chce powiedzieć- Wiem jednak, że się męczysz. Sam fakt, że pozwoliłaś mu iść na spacer z Luizą świadczy o tym, że chcesz jego szczęścia, ale niekoniecznie u swojego boku- powiedziała, a ja ze zdziwieniem odkryłam, że ma rację.
- Tak, to prawda,ja...- zaczęłam, po czym westchnęłam głęboko- To skomplikowane. Kocham Alexisa, naprawdę. Tyle tylko, że w moim życiu jest ktoś, kogo kocham mocniej- szepnęłam, czując łzy.
Przymknęłam oczy, oczekując krzyków, wyzwisk i wyrzucenia z domu. Ku mojemu zdziwieniu pani Sanchez przytuliła mnie do siebie, gładząc delikatnie moje plecy.
- Nie uważasz, że skoro kochasz innego to powinnaś pozwolić Alexisowi być szczęśliwym u boku kogoś innego? Kogoś, kto będzie kochał tylko jego?- zapytala z ciepłym uśmiechem, a ja skinęłam głową, przyznając jej rację. 
- Dziękuję pani. Pozwoliła mi pani zrozumieć wiele rzeczy- podziękowałam grzecznie- Jutro z samego rana wrócę do Barcelony. Powinnam chyba spędzić więcej czasu z tatą- dorzuciłam, na co ona skinęła głową.
- To twoja decyzja. Pamiętaj jednak, że zawsze jesteś tutaj mile widziana, Sophi- zapewniła mnie. 
Wyrządzałam wiele krzywdy innym, a mimo to i tak spotykałam w życiu naprawdę życzliwych ludzi.
*
- Musimy porozmawiać, Alex- mruknęłam cicho, widząc jak wchodzi do pokoju.
W pomieszczeniu było ciemno, jedynym źródłem światła był księżyc, który wpuszczał do środka swój blask przez otwarte okno.
Pod moimi powiekami zbierały się łzy, ale nie chciałam płakać, zauważyłam, że robiłam to zbyt często. Usiadł na łóżku naprzeciw mnie i ujął moje dłonie w swoje.
- Moja mama dała Ci w kość?- zapytał żartobliwie, na co zaśmiałam się cicho.
- Nie, Alex, oczywiście, że nie. Twoja mama jest cudowną kobietą- zapewniłam go, zgodnie z prawdą- Uświadomiła mi dzisiaj bardzo ważną rzecz- dodałam, kładąc dłoń na jego policzku- Kocham Cię, Alexis, naprawdę. Tyle tylko, że Cesc jest miłością mojego życia, powinnam się o niego starać, a nie mącić w Twoim życiu. Powinniśmy wrócić do bycia przyjaciółmi, bo właśnie nimi jesteśmy. Nie możemy tak sobie utrudniać życia- wyjaśniłam, ocierając ukradkiem łzy.
- Ale ja Cię kocham, Sophi, rozumiesz to?- zapytał cicho.
- Rozumiem, jasne, że rozumiem. Tyle tylko, że jest ktoś, kogo kochasz bardziej, kogo powinieneś mieć w swoim życiu. I nie mówię o Syndill- dodałam.
- Kogo masz namyśli?- zdziwił się, lecz po chwili milczenia zorientował się o kogo chodzi- Luiza? Ale przecież to moja przyjaciółka. Była w moim życiu...
- Zawsze?- podsunęłam.
- Tak...- mruknął zdziwiony i zamyślił się głęboko.
- Zamówiłam już bilet na jutro rano, wracam do Barcelony. Spędzę trochę czasu z tatą i Elizą, a kiedy chłopcy wrócą z Euro, porozmawiam z Fabregasem- wytłumaczyłam.
- Czyli... To chyba pożegnanie- zauważył cicho.
- Odwiedź mnie kiedy wrócisz do Hiszpanii, Alex- poprosiłam z uśmiechem i przytuliłam się do niego, a on zamknął mnie w swoich ramionach w bezpiecznym, długim uścisku.
***
Zadziwiająco łatwo przyszło mi napisanie tego odcinka :) Jak pewnie zauważyłyście, powoli zmierzam do końca tej historii, zostało góra dziesięć odcinków. Nie wiem kiedy napiszę następną część, mam nadzieję, że szybko. Nie oznacza to, że kolejne części będą pojawiać się regularnie - kiedy coś wpadnie mi do głowy to napiszę. Póki co zapraszam was goroąco na:

poniedziałek, 24 września 2012

017 - Melnacholy Hill

Omawiałam z tatą nowe pomysły na strategie dla zawodników, ale kątem oka obserwowałam chłopaków trenujących na murawie. Alex wręcz błyszczał, wyszczerzony do wszystkich wokół i idealnie wykonywał wszystko, o co poprosił go Tito. Cesc natomiast był jego całkowitym przeciwieństwem. Smętnie powłóczył nogami po boisku, wydawał się nieobecny i zmartwiony, partaczył wszystko, czego się dotknął. Co chwilę rzucał w moim kierunku zbolałe spojrzenia, a ja całą siłą woli zmuszałam się, żeby nie wstać i nie rzucić mu się w ramiona z płaczem mówiąc, że go kocham i chcę, żeby był przy mnie na dobre i na złe. Uparcie ignorowałam fakt, że cholernie ranię go swoim zachowaniem.
W końcu, po zakończeniu treningu, podbiegł do mnie zmęczony, ale uśmiechnięty Alex i pocałował mnie delikatnie, co natychmiast odwzajemniłam.
- Porozmawiamy?- zapytał z nadzieją, na co skinęłam głową.
- Idź pod prysznic, a ja poczekam na Ciebie na górze- poprosiłam, a on cały w skowronkach wykonał moją prośbę.
Zaśmiałam się i pokręciłam głową widząc, jak radośnie zmierza w kierunku szatni.
*
Podrygiwał radośnie, zmierzając za kolegami w kierunku szatni. Nareszcie był szczęśliwy. Myślał, że po śmierci Syndill to nie nastąpi już nigdy, ale na szczęście się mylił. Sophi dawała mu tyle, na ile zasługiwał i lie oczekiwał. Wiedział, że kocha innego, ale wiedział, że jego też. Nie wiedział czemu, ale doskonale to rozumiał i nie próbował jej zmieniać. Bał się, że mogłaby go opuścić, gdyby spróbował. Miał nadzieję, że ten drugi nigdy nie domyśli się prawdy i nie będzie chciał z nią być, ale jeśli miałoby to nastąpić pozwoliłby jej na to. Pragnął tylko jej szczęścia, a jeśli to byłoby powiązane, usunąłby się w cień.
- Przestań się tak szczerzyć. Dostanę oczopląsu- mruknął Pedro, sznurując buty.
- Nie mogę- odpowiedzial, nie zmieniając wyrazu twarzy.
Jego wzrok padł na zmarnowanego Fabregasa, siedzącego w ciszy w kącie pomieszczenia. Chłopak był wyraźnie zmartwiony i smutny, a on doskonale wiedział co było tego powodem. Sophi nagle stała się dla niego oschła i nieprzyjemna, jakby nie był już jej przyjacielem.
- Coś taki markotny, Fabs?- obok niego klapnął Pique, na co Fabregas tylko mruknął pod nosem coś niezrozumiałego.
- No bo czemu ona mnie tak traktuje?- wybuchnął nagle, niemalże płaczliwym tonem.
- Te baby- mruknął Gerard i poklepał go po ramieniu- Może ma okres- mruknął zamyślony, na co Cesc walnął go w ramię, po czym złapał za torbę i wyszedł żwawym krokiem.
*
Wychylilła się ze swojego gabinetu, słysząc rozmowę na korytarzu. Oparła się o framugę, by pozostać niewidoczną i wsłuchała się w znajome głosy.
- Byłem pewien, że ten drugi, którego kochasz, to Leo- powiedział Alex ze smutkiem w głosie.
- Leo? Alex, proszę Cię. Jedyne co mi po nim pozostało to niesmak- odpowiedziała nieco opryskliwie Sophi- Natomiast Cesc...- zawiesiła głos.
Poczuła, jak jej dłonie zaciskają się w pięści, a oddech nieco przyspiesza. Dopiero co udało się jej zwabić Fabregasa, a ten wreszcie odważył się zaprosić ją na randkę. Wiedziała, że chłopak jest nią oczarowany i pomimo swojej niechęci do wszelkiego rodzaju piłkarzy postanowiła zacisnąć zęby i wytrwać, by móc w końcu dostać swoje pięć minut. Francesc był na swój sposób uroczy i słodki, ale nie był w jej typie. Ona wolała raczej typ Cristiano Ronaldo o jaki trudno w szeregach potulnych baranków FC Barcelony. Miała dość siedzienia za biurkiem, chciała, by ludzie ją rozpoznawali, a teraz ta dziewucha mogła obrócić w perzynę jej misternie wymyślony plan.
- Kocham Cesca całym sercem już od dłuższego czasu, po prostu... Był taki szczęśliwy, kiedy ta Emily w końcu zgodziła się iść z nim na randkę, że nie mam serca niszczyć mu tego wszystkiego- tłumacyzła zdławionym głosem- Poza tym teraz mam Ciebie- dokończyła, a Emily dojrzała, jak z czułością kładzie dłoń na policzku Chilijczyka i składa delikatny pocałunek na jego ustach.
Zmarszczyła brwi, zagubiona w widoku, jaki miała przed sobą. Córka trenera była bardziej pojebana, niż się jej wcześniej wydawało, ale to nie zmieniało faktu, że stała jej na przeszkodzie i musiała szybko się jej pozbyć.
- Poczekaj na mnie w samochodzie, muszę coś jeszcze załatwić- poprosiła i pocałowała go po raz ostatni, po czym odwróciła się i stanęła naprzeciw Emily patrzącej na nią lodowatym wzrokiem.
*
- Emily- mruknęłam, siląc się na uśmiech- Jak po wczorajszej randce z Fabregasem?- zapytałam, udając zaintereswanie.
Stała przede mną z rękami zaplecionymi na piersiach i z uniesionymi brwiami patrzyła na mnie z pogardą.
- Świetnie- odrzekła z przesadnym entuzjazmem- Jednak dostrzegam na horyzoncie pewną przeszkodę- dodała, udając zastanowienie.
Przełknęłam ślinę czując, że to nie skończy się dobrze. Ta panna była mocno niebezpieczna.
- Serio? Jaką?- zapytałam, udając dobrą koleżankę, chętną, by wysłuchać jej problemów.
- Ciebie- warknęła.
Następne co poczułam, to jej ręce na swoich ramionach, które popchnęły mnie mocno do tyłu. Przekoziołkowałam po całych schodach, lądując u ich podnóża wprost przed sparaliżowanym strachem Alexisem.
- Czy Ciebie do reszty pojebało, Emily?- wrzasnął- Mogłaś zrobić jej krzywdę, mogłaś ją zabić!- krzyczał, równocześnie podchodząc do mnie i pomagając mi wstać- Sophi, Boże, Sophi- mamrotał i odgarnął mi włosy z czoła, odsłaniając moją poobijaną twarz- Co Ci się stało, Aniołku?- pytał, kojącym głosem.
- Kocham Cię- mruknęłam z półuśmiechem i odpłynęłam w jego silnych raminach.
*
- Panie doktorze, co z nią?- usłyszałam po przebudzeniu.
Zmarszczyłam brwi, rozglądając się wokół. Byłam nieco przyćpana środkami przeciwbólowymi, które mi podano, dlatego krótką chwilę zajęło mi skojarzenie poprzednich wydarzeń. Skrzywiłam się, kiedy zrozumiałam, że leżę w szpitalu, ubrana w jakąś ich piżamę i podłączona do kroplówki. Bolała mnie głowa, lewa kostka, ale najgożej było z żebrami.
- Jest oczywiście bardzo poobijana, ma lekko skręconą kostkę, ale najgorsze są połamane żebra. Z tego co wiem panna Guardiola jest tancerką. Taki uraz wyklucza z ćwiczeń na co najmniej pół roku- poklepał go pocieszająco po ramieniu i zniknął za drzwiami.
Alex westchnął ciężko, po czym schował twarz w dłoniach. Usmiechnęłam się lekko widząc, jak bardzo się o mnie martwi. Sprawił, że pokochałam go jeszcze mocniej. Był przy mnie właśnie teraz, kiedy najbardziej go potrzebowałam. Po chwili poczułam łzy, zbierające się w kącikach oczu. Ta wredna pinda właśnie pozbawiła mnie szansy na występ w Mistrzostwach Europy. Szło nam z Antionio wyśmienicie, wygraliśmy niedawno Mistrzostwa Hiszpanii. Teraz, przez tę idiotkę, nasze marzenia legły w gruzach.
- Hej, Kwiatuszku- usłyszałam łagodny, aczkolwiek bardzo zmęczony głos Sancheza.
Spojrzałam w jego kierunku i uśmiechnęłam się chociaż czułam, jak łzy spływają po moich policzkach.
- Długo byłam nieprzytomna?- zapytałam zdławionym głosem.
- Tylko kilka godzin, Kochanie- przejechał subtelnie dłonią po moich włosach i pocałował mnie delikatnie w czoło.
- Alex, to prawda?- mruknęłam, przygryzając wargę, jednak nawet to nie pohamowało łez.
- Boże, Aniołku, tak strasznie mi przykro. Gdybym tylko ją zauważył i został z Tobą na tych cholernych schodach...- warknął, zaciskając dłonie w pięści. Położyłam dłoń na jego przedramieniu i pogładziłam je lekko.
- To nie Twoja wina, Głuptasie. Powinnam być ostrożniejsza w towarzystwie tej wariatki- oznajmiłam.
- Trzeba powiedzieć Fabregasowi- zauważył.
- Nie!- krzyknęłam szybko, ale kiedy dostrzegłam jego pytające spojrzenie, kontynuowałam- Nie chcę być powodem jego niezgody między Emily. Powinien sam poznać prawdę- szepnęłam.
- Jak sobie życzysz- odrzekł cicho- Tak strasznie mi przykro, Kochanie. Nie weźmiesz udziału w mistrzostwach- mruknął cicho.
- Alex, sam jesteś sportowcem. Wiesz, że wypadki się zdarzają. Sam ominąłeś kilka ważnych spotkań przez kontuzje- mruknęłam.
- Tak, ale nie były spowodowane tym, że jakaś kretynka zepchnęła mnie ze schodów!- uniósł się lekko.
- Jesteś zdenerwowany, bierzesz wszystko zbyt emocjonalnie. Jedź do domu, prześpij się trochę, a rano przywieź mi z domu jakieś wygodne rzeczy. Wypierdzielam z tej umieralni- mruknęłam, na co zaśmiał się cicho.
- Kolorowych snów, Aniołku- szepnął, po czym pocałował mnie czule i zniknął za drzwiami.
Westchnęłam przeciągle, nie mogąc opanować fali rozkoszy, jaka rozeszła się po moim ciele. Jestem złą, złą kobietą, pomyślałam.
*
Na drugi dzień z samego rana przywitał mnie uśmiechnięty Alex, który po słodkim całusie na dzień dobry wręczył mi moje ubrania i popędził do łazienki, żebym się wreszcie ubrała i spadała z tego przerażającego miejsca.
Kiedy wszystko już na siebie wcisnęłam stwierdziłam, że spod krótkiej bluzki widać moje zabandażowane żebra. Westchnęłam, krzywiąc się z bólu i wróciłam do sali, gdzie zniecierpliwiony Sanchez czekał na mnie przy drzwiach. Złapałam jego dłoń i na tyle raźnym krokiem, na jaki pozwalał mój obecny stan, opściliśmy szpital.
- Wyjedź ze mną do Chile- usłyszałam nagle i przystanęłam na środku parkingu, zszokowana.
- Co?- wydukałam w końcu.
- Wyjedź ze mną do Chile, Sophi. Chłopaki zaczynają teraz Euro z reprezentacją, a ja chcę odwiedzić rodzinę. Nie na długo, na tydzień- wyjaśnił, patrząc na mnie z nadzieją i szerokim uśmiechem.
Patrzyłam na niego ogromnymi oczami.
- Albo wieesz co? nie odpowiadaj mi teraz, zastanowisz się spokojnie i powiesz, jak będziesz gotowa- dodał szybko.
Uśmiechnęłam się czule, widząc jego zdenerwowanie. Widziałam, jak bardzo mu na tym zależało, denerwował się, chociaż starał się nie dać tego po sobie pozać. Wiedziałam, że będę musiała poznać jego rodzinę, ale nie miałam serca, by mu odmówić. Nie chciałam odmawiać, perspektywa spędzenia całego tygodnia tylko z nim była bardzo kusząca i przezwyciężała moje obawy.
- Alex...- pociągnęłam lekko jego dłoń, a on spojrzał na mnie pytająco- Tak- powiedziałam z uśmiechem.
- Naprawdę?- uśmiechnął się słodko- wplatając dłoń w moje włosy i przyciagając mnie do siebie.
- Naprawdę- zasmiałam się, a on pocałował mnie w najczulszy znany mi sposób.
***
Napisałam już dawno, jakimś cudem dopisałąm końcówkę. Moje życie się nie układa, przez co nie chce mi się nic pisać. Nie wiem dokąd zmierzam. Nie mam pojęcia kiedy napiszę kolejny rozdział tutaj. póki co mam napisane trzy rozdziały na moje drugie opowiadanie, do którego link znajdziecie u góry. Zapraszam tam.
PS. Kyo chce być informowany prosze o zostawienie numeru gg :)

poniedziałek, 10 września 2012

016 - Stay

W lewej ręce niosłam moje miętowe szpilki, prawą zaś miałam splecioną z dłonią Alexisa, kiedy wolnym krokiem spacerowaliśmy brzegiem morza. Fale delikatnie obijały się o brzeg, a księżyc świecił jasno, dodając tajemniczości i magii nocnej scenerii Barcelony. Uśmiechałam się. Czułam to. W jego towarzystwie czułam się taka wyjątkowa i adorowana, jak dawno się nie czułam. Patrzył na mnie z tym uwielbieniem w oczach, które w niektórych momentach wręcz mnie krępowało. Wiedziałam, że zakochałam się w Cescu już dawno temu, że był miłością mojego życia. Kiedy wydawało mi się, że czuję coś do Leo, tak naprawdę kochałam Fabregasa. A Alexis? On kochał mnie, to było pewne. Wiedziałam, że ja również kochałam jego, ale nie w sposób, na jaki zasługiwał.
- Alex...- zatrzymałam się nagle, czując, że jestem bliska wpadnięcia w histerię.
- Jesteś taka piękna, Sophi- szepnął, łapiąc w palce niesforny kosmyk włosów i wkładając go za moje ucho. Przymknęłam powieki i pozwoliłam wypłynąć jednej łzie.
- Nigdy nie będę w stanie pokochać Cię tak mocno, jak kocham jego, rozumiesz? Duszę się, kiedy widzę go z inną, to tak strasznie boli. Widzę jak mocno się do mnie przywiązałeś...- mówiłam chaotycznie.
- Kocham Cię- przerwał mi stanowczym stwierdzeniem.
- Co? Nie, Alex... Nie wiesz o czym mówisz...- zaśmiałam się histerycznie.
- Doskonale wiem o czym mówię, Sophi. Kocham Cię od momentu naszego wspólnego wyjścia do kina, pamiętasz? Zabrałem Cię później na cmentarz, na jej grób. Sindyll była miłością mojego życia, nie widziałem poza nią świata, ale ona odeszła dawno temu i nie wróci, a ja muszę żyć dalej, rozumiesz? Wiem, że nie pokochasz mnie tak, jak kochasz jego, ja też nie pokocham Cię tak, jak kochałem ją, to jest niemożliwe. Ale jednak, mimo wszystko, stoję tu przed Tobą i mówię Ci, że Cię kocham, Sophi. Wiem, że nie jesteś w stanie powiedzieć, że nie czujesz tego samego- przejechał palcem po moim policzku, ścierając z niego wciąż wypływające z oczu łzy.
Czułam się jak w scenie w jakiejś brazylijskiej telenoweli. Obydwoje kochamy inne osoby, ale nie możemy z nimi być, więc dla pocieszenia zakochujemy się w sobie wzajemnie. To było tanie i kiczowate. Ale jednak wiedziałam, że Sanchez ma rację. Nie mogłam stwierdzić, że nic do niego nie czuję. Cesc widocznie był poza moim zasięgniem, więc dlaczego miałabym nie spróbować życia u boku Alexisa? Kto wie, może będziemy razem szczęśliwi?
Wypuściłam powietrze, poddając się, po czym uśmiechnęłam się szeroko.
- Masz rację, Alex. Ja też Cię kocham. Nie w sposób, którego ja lub Ty byśmy sobie życzyli, ale jednak Cię kocham- przyznałam, na co on uśmiechnął się najpiękniej, jak było mi dane widzieć.
Położył ręce na mojej talii i przyciągnął do siebie poważniejąc i patrząc mi głęboko w oczy.
- Będziesz ze mną szczęśliwa Sophi. Dostaniesz wszystko czego będziesz potrzebowała. Zawsze będę Cię kochał- zapewnił mnie, na co zaśmiałam się cicho i położyłam głowę na jego barku, wtulając twarz w jego szyję.
- Nie składaj takich obietnic. Potem możesz tego nie dotrzymać- pouczyłam go.
Zaśmiał się cicho i pocałował mnie niecierpliwie pokazując, jak długo czekał na tę chwilę. Ja natomiast wreszcie poczułam się bezpieczna i kochana.
*
Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się, patrząc na sufit. Chciałam, by ten dzień wreszcie się różnił od wszystkich poprzednich, kiedy byłam biedną dziewczynką zakochaną w najlepszym przyjacielu. Moje uczucia nie zmieniły się nawet na sekundę, ale teraz było inaczej. Miałam Alexisa, który mnie rozumiał i był przy mnie, nawet mimo świadomości, że nie zajmuje w moim sercu pierwszego miejsca.
- Dzień dobry, Księżniczko- usłyszałam.
W progu pokoju stał uśmiechnięty tata i spoglądał na mnie z radością wymalowaną na twarzy.
- Coś się stało, że zawitałeś w moim pokoju z samego rana?- zapytałam wesoło, po czym podeszłam do niego i pocałowalam go w policzek.
Złapłam z fotela swoje rzeczy i zniknęłam w łazience.
- A czy coś musiało się stać?- dotarło do mnie zza drzwi.
Wyszłam z łazienki i popatrzyłam na niego sceptycznie, na co on wywrócił oczami i westchnął przeciągle.
- Tato, znam Cię nie od dzisiaj. Wiem, kiedy chcesz mi powiedzieć coś ważnego- poinformowałam go, wiążąc włosy w kucyka.
- Masz rację...- mruknął, drapiąc się z zakłopotaniem po głowie- Razem z Elizą mamy dla Ciebie... Szokującą wiadomość i nie wiemy jak to przyjmiesz- oznajmił, a w drzwiach jakby na zawołanie pojawiła się rudowłosa kobieta.
- Miło Cię widzieć, Elli- uśmiechnęłam się. Zatrzymałam na niej na chwilę wzrok i zmarszczyłam brwi- Nie chcę być niemiła, ale chyba przytyłaś- uśmiechnęłam się przepraszająco, na co ona zaśmiała się głośno.
- Cieszę się, że zauważyłaś Sophi, bo właśnie z tym wiąże się nasza wiadomość- powiedziała pogodnie.
Zatrzymałam się w pół kroku i przerzucałam zszokowane spojrzenie z jednego na drugie i tak w kółko.
- Czy ty...? Nie- mamrotałam- Naprawdę?!- wyrzyknęłam w końcu, śmiejąc się jak głupia i czując łzy pod powiekami.
- Naprawdę, Sophi. Będziesz miała rodzeństwo- potwierdził tata. Widziałam, że naprawdę mu ulżyło, kiedy zobaczył moją radość na tę wiadomość.
Przytuliłam ich oboje i pogratulowałam. Byłam taka dumna i szczęśliwa mając świadomość, że będę miała rodzeństwo.
*
Zmierzałam na boisko ramię w ramię z tatą. Rozmawialiśmy wesoło i snuliśmy plany na przyszłość, bo jak się okazało, Eliza była już w czwartym miesiącu ciąży. Nie byłam zła, że nie powiedzieli mi wcześniej. Bądźmy szczerzy: Przez ostatnie kilka miesięcy  trudno było się ze mną dogadać.
Kiedy tylko znaleźliśmy się na stadionie zobaczyłam, że piłkarze stoją w grupce i wesoło o czymś rozmawiają, krzycząc i przepychając się. Byli wśród nich również moi Trzej Muszkieterowie czyli Leo, który właściwie nic mnie nie obchodził. Wiedziałam, że Aimee siedzi na trybunach i dzielnie dopinguje swojego, znów, narzeczonego. Dalej był Fabregas, jak zwykle zagłębiony w swoim własnym świecie myśli, w którym pewnie gził się z tą swoją Emily w jego karmazynowej pościeli. Był też Alexis... Mogłam śmiało pomyśleć mój Alexis. Chociaż wciąż czułam, że źle robię, bo ranię przez to nas oboje to nie potrafiłam mu się oprzeć, kiedy widziałam, jak słodko uśmiecha się, słuchając jakichś bredni Thiago. Rzuciłam torebkę na ławkę i pewnym krokiem rusyzłam w jego kierunku. Z rozpędu pociągnęłam go za rękę, by obrócił się w moim kierunku i wpiłam się w jego słodkie usta. Na początku był nieco zaskoczony, ale kiedy zrozumiał, że ja to ja, przyciągnął mnie do siebie i pogłębił pieszczotę. Chłopcy wokół zareagowali krzykami, brawami i gwizdami.
Oderwałam się od niego, oparłam swoje czoło o jego i zaśmiałam się głośno.
-Aaaawwww... Jesteście słodcy!- pisnął Carles, mrugając powiekami, jak tania paryska kurtyzana.
- Ociekacie zajebistością po prostu- dorzucił Dani, szczerząc się jak głupi.
- Czy ja o czymś nie wiem?- zapytał zdenerwowany Cesc.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz, Fabregas- warknęłam, nie przestając patrzeć Sanchezowi w oczy.
W dużej mierze robiłam to tylko dlatego, żeby wkurzyć Francesca. Chciałam sprawić, by poczuł ból odrzucenia i zdrady. Taki, który w tamtej chwili rozdzierał mnie od środka i to do tego stopnia, że nie byłam w stanie na niego spojrzeć. Z drugiej jednak strony chyba próbowałam uśpić czujność Alexa, co raczej przyniosło efekt odwrotny do pożądanego.
- Jak skończymy to musimy porozmawiać- powiedział na tyle cicho, bym tylko jak to usłyszała.
Skinęłam głową i rusyzłam w stronę taty, przeklinając w środku swoją głupotę i to, jak łatwo dałam pozać po sobie co czuję. Zakładałam, że Sanchez nie będzie zadowolony.
***
Cóż... Sophi chyba przestaje być pozytywną bohaterką. Sama nie wiem po co to tak ciągnę, po prostu tak to wymyśliłam i nie jestem w stanie zmienić swojej wizji xD W siedemnastce mały zwrot akcji. Mam nadzieję, że ktoś to przeczyta xD
Straciłam natchnienie jakoś. A może dopadło mnie lenistwo? Sama nie wiem...

poniedziałek, 3 września 2012

015 - Love's to blame

Siedział w fotelu i ze znudzeniem obserwował przyjaciela, który od ponad godziny przeglądał szafę i wybierał odpowiedni strój na swoją pierwszą randkę. Co jakiś czas przewracał oczami słysząc, jak Hiszpan mruczy pod nosem jakieś głupawe piosenki i szczerzy się do wszystkiego wokół.
- Martwię się o nią- wypalił nagle, wyrywając Chilijczyka ze stanu lekkiego otępienia.
- O Emily?- zapytał głupkowato.
- Nie, Idioto! O Sophi- mruknął, rzucając na łóżko kolejną parę spodni.
- Niby dlaczego?- szczerze zainteresował się opinią Fabregasa, który, bądź co bądź, był najbliżej związany z córką trenera.
- Byłem wczoraj u niej i powiedziałem jej o mojej randce, ale wydawało mi się, że ona wcale się ze mną nie cieszy, chociaż zapewniała mnie, że jest zupełnie odwrotnie- tłumaczył, przegladając po raz kolejny koszule wiszące na wieszakach.
Sanchez zamyślił się głęboko, słuchając słów przyjaciela. Od kilku tygodni próbował jakoś dotrzeć do panny Guardiola, zbliżyć się do niej, umówić się, ale ona ciągle zbywała go twierdząc, że nie jest gotowa na poważniejszy związek po porażce z Leo. On za każdym razem ustępował i pozwalał jej odzyskać swoją przestrzeń, ale w jego sercu gościło coraz więcej i więcej nadziei. Dotychczas bał się, że Sophia może związać się z Cesciem, ale skoro on umówił się na randkę już nic nie stało mu na przeszkodzie, by spróbować po raz kolejny.
- Mam świetny pomysł!- wykrzyknął nagle Fabregas, a przestraszony Chilijczyk aż podskoczył w fotelu, wyrwany z rozmyslań.
- Oświeć mnie- mruknął znużony.
- Skoro idę z Emily na randkę, Ty możesz wziąć Sophi i pójść z nami. Podwójna randka- klasnął w dłonie, podekscytowany.
Gdyby było to możliwe nad głową Alexisa pojawiłaby się zapalona żarówka, a w oku błysk. Fabregas właśnie poddał mu pomysł, jak mógłby w końcu zaprosić ją na randkę. Niemalże zaczął skakać z radości, ale widząc uniesione brwi przyjaciela odchrząknął i zrobił zamyśloną minę.
- Pójdę ją zapytać, a potem dam Ci znać- oznajmił i w pośpiechu wybiegł z domu.
- Zawsze mogłeś zadzwonić- mruknął pod nosem, następnie wzruszył ramionami i znów zaczął krytycznie patrzeć na walające się po całej sypialni ubrania.
*
Siedziałam na kanapie w salonie i przerzucałam kanały wściekła, że nawet głupia telewizja nie chce ze mną współpracować. Sfrustrowana rzuciłam pilota na fotel, po czym westchnęłam i schowałam twarz w dłoniach. Nie myślałam, że kiedykolwiek to się stanie. Myślałam, że Cesc zawsze będzie dla mnie jak brat, gotowy mnie wspierać i nie traktować mnie jak kobietę, w której mógłby się zakochać. Cóż, akurat to się nie stało. Za to ja, głupia gęś, zakochałam się na zabój w tym chłopaku. W chłopaku, który był ze mną na dobre i na złe. Zaśmiałam się cicho, wycierając łzy. Po części sama byłam sobie winna: Na początku znajomości dawał mi wyraźnie do zrozumienia, że jest mną zainteresowany, ale ja byłam tak zafascynowana Leo, że nie zrobiłam żadnego kroku. A teraz płaciłam za to wysoką cenę.
Usłyszałam dzwonek do drzwi, więc prędko otarłam łzy i ruszyłam na dół, by móc otworzyć. Moim oczom ukazał się uśmiechnięty Alexis. Nie zrozumcie mnie źle: Cieszyłam się na jego widok, naprawdę. Po prostu poczułam zawód, że to nie Cesc. Zaraz jednak przypomniałam sobie, że Hiszpan pewnie przygotowuje się w domu na randkę, przez co automatycznie zacisnęłam szczękę.
- Cześć, Sophi- powiedział cicho i pocałował mnie w policzek, a do moich nozdrzy wdarł się ostry zapach jego perfum.
Westchnęłam przeciągle i zmusiłam się do uśmiechu.
- Alex, hej. Chodź, napijesz się czegoś?- zapytałam, udając się do kuchni. Wiedziałam, że idzie za mną, czułam na sobie jego palący wzrok.
- Kawy- uśmiechnął się ciepło i usiadł za stołem.
Skinęłam głową i nastawiłam wodę, po czym usiadłam naprzeciw niego.
Po krótkiej chwili wahania złapał moje dłonie, a ja tym razem postanowiłam ich nie wyrywać, co bardzo go ucieszyło i chyba zachęciło do szybszego poinformowania mnie o genialnym pomyśle, który kłębił się w jego, bądź co bądź, uroczej główce.
- Jak pewnie wiesz, Fabregas zabiera dzisiaj tę sztywniaczkę Emily na randkę i jest tym kompletnie podekscytowany- zaczął wywracając oczami, a ja nakazałam sobie surowo nie zmieniać pozycji ani miny- Jednak w tym całym amoku wpadł na genialny pomysł, który postanowiłem wykorzystać- wyszczerzył się, na co zaśmiałam się cicho.
Wstałam, by wyłączyć czajnik i zrobić kawę. Poczułam, jak staje za mną i przeciąga dłońmi po moich ramionach. Wbrew sobie poczułam dreszcz, który przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa.
- Sophi, ja wiem, że ta cała sprawa z Leo, nieważne co się stało, niesamowicie Cię rozbiła i zwaliła z nóg, ale minęło już chyba sporo czasu. Powiedziałem Ci kiedyś, że nie rozbiję Twojego związku, ale będę na Ciebie cierpliwie czekał. Teraz jesteś sama, a ja nie mogę zwalczyć w sobie tych uczuć, które żywię względem Ciebie- mówił cicho, tuż przy moim uchu, a ja drżałam lekko z nadmiaru emocji.
- Alex, proszę...- zaczęłam, ale przerwał mi muśnięciem warg o moją szyję, co spowodowało, że z moich ust wydobyło się westchnienie.
- Nie, Spohi, to ja Cię proszę. Proszę Cię, byś w końcu pozwoliła mi zabrać Cię na randkę. Naszą pierwszą randkę z prawdziwego zdarzenia- szeptał, drażniąc ustami płatek mojego ucha- Fabregas zaproponował, byśmy wybrali się z nimi na podwójną randkę- powiedział w końcu, a ja otworzyłam gwałtownie oczy.
Ten facet naprawdę był ślepy! Jak mógł nie wiedzieć, że sam jego widok u boku innej kobiety sprawia, że czuję, jakby ktoś kroił mi serce tępym nożem? Cóż, skoro tą kobietą u jego boku nie mogłam być ja, mogłam chociaż sprawić, żeby zrozumiał ile traci, umawiając się z inną.
- Zgadzam się- odwróciłam się do niego przodem i spojrzałam mu z uśmiechem w oczy.
Czułam, jak mięknie mi serce na widok szczęścia wymalowanego na jego twarzy. Po chwili, z lekkim wahaniem złożył delikatny pocałunek na moich ustach i oparł swoje czoło o moje.
- Będę po Ciebie o dwudziestej- mruknął cicho i wyszedł, pozostawiając po sobie tylko woń drogich perfum.
*
Stałam przed lustrem, patrzyłam na siebie krytycznym spojrzeniem i czułam się ekstremalnie źle z tym, jak wykorzystywałam Alexa. Przynajmniej wydawało mi się, że było to wykorzystywanie. Chociaż nie był mi całkowicie obojętny, nie kochałam go. Przynajmniej nie w sposób, w jaki kochałam Cesca.
Po raz ostatni przejechałam dłonią po sukience na brzuchu, odgarnęłam proste włosy i łapiąc do ręki torebkę zeszłam do kuchni, w której zastałam tatę i Elizę.
- Wyglądasz nieziemsko, Kochanie- powiedział uśmiechnięty ojciec, podchodząc do mnie i całując mnie w czoło.
- Świętujemy coś dzisiaj?- zapytała skołowana rudowłosa kobieta, na co zaśmiałam się cicho.
- Wychodzę na randkę- oznajmiłam uśmiechnięta od ucha do ucha.
Mimo podłoża dla tego spotkania i świadomości, że mój ukochany będzie na nim z inną byłam nad wyraz szczęśliwa, że idę na randkę z Alexisem.
- A mogę wiedzieć, który z moich piłkarzy jest tym szczęściarzem? Albo nie, czekaj! Sam zgadnę- powiedział tata, na co razem z Elizą zaśmiałyśmy się cicho- Alexis- oznajmił triumfalnie.
- Skąd to niby wiesz?- zapytałam oburzona.
- Kochanie, ten chłopak całymi dniami wodzi za Tobą rozmarzonym wzrokiem, a kiedy Cię nie ma ciągle o Tobie mówi. Widać, że i Tobie nie jest obojętny- poinformował mnie poważnym tonem.
- Chyba muszę mocniej skrywać swoje emocje- zażartowałam, chcąc zmienić temat. Ojciec czytał ze mnie, niczym z otwartej księgi, jeżeli chodzi o Sancheza, ale nie domyślił się niczego w związku z Fabregasem. Czyżbym była aż tak pokręcona?
- Twoja randka- zauważyła Eliza, wyrywając mnie z zamyślenia.
Wzięłam głęboki wdech i pomachałam im na dowidzenia. Otworzyłam drzwi i ujrzałam przed nimi Alexisa w czerwonej koszuli i czarnych spodniach, wpatrzonego we mnie, niczym w obrazek.
- Wyglądasz bajecznie, Sophi- szepnął, całując mnie delikatnie, co odwazajemniłam z lekkim wahaniem.
- Ty też niczego sobie, Sanchez- mruknęłam figlarnie, na co zaśmiał się cicho i nadstawił ramię, które z przyjemnością ujęłam.
*
Restauracja, którą wybrali, była naprawdę śliczna i przytulna. Nie było dużego tłoku, dlatego można było czuć się swobodnie. Chyba że, jak w moim przypadku, siedziała przed wami miłość waszego życia i niecierpliwie oczekiwała przybycia swojej dzisiejszej randki.
W końcu, bo kilku minutach oczekiwania, pojawiła się przy stoliku. Wyniosła, chłodna z kamienną twarzą, ubrana bardziej jak na spotkanie biznesowe, niż na randkę, z włosami zaczesanymi w ciasnego koka i bladymi ustami. Była piękna, nie można było temu zaprzeczyć, miała jednak w sobie coś, co powinno raczej odpychać, niż przyciągać. Usmiechnęła się na krótko, kiedy Cesc pocałował jej policzek, po czym wróciła do poprzedniego wyrazu twarzy. Była tak odmienna od niego, że gdybym była w innej sytuacji, pewnie zaczęłabym się śmiać. Fabregas był radosnym promyczkiem, zawsze uśmiechnięty, a obok niego siedziała Królowa Śniegu. Komedia i dramat równocześnie.
- Może coś zamówimy?- zaproponował Cesc, kiedy zapadło niezręczne milczenie.
- Zjedzmy to szybko i spadajmy- szepnął mi na ucho Alex, na co gorliwie przytaknęłam.
Całą siłą woli powstrzymywałam się, by nie gapić się na Cesca, patrzącego na Emily maślanym wzrokiem.
***
Tia... Ja wiem, że sytuacja zaczyna robić się niemiła, ale cóż poradzę? Taka już ze mnie wredna baba, haha :D Jeśli myślicie, że ten odcinek jest zaskakujący, to szesnasty może was zwalić z nóg :D Sophi jest porypana... Coś jakby moje lustrzane odbicie :P I chyba przestaje byC taka idealna jak była na początku.
Do następnego :*

piątek, 31 sierpnia 2012

014 - Ocean Wide

Obudziłam się, czując silny, rozdzierający ból głowy. Z cichym jękiem przewróciłam się na prawy bok i dostrzegłam Fabregasa śpiącego w fotelu w dziwnej, nienaturalnej pozycji. Usmiechnęłam się rozczulona, widząc jego zaangażowanie w moje życie. Wiedziałam, że mu na mnie zależy, dlatego tak się tym wszystkim przejął.
Zachowując się najciszej jak potrafiłam, wstałam z łóżka i udałam się do łazienki, by móc wziąć prysznic. Stałam zamyślona w kabinie i długo pozwalałam, by letnia woda obmywała moje nagie ciało. Czułam ból, rozdzierający mnie od środka i nie mogłam zrobić nic, by móc go zatrzymać. wiedziałam, że mój całkowicie świeży związek z Leo został definitywnie zakończony i nie miałam szans na to, by móc to wszystko uratować. Wydawało mi się, że między nami zaczyna się tworzyć coś poważnego, że on powoli się we mnie zakochuje, tak jak działo się to w moim przypadku. Dlatego czułam się taka wykorzystana, zbrukana i porzucoa. Byłam w nim zakochana, a on na sam widok byłej narzeczonej stracił dla niej głowę. Nie rozumiałam po co robił i mówił te wszystkie rzeczy, skoro tak naprawdę chciał tylko ją.
Oparłam czoło o zimne kafelki i pozwoliłam, by z mojego gardła wydobył się szloch. Zaraz jednak przypomniałam sobie, że Cesc śpi w moim pokoju i nie chciałam, by martwił się o mnie jeszcze bardziej. Sam fakt, że natychmiast do mnie przybiegł był niesamowicie ujmujący. Cieszyłam się, że chociaż dla niego coś znaczę.
- Już nie spisz- zauważyłam, wchodząc do pokoju i widząc chłopaka stojącego przy oknie.
Kiedy tylko usłyszał mój głos, spojrzał na mnie przejęty, a sekundę później tonęłam w jego opiekuńczych i bezpiecznych ramionach.
- Cholernie mnie wczoraj przestraszyłaś tym telefonem, Mała. Byłem nieźle spanikowany, jadąc tutaj- powiedział poważnie, a mi nagle zrobiło się niesamowicie głupio. Zachowałam się jak ostatnia egoistka, obarczałam go swoimi problemami i chciałam go mieć na każde zawołanie nie myśląc o tym, że on też ma swoje życie i nie może robić wszystkiego pod moje dyktando. Tyle, że czułam się od niego uzależniona i kiedy nie było go zbyt długo w pobliżu, czułam się nieswojo.
- Ja...- zaczęłam, po czym westchnęłam i przygryzłam wargę, usiłując się nie rozpłakać- Jesteś jedyną osobą, z którą mogę tutaj porozmawiać. Przepraszam- powiedziałam cicho, ale poczułam jego palce zaciskające się na moim nadgarstku.
Podniosłam na niego spojrzenie i ujrzałam jak uśmiecha się lekko, po czym znów mnie przytula.
- Mała, przecież nie o to mi chodziło, myślałem, że wiesz. Po prostu następnym razem podawaj więcej szczegółów, żebym nie musiał tak panikować- powiedział, śmiejąc się cicho i calując mnie w czoło.
Westchnęłam z ulgą i pozwoliłam, by jedna, samotna łza wypłynęła spod mojej powieki.
*
- Zabiję go- marotał pod nosem Cesc, kiedy siedzieliśmy w samochodzie i usiłowaliśmy się przebić przez korki, by dotrzeć na trening- Przysięgam, jak mamę kocham, dopadnę gnoja i zatłukę jak psa- mruczał, a ja westchnęłam sfrustrowana.
- Fabs, ogarnij się. Nikogo nie będziesz zabijał, rozumiesz?- nakazałam surowo, a on tylko prychnął pod nosem.
W końcu wysiedliśmy pod Camp Nou i raźnym krokiem ruszyliśmy w kierunku murawy. Trzymałam go pod ramię i wszystko było w jak najlepszym porządku, dopóki nie wkroczyliśmy na boisko. Poczułam, jak mięśnie jego ramienia się napinają, a on wyrywa się z mojego uchwytu i szybkim krokiem rusza przed siebie. Zarejestrowałam tylko jak rzucił swoją torbę w lewo i z zaciśniętą pięścią ruszył w kierunku Leo. Sekundę później owa pięść wyądowała na jego twarzy, rozwalając mu nos i powalając go na trawę.
- Cesc!- krzyknęłam i podbiegłam do niego, czując łzy pod powiekami.
Wiedziałam, że wszyscy wokół, wliczając w to tatę, patrzą na nas w wielkim szoku, ale nie specjalnie się tym przejęłam. Podeszłam do Fabsa, który aż trząsł się ze złości i objęłam go w pasie, układają głowę na jego obojczyku. Po krótkiej chwili odwzajemnił uścisk, ale wiedziałam, że piorunuje Messiego wzrokiem.
- Fabregas! Co, do cholery?!- zapytał wkurzony do granic możliwości Leo, ocierając rękawem krew lecącą z nosa.
Poczułam jak znów się spina, ale ułożyłam dłonie na jego policzkach i zmusiłam, by na mnie spojrzał.
- Francesc, proszę Cię, wystarczy. Ojciec może cię zawiesić. Przez niego nie warto- zmierzyłam Messiego nienawistnym spojrzeniem i pociągnęłam przyjaciela za dłoń, by mógł w końcu udać się do szatni i zmienić strój na treningowy.
*
Od nieprzyjemnego incydentu z Leo minęło kilka tygodni, a ja byłam w stanie spokojnie stwierdzić, że nie czuję do nego nic, poza niechęcią. Podczas pracy zachowywałam się całkowicie profesjonalnie, nie pozwalałam, by moje życie prywatne wpływało na nasze relajce zawodowe. Przy moim boku ciągle kręcił się Alexis, ale skrupulatnie go zbywałam, przekonując się do faktu, że zaczynałam coś czuć do mojej bratniej duszy. Pomimo tego, że bardzo tego nie chciałam, nie mogłam nic poradzić na to, że z każdym dniem kochałam go mocniej jako przyjaciela, ale również jako mężczyznę. Był zawsze przy mnie, dbał o mnie, nie chciał mnie zmienić. Powtarzał, że mocno mnie kocha, że jestem dla niego najważniejsza, a ja coraz mocniej mu wierzyłam.
Jednego z wielu gorących majowych wieczorów leżałam w pokoju i znudzona przeglądałam serwisy plotkarskie, drzwi do mojego pokoju się otworzyły i stanął w nich rozpromieniony Fabregas. Na jego widok uśmiechnęłam się szeroko i poczułam łaskotanie motylków w brzuchu, jednak nie dałam tego po sobie poznać.
- Sophi, Kochanie.... Zrobiłem to!- wykrzyknął podekscytowany.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego uważnie.
- Co zrobiłeś?- zapytałam, znów się uśmiechając. Był szczęśliwy, a mnie to wystarczało.
- Zaprosiłem Emily na randkę!- krzyknął, a ja poczułam się, jakby ktoś z całej siły wyrwał mi serce z piersi, rzucił nim o ścianę, a potem umieścił z powrotem na swoim mijescu.
- Co?- zapytałam głucho, a on usiadł naprzeciw mnie i złapał mnie za dłonie.
- Emily, pamiętasz ją? Jest jedną z naszych opiekunek medycznych. Już wiele razy próbowałem do niej zagadać, ale zawsze jakoś brakowało mi odwagi, ale dzisiaj... Obudziłem się rano i powiedziałem sobie, że muszę to zrobić! Więc poszedłem do niej, porozmawiałem... I zgodziła się!- mówił radośnie, ale kiedy spojrzał na moją twarz, zrzedła mu mina.- Nie cieszysz się?- zapytał ze smutkiem.
- No coś ty, Cesc! Jasne, że się cieszę, jasne. Ale teraz chyba... Chyba musisz iść do domu i przygotować się do wielkiego dnia- ponagliłam go, wkładając wszystkie siły w to, by nie wybuchnąć płaczem i zmusić mięśnie twarzy do uśmiechu.
- Tak, masz rację. Muszę się wyspać. Dzięki, Mała. Kocham Cię- pocałował mnie w policzek i zniknął.
Kiedy tylko usłyszałam trzaśnięcie drzwi wejściowych rzuciłam się na poduszki, a z mojego gardła wydobył się najgłośniejszy i najbardziej rozpaczliwy szloch w moim życiu.
***
Wróciłam! Wyjazd do Barcelony był nieziemsko inspirujący, możliwość stania na trybunach i patrzenie na murawę Camp Nou obudziły we mnie tę miłość ze zdwojoną siłą. To było tak niesamowite, że każdy fan powinien to przeżyć co najmniej raz w swoim życiu. Moje serce aż się rwie i już teraz wiem, że tam wrócę. Każdy kto tam był wraca :D
Barcelona to chyba jedno z najpiękniejszych miast, jakie widziałam. Nie zawaham się nawet stwierdzić, że jest najpiękniejsze, jest cudowne :D Wszystko co tam zobaczyłam, co tam przeżyłam, było tak nieprawdopodobne, że nie mogłam się nie zakochać w najcudowniejszym miejscu na ziemi :)
Ale, ale, wróćmy z egzotycznej podróży. Podczas drogi porotnej (32 godziny!) nie spałam nawet pięciu minut, więc myślałam. Zastanawiałam się jak chciałabym kontynuować tę historię. Okazuje się, że po tylu latach jestem jeszcze w stanie coś wymyślić xD Być może wyda się wam to za szybko lub coś w tym stylu, ale obiecuję zwolnić w następnym odcinku :D
Witajcie z powrotem - tęskniłam za wami ;*

środa, 29 sierpnia 2012

013 - Can't Stop These Tears

Poczułam ciepłe promienie słońca łaskoczące lekko moje powieki. Przewróciłam się na drugi bok i otworzyłam oczy. Uśmiechnęłam się szeroko na widok śpiącego Leo. Jego włosy były rozrzucone lekko po poduszce, usta uchylone, twarz spokojna, a oddech miarowy. Delikatnie i najciszej jak potrafiłam założyłam na siebie bieliznę, a na to białą koszulę Leo. Zaśmiałam się cicho, zamykając za sobą drzwi. Scena, niczym z jakiejś taniej telenoweli.
Wolnym krokiem przemierzałam dom, zaglądając z zaciekawieniem do wszystkich pomieszczeń. Właściwie nie znalazłam nic niepokojącego, normalny dom, jakie ma wielu ludzi. Niemalże tanecznym krokiem wpadłam do kuchni, której odnalezienie zajęło mi moment i nastawiłam wodę, gotowa zaparzyć kawę.
Uśmiech wciąż nie schodził z mojej twarzy. Pierwszy raz od kilku lat czułam się prawdziwą, kochaną kobietą. Leo sprawiał, że czułam się podziwiana i doceniana. Moje serce aż wyrywało się ku niemu, a myśli wciąż były przez niego zajęte.
Z rozmyślań wyrwał mnie natarczywy dźwięk dzwonka do drzwi. Zaskoczona poszłam otworzyć.
- Cześć, Stary. Przyszedłem po…- zaczął, ale urwał, gdy tylko mnie dojrzał.
Zacisnął usta w cienką linię i zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu. Zmarszczył czoło i pokręcił przecząco głową. Nagle poczułam się głupio – stałam przed nim w samej koszuli i nie wiedziałam co zrobić.
- Alex…- szepnęłam błagalnie i złapałam go za przedramię, kiedy chciał odejść.
Spojrzał najpierw na moją dłoń zaciśniętą na swojej ręce, a potem prosto w moje oczy. Niemalże zrobiłam krok w tył, czując ten wzrok. Był pełen smutku i cierpienia, a zarazem determinacji i zazdrości.
- Spałaś z nim… mogłem się tego spodziewać- prychnął pod nosem.
- Alexis, posłuchaj mnie…- zaczęłam, po czym westchnęłam przeciągle- Wiem, że utrata Syndill była dla Ciebie bardzo bolesnym przeżyciem i że chcesz sobie ułożyć na nowo życie, być może na siłę. Ale ja nie jestem nią, zrozum- powiedziałam błagalnie- Nie kochasz mnie, tylko ją, po prostu chcesz to w kimś ulokować.
- Skąd ty możesz wiedzieć, co ja czuję?- warknął znienacka, przypierając mnie do muru.
Otworzyłam usta, ale zaraz je zamknęłam. Uświadomiłam sobie, że nie umiałam mu odpowiedzieć.
- Kocham Leo…- szepnęłam po chwili.
- Wiem, Sophi…- mruknął, łapiąc w palce niesforny kosmyk moich włosów i zakładając mi je za ucho- nie mam zamiaru nic niszczyć, stawać między wami. Po prosu wiedz, że będę spokojnie czekał. Gdybyś czegoś potrzebowała to wystarczy jedno Twoje słowo…- szeptał tuż przy moim uchu, a ja przymknęłam oczy i poczułam łzę, wypływającą spod mojej powieki. Złożył na moim policzku pocałunek, delikatny niczym uśnięcie skrzydeł motyla i oddalił się pospiesznie, ani razu nie patrząc za siebie.
*
- Mój Boże… co tu robisz?- zapytał zaskoczony brunet, patrząc na drobną, rudowłosą kobietę stojącą w progu jego domu z lekkim uśmiechem błąkającym się po ustach.
- Też się cieszę, że Cię widzę, Dave- odpowiedziała i przytuliła się do niego, co natychmiast odwzajemnił.
- Co Cię sprowadza z powrotem do Hiszpanii?- zapytał zaciekawiony, stawiając na stole dwie kawy.
Dziewczyna niespiesznie sięgnęła po naczynie z płynem i upiła kilka łyków, patrząc w skupieniu przed siebie i marszcząc brwi.
- Słyszałam, że Leo się rozwiódł- powiedziała w końcu, wbijając swoje zielone oczy w mężczyznę siedzącego obok.
Poczuł się lekko zakłopotany, poznając prawdziwy powód jej powrotu, chociaż tak naprawdę to właśnie tego się spodziewał. Czuł, że nie wróciła tutaj po to, żeby z nim porozmawiać, lecz po to, by odzyskać utraconą miłość. Zmartwił go fakt, że w całą tę sytuację zdążyła wplątać się panna Guardiola. Bardzo ją polubił i nie chciał by cierpiała, ale wiedział też, że kiedy tylko Leo i jego najlepsza przyjaciółka staną twarzą w twarz, to w Messim obudzą się dawne uczucia.
- Posłuchaj mnie bardzo uważnie- złapał jej drobne dłonie w swoje i wzrokiem odnalazł jej spojrzenie- Leo to mój najlepszy przyjaciel. Nikt nie wie lepiej przez co on przeszedł. Teraz, kiedy ta pijawa w końcu się od niego odczepiła, stanął na nogi. On kogoś ma…- zakończył cicho. W jej pięknych oczach natychmiast pojawiły się łzy i ból, który oglądał tak wiele razy.
- Ja go kocham, David, tak bardzo go kocham. Wiem, że on do mnie czuje to samo, po prostu się zagubił. Proszę Cię, pomóż mi go odzyskać- wyszlochała cichutko.
Przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił. Chciał, by chociaż na chwilę poczuła się bezpieczna i potrzebna.
- Pomogę Ci, obiecuję- szepnął, gładząc lekko jej rude loki.
*
- No postaw mnie! Muszę się ubrać, wariacie! Tata mnie zabije, jeśli znów nie wrócę na noc- prosiłam, śmiejąc się jak głupia, kiedy Leo łaskotał mnie jak szalony, nie pozwalając mi ubrać sukienki i pojechać do domu.
Nagle rozbrzmiał dźwięk dzwonka.
- Musisz iść otworzyć- zaśmiałam się.
- To jeszcze nie koniec- zagroził i po skradnięciu pocałunku udał się na dół, co pozwoliło mi się w końcu ubrać.
Byłam pewna, że to znów któryś z zawodników Barcelony przyplątał się do Messiego, żeby skontrolować co się dzieje.
Schodząc po schodach stwierdziłam, że do moich uszu dobiega damski głos.
- Co ty tu robisz?- zapytał cicho Leo.
Stanęłam za nim i z uśmiechem spojrzałam na rudowłosą dziewczynę, stojącą naprzeciw mnie. Ona natomiast rzuciła w moim kierunku krótkie, lodowate spojrzenie.
Zdezorientowana przerzucałam wzrok do jednego do drugiego i czułam, że powoli ogarnia mnie strach. Sposób, w jaki on na nią patrzył… Nigdy nie patrzył tak na mnie.
- Wróciłam…- powiedziała cicho.
- Przedstawisz mnie?- zapytałam, przerywając tę dziwną atmosferę.
- Ach, tak, przepraszam…- westchnął Leo, patrząc na mnie… Jakbym była w tym momencie zbędna. Miałam ochotę wybiec stamtąd z płaczem, ale całą siłą woli się powstrzymywałam- Sophi, to jest Aimee Ferrer. Aimee, To Sophia Guardiola, moja… Przyjaciółka- wyrzucił z siebie, a ja odsunęłam się od niego, niczym rażona prądem.
- Cóż…- warknęłam, zakładając buty- W takim razie twoja przyjaciółka już sobie pójdzie. Nie będę wam przeszkadzać- trzasnęłam drzwiami i ruszyłam przed siebie, a spływające łzy niemalże całkowicie ograniczały mi widoczność.
*
- Co się stało?- zapytał tata, kiedy znalazłam się w domu.
- Nie chcę o tym rozmawiać- mruknęłam i nie zwracając na niego większej uwagi pobiegłam do pokoju.
W pośpiechu pozbyłam się tej przeklętej sukienki i natychmiast pobiegłam do łazienki, by móc wziąć prysznic. Łzy ani na chwilę nie przestawały płynąć, chociaż cały czas pytałam siebie dlaczego w ogóle płaczę. Nie było między nami żadnych deklaracji czy wyznań miłości, chociaż przecież wiedziałam, że zakochiwałam się w nim każdego dnia mocniej. Miałam nadzieję, że możemy mówić o sobie „para”, sam zresztą dał mi to do zrozumienia. Tymczasem pozostawałam dla niego tylko przyjaciółką. A sposób, w jaki na nią patrzył… Kim ona w ogóle była, do cholery?
Czułam, jak wściekłość i ból mieszają się ze sobą, a łzy nie przestają płynąć. Na domiar złego, wchodząc do sypialni zastałam w niej Villę. Spojrzał na mnie ze współczuciem.
- Poznałaś już Aimee?- bardziej stwierdził, niż zapytał, a ja, kompletnie go ignorując, podeszłam do szafy i naciągnęłam na siebie bluzę i grube skarpetki. Dresy i koszulkę zabrałam ze sobą uprzednio do łazienki.
- Kim ona jest?- zapytałam, lodowatym tonem.
Westchnął, jakby właśnie tego pytania oczekiwał. Nie wydawał się zaskoczony czy zmartwiony. Po prostu… Czuł współczucie.
- Aimee to była narzeczona Leo, którą zostawił dla Alice- ogłosił, a ja usiadłam na łóżku i patrzyłam na niego, nie mogąc otrząsnąć się z szoku.
- Straciłam go, prawda?- zapytałam cicho, zagryzając wargę.
Czułam przerażający ból w sercu, który pulsował i nie pozwalał zapomnieć o sobie nawet na chwilę.
- Tak naprawdę nigdy nie był Twój, Sophi- mruknął- Nie dasz rady zniszczyć tego uczucia, oni zbyt mocno się kochają. Leo nie zostawi Aimee po raz kolejny, zbyt mocno cierpiał, kiedy utracił ją pierwszy raz. Proszę Cię, okaż trochę godności i nie wchodź im w drogę- poprosił, ale wyczułam groźbę w tonie jego głosu.
- Nie mam zamiaru- zapewniłam go i otworzyłam drzwi pokoju, dając mu dobitnie do zrozumienia, że ma sobie iść.
Kiedy tylko opuścił pomieszczenie, rzuciłam się na łóżko, zanosząc się szlochem. Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer osoby, z którą pragnęłam najbardziej na świecie porozmawiać.
- Cesc? Przyjedź do mnie. Proszę- wyszlochałam, a kiedy zapewnił mnie, że już pędzi, rozłączyłam się i znów rozpłakałam.
*
- Martwię się o nią- powiedział mężczyzna, patrząc z niepokojem na swoją żonę, siedzącą obok.
Ta natomiast złapała jego dłonie i uśmiechnęła się pocieszająco.
- Spokojnie, kochanie. Oni są dorośli, poradzą sobie. Musisz jej pozwolić samej rozwiązać swoje problemy. Nie możesz całe życie robić wszystkiego za nią- pouczyła go, delikatnym i spokojnym głosem.
Westchnął, przytulając ją do siebie. Wiedział, że ma rację. Czuł jednak, że jego ukochana córeczka cierpi. Jego serce krwawiło, kiedy zobaczył ją dzisiaj zapłakaną w progu domu. Tak bardzo chciał jej pomóc. Chciał, by czuła, że ma w nim oparcie. Nie wiedział tylko jak tego dokonać.
- Gdzie jest Sophi?- nagle w salonie pojawił się przerażony Fabregas.
- Na górze- odpowiedział- Czekaj! Co się stało?- zapytał.
- Zadzwoniła do mnie z płaczem i poprosiła, żebym przyjechał- wyjaśnił pospiesznie i pobiegł na górę.
Po cichu otworzył drzwi do jej sypialni i ujrzał ją. Leżała na łóżku, zwinięta w kłębek, a jej drobnym ciałem raz po raz wstrząsały szlochy.
- Mój Boże, Aniołku…- szepnął, podchodząc do niej. Położył się obok, a ona natychmiast się w niego wtuliła- Co się stało?- odgarnął delikatnie jej kręcone włosy z twarzy, by móc się jej przyjrzeć. Była blada, a cienie pod jej oczami były niemalże fioletowe. Widział, że płakała już jakiś czas, o czym świadczyły przekrwione oczy, pełne bólu i rozpaczy.
- Leo…- mruknęła i znów zaszlochała, jakby bolało ją samo jego wspomnienie.
- Czy on coś Ci zrobił, Sophi?- z przerażeniem spojrzał prosto w jej oczy.
Widział, jak poprzedniego wieczoru ukradkiem wymknęli się z gali i wsiedli do taksówki. Cieszył się, że w końcu zdecydowali się na poważniejszy krok, ale teraz, kiedy patrzył na przyjaciółkę nie był pewien czy powinien był na to pozwolić.
- Znasz Aimee?- zapytała znienacka.
- No tak. To była narzeczona Leo…- zaczął, ale po chwili urwał, zdając sobie sprawę z tego, co doprowadziło Sophi do takiego stanu- Aimee wróciła?
- Tak- mruknęła- Leo przedstawił mnie jako swoją przyjaciółkę. No przepraszam bardzo, ale spaliśmy ze sobą, myślę, że przyjaciele tak nie robią- spojrzała na niego znacząco, a ten przytaknął- Patrzył na nią… W taki sposób, jakby była jedyną kobietą chodzącą po ziemi, jego boginią. Nie próbował mnie zatrzymać, kiedy wybiegałam z jego domu, a na domiar złego odwiedził mnie Villa, który stwierdził, że nie mam z nią szans i lepiej będzie dla wszystkich, jak dam obie spokój i odpuszczę sobie Leo- wyrzuciła z siebie, a on mocniej ją do siebie przytulił.
Nie wiedział co ma zrobić. Jak pocieszyć najdroższą dla niego kobietę na świecie. Nie wyobrażał sobie bez niej życia, a teraz, kiedy musiał patrzeć, jak przeżywa swój wielki zawód miłosny, jego serce rozpadało się na miliony kawałeczków. Chciał coś zmienić, ale zwyczajnie nie miał pojęcia co. Uznał, że najlepiej będzie, jeśli mocno ją do siebie przytuli i pozwoli, by po wyczerpującym dniu spokojnie usnęła w ramionach najlepszego przyjaciela.
***
Hej ;) Wiem, nie było mnie dość długo, ale to zasługa mojego małego wypalenia twórczego. Mam wrażenie, że to co widnieje w tym rozdziale to największy szajs, jaki napisałam, ale kiedy to czytam to wszystko wydaje mi się w porządku. Czeka nas jeszcze kilka rozdziałów na tym opowiadaniu, jesteśmy mniej więcej na półmetku. W ten oto epicki sposób zakończyłam rodzący się związek Leo i Sophii. Chyba nic bardziej żałosnego nie dało się wymyśleć. Chciałam to skasować i napisać od nowa, ale stwierdziłam, że nic lepszego nie napiszę. Błagam, potraktujcie mnie łagodnie i przepraszam za błędy, jeśli się takie pojawiły, ale nie chce mi się już tego czytać.

012 - Hero

- Pięknie! Po prostu cudownie!- zachwycała się Jimena, kiedy prezentowaliśmy jej nasz układ na Mistrzostwa Hiszpanii. Przybyliśmy sobie z Antonio piątkę. Byliśmy z siebie dumni, w końcu udało nam się opracować idealny układ w nieco ponad dwa miesiące.
- Teraz mam dla was nowe zadanie- powiedziała, nieco zakłopotana- Pojutrze jest jakaś gala, ale to nieważne. Ważne natomiast jest to, że wy na niej wystąpicie. Proponuję wystawić wam rumbę i jive- ogłosiła.
- Co? Dajesz nam dwa dni na przygotowania? Zwariowałaś?- naskoczyłam na nią.
- Nie panikuj, Sophia. Zmieńcie nieco waszą rumbę, a jive ćwiczyliście w tamtym tygodniu- uśmiechnęła się pokrzepiająco.
- Świetnie- warknęłam pod nosem, odstawiając butelkę z wodą.
- Bierzmy się do pracy- westchnął Antonio, na co skinęłam twierdząco głową.
*
Minęła godzina jedenasta, kiedy przekroczyłam próg domu. Byłam pewna, że Eliza i tata już śpią, więc starałam się zachowywać jak najciszej. Sama byłam tak zmęczona, że zastanawiałam się czy nie zasnę na stojąco. Zdziwiło mnie słabe światło dobiegające z salonu. Zaintrygowana udałam się w tamtym kierunku i spostrzegłam ojca siedzącego nieruchomo na kanapie.
- Czemu jeszcze nie śpisz?- zapytałam cicho.
- Gdzie byłaś?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
- W studio. Mamy tańczyć z Antonio na jakiejś gali pojutrze, więc musieliśmy się przygotować- mruknęłam.
- Usiądź- poprosił łagodnie.
Zdziwiona nieco jego tonem opadłam ciężko na fotel i z całej siły starałam się nie zasnąć.
- Sophi, Kochanie… Dopiero Cię odzyskałem, nie chcę znów Cię stracić. To co wtedy powiedziałem… Przepraszam, nie powinienem był dyktować Ci co masz robić lub z kim się spotykać. Dopóki to nie jest Leo, to się zgadzam- uśmiechnął się.
Poczułam łzy zbierające się w kącikach moich oczu.
- Ale tato… To jest właśnie Leo- powiedziałam płaczliwym tonem- To właśnie z nim się spotykam i to w nim się zakochałam- mruknęłam. W nagłym przebłysku przed moimi oczami pojawił się uśmiechnięty Alexis, ale natychmiast to stłumiłam.
- Boże, Sophi…- widziałam, jak zaciska pięści- Dobrze, rozumiem. Ale jeżeli między wami coś się popsuje i on będzie nieszczęśliwy to wyobrażasz sobie wtedy jego grę? Nie mogę ryzykować formy najlepszego zawodnika- mówił powoli i dobitnie, jakbym była opóźniona w rozwoju.
- A czy uważasz, że zabraniając nam spotykania się uczynisz Leo szczęśliwym?- zapytałam cicho.
Odpowiedziała mi cisza.
- Tak myślałam- mruknęłam, wstając- Przemyśl sobie to, tymczasem pozwól, że pójdę do siebie, jestem wykończona- poinformowałam go i nie czekając na odpowiedź udałam się na górę.
*
- Wstawaj!- usłyszałam krzyk, a po chwili coś ciężkiego upadło obok mnie.
Spojrzałam w tamtym kierunku i ujrzałam szczerzącego się Fabregasa.
- Spierdalaj, gościu!- walnęłam go poduszką.
- Jak możesz? Taki piękny dzień, a ty się wylegujesz? To zbrodnia, kobieto!- wyrecytował, zabierając mi kołdrę.
- Dobrze Ci mówić, bo nie miałeś wczoraj cały dzień treningu- mruknęłam, wstając powoli.
Dopiero wtedy mój wzrok padł na stojącego w drzwiach Alexisa, uśmiechającego się do mnie lekko. Od naszego wyjścia do kina minął tydzień. Od tamtej pory często ze sobą rozmawialiśmy i spędzaliśmy dużo czasu. Czułam się z tym nieco dziwnie, bo nawet z Leo nie przebywałam tak często jak z nimi.
- Skoro już tu jesteście to idziemy na zakupy- klasnęłam w dłonie, a oni jęknęli zgodnie. Zachichotałam wrednie i poszłam do łazienki, by się ubrać.
- A po co idziemy na zakupy w środku tygodnia?- zapytał Cesc, kiedy siedzieliśmy w jego samochodzie i jechaliśmy w kierunku centrum handlowego.
- Jutro występuję na jakiejś gali i muszę kupić sobie odpowiednie sukienki- odpowiedziałam.
- To nie gala tylko bal charytatywny i wręczenie jakiś nagród- odpowiedział, milczący do tej pory Alexis.
- Skąd niby wiesz?- zapytałam zaskoczona.
- Bo my wszyscy tam idziemy- odpowiedział Cesc, szczerząc się jak głupi.
Zaśmiałam się i pokręciłam głową. Ten chłopak miał tyle energii, że mógłby zasilić pół Barcelony.
*
- A ta?- zapytałam, wychodząc z przymierzalni w długiej, białej sukni na ramiączkach.
Cesc zaczął chodzić wokół mnie, niczym wielki znawca mody, a Alex opierał się niedbale o ścianę i patrzył na mnie błyszczącymi oczami.
- Uważam, że ta sukienka jest piękna i powinnaś ją kupić- wygłosił po chwili Fabregas.
- Wyglądasz cudownie- dodał Sanchez, patrząc na mnie coraz bardziej łakomym wzrokiem.
- Skoro tak mówicie- uśmiechnęłam się i zniknęłam w przymierzalni, by wrócić do poprzedniego ubioru.
*
Czuła niemiły uścisk w brzuchu. Świadomość, że zaraz da swój pierwszy od prawie pół roku występ sprawiała, że trzęsła się jak osika. Do tego fakt, że patrzył na to wszystko będzie on… To uczucie było niemalże nie do zniesienia. Cały czas ktoś szarpał jej włosy, poprawiał strój lub makijaż. Nie było przy niej nikogo, kogo mogłaby przytulić lub chociażby złapać za rękę. Westchnęła zniecierpliwiona, kiedy miła kobieta poleciła jej, żeby usiadła, bo do ich występu pozostało kilkanaście minut. Znalazła odległy kąt pomieszczenia i zaszyła się w nim, próbując skoncentrować się na przypomnieniu sobie kroków.
*
Błysk fleszy i wszechobecne krzyki drażniły jego zmysły. Stanął na moment, by przywołać na twarz sztuczny uśmiech i pozwolić się sfotografować, po czym ruszył w kierunku kolegów i wraz z nimi powtórzył czynność. Czuł się zawiedziony faktem, że nie mogła być z nim. Rozumiał, że miała dzisiaj występ i musiała przyjechać wcześniej, ale mimo wszystko… Zacisnął mocniej dłonie w pięści na myśl, że to Fabregas i Sanchez byli wczoraj z nią w tym cholernym sklepie, a nie on. W końcu to powinien być on, przecież byli parą.
Usiadł na jednym z krzeseł, ustawionych wokół dużego, okrągłego stołu. Na sali dało się słyszeć wesołe rozmowy. Pique z Thiago jak zwykle robili z siebie debili, a Sanchez błądził po sali nieobecnym wzrokiem.
- Witamy państwa na corocznym balu charytatywnym fundacji „ Hopes&Dreams”- zaczęła kobieta w średnim wieku, ubrana w długą zieloną suknię.
Nie miał zamiaru słuchać głupich podziękowań kierowanych do sponsorów, chciał po prostu znów ją zobaczyć. W pewnym momencie zaczął się zastanawiać czy ich związek w ogóle ma sens, skoro spędzają razem tak mało czasu. Jeszcze dzisiejsza rozmowa z trenerem… Mimowolnie z jego ust wyrwało się westchnięcie.
- Zaczyna się- szepnął podekscytowany Fabregas, kiedy światło na scenie przygasło, a na jej środku pojawiła się ona.
Poczuł jak odzywa się w nim zaborczość i zazdrość, na widok jej skąpego stroju. Jakim prawem inni mężczyźni oglądali ją w takim stroju? Jej zmysłowe ruchy przyprawiały go o szybsze bicie serca. Miał ochotę wbiec na tę scenę i wziąć ją w ramiona. Tego co do niej czuł nie dało się tak po prostu opisać. Wypchnął ze świadomości swoje niedorzeczne obawy i skupił się na jej występie. To co miała na sobie i sposób w jaki się poruszała… Ich spojrzenia spotkały się na krótki moment i wtedy już wiedział. W tej chwili nie liczyło się nic więcej. Ani zgromadzeni wokół ludzie, ani Fabregas aż podskakujący z ekscytacji. Tylko jej ruch. Tańczyła dla niego, jemu, w każdym momencie widać było głębokie, wszechogarniające uczucie. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Była tak piękna, że aż zapierało mu dech w piersiach. Na całym świecie nikt nie poruszał się tak jak ona. Jej ciało hipnotyzowało, urzekało, oplatało jedwabną siecią namiętności. Jego ciało zareagowało w dziki, prymitywny sposób. Pragnął jej tak, jak jeszcze nigdy niczego nie pragnął. Chciał, żeby występ się skończył i równocześnie, by trwał wiecznie. Wydawało się, że ściany hali gdzieś znikają, bowiem Sophi swoim ruchem stwarzała iluzję tajemniczego, mrocznego lasu, wodospadów, głębokich stawów i żarłocznego ognia.
Publiczność zerwała się z miejsc, aplauz był ogłuszający. Widział, jak jej kształtne usta układają się w uśmiech. Ukłonili się lekko i zniknęli za kulisami, ale widzowie domagali się więcej.
Wrócili na scenę. Zmęczeni, ale równocześnie spełnieni. Czekał ich teraz kolejny taniec, bardziej męczący. Wiedział, że jest zadowolona z pierwszego występu, jej oczy błyszczały w przygaszonym świetle niczym dwa onyksy.
*
Wróciła na scenę. Czuła się wyczerpana, ale zarazem upojona. Tym razem nie tylko dlatego, że wiedziała, iż występ udał się znakomicie, że mogła podzielić się z innymi swoim niezwykłym darem. Ale też dlatego, że gdzieś w ciemnościach czekał na nią mężczyzna. To było przerażające, a zarazem ekscytujące. Gdy dziękowała za brawa, całe jej ciało pulsowało życiem, czuła na sobie jego wzrok. Chciała jak najszybciej zejść ze sceny i pobiec do niego. W pośpiechu wpadła za kulisy, zdarła z siebie strój do tańca i założyła na siebie kupioną poprzedniego dnia sukienkę. Jej długie rzęsy rzucały smukłe cienie na opalone policzki, a czerwone usta wspaniale kontrastowały z bielą sukienki. Poprosiła stylistkę, by upięła jej włosy w kok, po czym założyła szpilki i wyszła na salę.
Nieśmiało wychyliła się zza ściany, ale kiedy zrozumiała, że nikt na nią nie patrzy, ruszyła przed siebie w kierunku stolika przy którym siedzieli jej przyjaciele i on. Chciała zobaczyć jego oczy. Przepiękne, niezwykłe i tak wygłodniałe oczy, które ją obserwowały. Wpatrywały się w nią. Oczy, które widziały ją jedną.
Dostrzegła go. Stał na uboczu i rozmawiał z kumplami. Poczuła, jak usta układają się jej w uśmiechu i ruszyła w jego kierunku. Czuła, jak zgromadzeni w pomieszczeniu patrzą na nią, a wokół podnosi się wszechobecny szept. Jedni byli zachwyceni, inni zazdrościli, ale bez wątpienia wszyscy patrzyli tylko na nią. Poczuła się lekko zawstydzona, przez co przyspieszyła kroku. Zobaczyła, jak David lustruje ją wzrokiem i uśmiecha się zachwycony, a potem mówi coś do swojego towarzysza. Ten natomiast spojrzał na nią i zamarł w bezruchu. Patrzył na najcudowniejszą, najpiękniejszą istotę, jaką kiedykolwiek było mu dane ujrzeć. Poczuł, jak całe otoczenie rozpływa się w powietrzu i zostaje tylko ona. Z nieśmiałym uśmiechem i błyskiem oczu patrzyła na niego i zagryzała lekko wargę. Przeprosił towarzyszy i podszedł do niej niespiesznie.
- Nie boisz się, że ktoś nas zobaczy, a potem gazety rozpiszą się na temat romansu trenerki i najlepszego piłkarza świata?- szepnęła, kiedy wziął ją w ramiona.
Wirowali lekko na parkiecie, a jej suknia falowała lekko. Patrzyli sobie prosto w oczy, próbując odgadnąć swoje wzajemne myśli.
Zaśmiał się cicho i pokręcił lekko głową.
- Mam gdzieś to, co będą pisali. Liczy się ten moment, ta chwila- szepnął, a ona poczuła jego ciepły oddech na lewym uchu.
Poczuła na plecach palące spojrzenie i całą siłą woli powstrzymywała się przed odwróceniem w tamtym kierunku. Doskonale wiedziała do kogo ono należy, ale nie miała najmniejszej ochoty na taką konfrontację. Bardzo polubiła Chilijczyka, ale teraz zaczynała żałować, że tak bardzo się do siebie zbliżyli. Miała wrażenie, że on na siłę doszukiwał się w niej cech Syndill. Zaczynał coś do niej czuć, a ona? Świata nie widziała poza pewnym Argentyńczykiem, który właśnie trzymał ją pewnie w swoich ramionach.
- Myślę, że powinniśmy już iść- szepnął nagle, przerywając błogą ciszę, uzupełnianą jedynie lekkimi dźwiękami muzyki.
Poczuła, że serce znów jej podskoczyło. Każda komórka w jej ciele wyrywała się ku niemu. W jego spojrzeniu tlił się ogień, któremu nie potrafiła się oprzeć. Był taki wygłodniały, taki mroczny, cały dla niej płonął. Kuszący diabeł. Stanowczo pokręciła głową.
- Cesc by…
Powstrzymał dalsze słowa, po prostu przyciskając ją mocniej do siebie. Jego oczy na moment pociemniały, dając jej do zrozumienia, że to nie było odpowiedni moment na wzmiankę o przyjacielu.
- Mam już dość słuchania o Fabregasie. Bardziej powinno Cię obchodzić tu i teraz oraz to, gdzie chcę Cię teraz zabrać- uśmiechnął się łobuzersko i pociągnął lekko w stronę wyjścia, a ona bez oporu poddała się temu.
Pochylił się i musnął jej drżące usta leciutkim pocałunkiem, którego wspomnienie pozostało na jej wargach. Miała wrażenie, że dotknął jej serca, jej duszy. Uśmiechnął się i powiedział kierowcy gdzie ma ich zawieść. Jego ciemne oczy zapłonęły ogniem. Pragnieniem.
Nie miała czasu, by rozejrzeć się po domu, w którym była pierwszy raz. Poczuła tylko, jak pospiesznie zamknął drzwi za pomocą nogi. Poczuła, jak jej plecy dotykają zimnej ściany, przez co zadrżała lekko. Schylił się. Musiał. Pachniała świeżo i rześko, jak górskie powietrze, które tak uwielbiał. Skórę miała delikatniejszą niż płatki róż. Jego ciało domagało się jej gwałtownie, niecierpliwie. Panował nad sobą, ale musiał jej dotknąć, żeby poczuć reakcję, wybuch płomienia dorównujący szalejącemu w nim pożarowi. Płonął.
Wejście po schodach zajęło im więcej, niż normalnie. Co chwilę obijali się o ściany, wciąż nie odrywając od siebie spragnionych ust. Kiedy znaleźli w sypialni poczuła, jak jego gorące palce szukają zapięcia jej sukienki. Jednym sprawnym ruchem odsunął zamek, a zwiewny materiał opadł na podłogę, pozostawiając ją w samej bieliźnie. Jego gorące, władcze usta odnalazły jej wargi. Ręce powędrowały na kark i unieruchomiły ją, tak by mógł poznać całą jej słodycz. W tym momencie stracił głowę i zaczął ją pochłaniać, przejmując inicjatywę. Przyciągnął ją jeszcze bliżej, wtulił się w nią tak mocno, że nie sposób było stwierdzić, gdzie zaczyna się jedno, a kończy drugie.
Poczuła, jak jednym sprawnym ruchem uwalnia jej włosy, a potem lekko opadają na miękką pościel.
***
Hej ;) Cóż… Co myślicie? xD Nie będzie wcale tak różowo, o nie. Spostrzegawczy zauważyli nowe zagrożenie dla Leo, a mianowicie Alexisa. Spokojnie, dla Sophii zagrożenie pojawi się w następnym odcinku. A tymczasem – podoba się? ;)
Ozilla – specjalnie dla Ciebie nie użyłam imienia Leo, więc będzie Ci łatwiej xD
PS. W tekście ukryte są linki do strojów, by lepiej było wam sobie wyobrazić wszystko ;)

011 - Can't Let You Go

Zatrzasnęłam drzwi pokoju i oparłam się o nie. Czułam, jak mocno wali moje serce, a pod powiekami zaczynają zbierać się łzy. Poczułam na sobie czyjś wzrok i prawie pacnęłam się w czoło. Kompletnie zapomniałam, że w moim pokoju są Alexis i Cesc.
- Co się stało?- zapytał przyjaciel, patrząc na mnie zatroskany.
Wdrapałam się na łóżko, wtuliłam w niego i wybuchłam płaczem.
- Ojciec powiedział mi właśnie, że mam zakaz umawiana się z piłkarzami. Jakbym miała wpływ na swoje uczucia- prychnęłam pod nosem.
Poczułam, jak Sanchez kładzie mi dłoń na ramieniu. Wtedy zrozumiałam, że cokolwiek by się nie działo, zawsze będę miała przy sobie wspierających mnie przyjaciół i kolegów, którzy pomogą mi w każdej sytuacji.
Zmęczona i rozdygotana nie poczułam nawet, jak zmorzył mnie sen.
*
Od kilku dni chodziłam naburmuszona i przygaszona. Nie odezwałam się do ojca nawet jednym słowem, chociaż on wiele razy próbował ze mną porozmawiać. W zamian za to rzuciłam się w wir przygotowań do Mistrzostw Hiszpanii. Tańczyliśmy niemalże całymi dniami z niewieloma przerwami. Na stadionie bywałam tylko wtedy kiedy musiałam i unikałam jak ognia bezpośredniej konfrontacji z Leo. Tylko Cesc i Sanchez, który zaczął się do mnie zbliżać, wiedzieli o co chodzi. Wiedziałam, że Chilijczyk ma jakiś problem, który przysłania cały jego pogląd na świat. Nie wnikałam jednak w szczegóły. Po prostu cieszył mnie fakt, że wolny czas spędzał z nami, a nie sam w ciemnym domu.
Dzisiaj byłam zmuszona pojawić się na treningu, by móc przekazać zawodnikom nowe, opracowane przeze mnie strategie. Wcale nie uśmiechał mi się pobyt na Camp Nou, szłam więc korytarzem, powłócząc nogami i opóźniając do granic możliwości moment wkroczenia na murawę i stanięcia przed drużyną, ramię w ramię z ojcem. Nagle, poczułam mocne szarpnięcie w lewo i znalazłam się w jakimś małym pomieszczeniu, twarzą w twarz z Leo.
- Unikasz mnie- stwierdził, patrząc hipnotyzująco w moje oczy.
Wciągnęłam głęboko powietrze, karcąc się w duchu, że jest w stanie tak na mnie działać, że zapominam o bożym świecie. Mogłabym całymi dniami patrzeć w te jego czekoladowe oczy i rozpływać się pod ich wpływem.
- To nie tak- szepnęłam, gładząc delikatnie dłonią jego policzek- Po prostu miałam ciężką przeprawę z tatą- czułam, jak moje gardło zaczyna się zaciskać.
Zamiast odpowiedzi pocałował mnie delikatnie, a w moim brzuchu znów do lotu poderwały się motyle. Poczułam jak przypiera mnie mocniej do ściany, a jego dłonie gładzą lekko moje plecy. Położyłam dłonie na lego karku i zaczęłam okręcać sobie na palcu jego włosy. Przymknęłam oczy i zagryzłam wargę, kiedy poczułam jego usta na szyi.
- Leo, musimy porozmawiać- mruknęłam.
Natychmiast wbił we mnie uważne spojrzenie, jakby przed chwilą nic nie miało miejsca. Nie wiedziałam jak to robił, ale byłam pełna podziwu i zaskoczona jego postawą.
- Dobrze- poddał się i łapiąc moje dłonie spojrzał mi uważnie w oczy- Co Pep znów wymyślił? Bo zgaduję, że to dotyczy także mnie- uśmiechnął się lekko.
- Ta…- mruknęłam, przymykając na chwilę oczy. Miałam wrażenie, że skorzystał z mojej nieuwagi, by znów móc mnie pocałować. Zachichotałam jak głupia, ale już po sekundzie przypomniałam sobie wątek naszej rozmowy.
- Ojciec stwierdził, że mam zakaz umawiania się i wiązania z którymkolwiek z piłkarzy- wyrzuciłam na jednym wdechu. Odpowiedziała mi grobowa cisza, więc spojrzałam zaniepokojona na mojego towarzysza.
Zacisnął usta w cienką linię i zmarszczył brwi, głęboko się nad czymś zastanawiając. Miałam cichą nadzieję, że nie każe mi teraz powiedzieć Guardioli prawdy. Chociaż właściwie to jaka była prawda? To, że się miziamy po kątach jeszcze nic nie oznacza. Prawda…?
- W takim razie mam nadzieję, że jesteś dobrą aktorką- uśmiechnął się łobuzersko- Bo czeka Cię najważniejsza rola w życiu, pani trener- mruknął, a ja niemalże wyczułam tę kpinę w jego głosie. Nabijał się ze mnie? No to zobaczymy kto kogo.
- W takim razie idziemy. Nie chcemy się przecież spóźnić- odrzekłam poważnym tonem.
Zaśmiał się i kradnąc ostatni pocałunek, wyszedł na korytarz kręcąc głową i chichrając się pod nosem.
*
- Przepraszam za spóźnienie- mój ton był tak bardzo oficjalny, że nikt, kto patrzyłby na to z zewnątrz nie domyśliłby się, że mówię do ojca.
- Cieszę się, że już jesteś- odrzekł i uśmiechnął się nieśmiało.
Nie zwróciłam na niego najmniejszej uwagi tylko w spokoju rozkładałam swoje rzeczy, podczas gdy zawodnicy kończyli trening. Widziałam, jak Messi zawzięcie dyskutuje o czymś z Villą, a ten odwraca w moim kierunku wzrok. Przewróciłam oczami. Boże, byli gorsi niż baby. Już poleciał się wygadać swojemu przyjacielowi i cierpliwie słuchał, jego zapewne głupawych rad. Musiały być głupawe, skoro jego partnerką była Panna Pizda. Nikt normalny nie związałby się z tym czarcim pomiotem.
- Cześć!- nagle koło mnie pojawił się wyszczerzony Fabregas, a tuż za nim lekko zniesmaczony Sanchez. Och, czyżbym dostrzegła cień uśmiechu?
- Też za Tobą tęskniłam- powiedziałam, całując go w policzek.
- Ja pierdoloza… Jestem zajebisty- westchnął pod nosem, a ja i Alexis, jak jeden mąż, ryknęliśmy śmiechem.
- Jesteś cudny- wydukałam przez śmiech.
- Cudna to może być woda w Licheniu, koleżanko- poinstruował mnie.
- Gdzie?- zapytał głupio Alex, zapewne zbity z tropu w równym stopniu, co ja.
- Nieważne- machnął ręką- My tu w innej sprawie, Stary- pouczył przyjaciela, po czym przeniósł swoje spojrzenie na mnie- Chcielibyśmy Cię zaprosić do kina na dzisiejszy wieczór. Mam nadzieję, że nie masz planów i pójdziesz z najpiękniejszymi, najzabawniejszymi, najlepiej grającymi kolegami do kina- wygłosił Cesc.
- Czy ty się ostatnio aby nie uderzyłeś w głowę?- zainteresowałam się- No jasne, że pójdę- walnęłam go w ramię.
- Mówiłem Ci, że jestem zajebisty- naskoczył na Alexa, kiedy oddalali się w stronę reszty drużyny.
Zaśmiałam się i pokręciłam głową. Czasami zastanawiałam się czemu właściwie jesteśmy przyjaciółmi, ale w takich momentach zawsze przypominałam sobie nasze wspólnie spędzone chwile. Rozumieliśmy się, jak mało kto na tym świecie. Spędzaliśmy razem mnóstwo czasu i dbaliśmy o siebie. Kochałam go całym sercem i nie wyobrażałam sobie życia bez niego obok.
*
Siedziałam na ławce przed kinem i szurałam obcasem w żwirku. Zastanawiałam się czy nie wystroiłam się przesadnie, w końcu to tylko wyjście do kina z przyjaciółmi. Spojrzałam na siebie krytycznym okiem; warkocz, lekki makijaż, opięta czerwona bluzka, na to zarzucona skórzana kurtka, czarne rurki i czerwone szpilki. Nie, przecież nie przesadziłam. Westchnęłam, nieco zniecierpliwiona. Alexis uprzedził, że może spóźnić się dziesięć minut, ale do Cesca to było niepodobne. Przez to kino musiałam odmówić Leo wspólnej kolacji, zadowalając się jedynie spacerem, odbytym ukradkiem, po uprzednim odczekaniu, aż ojciec pojedzie do domu. Kiedy zaproponowałam mu, żeby szedł z nami spochmurniał i stwierdził, że posiedzi w domu i może zaprosi Davida.
Podniosłam wzrok i natknęłam się na pędzącego w moim kierunku Alexa. Miał na sobie czarne trampki, spodnie i skórzaną kurtkę tego samego koloru oraz biały podkoszulek. Z jakiegoś nieznanego nawet mi powodu uśmiechnęłam się do niego szeroko i poczułam miłe ciepło rozlewające się w mim brzuchu.
- Hej, przepraszam za spóźnienie- powiedział na wstępie i pocałował mnie w policzek, dzięki czemu poczułam słodki zapach jego perfum. Były cudowne – takie mroczne i ciężkie, a zarazem urocze. Pasowały do niego idealnie.
- Daj spokój, nie szkodzi- machnęłam ręką- Martwi mnie tylko nieobecność Cesca.
- Nie dzwonił do Ciebie?- zdziwił się szczerze- Fabregas nie przyjdzie, bo ma do załatwienia jakąś ważną sprawę- wywrócił oczami, na co ja zaśmiałam się cicho- Idziemy?- zapytał, a ja w milczeniu skinęłam głową. Po uprzednim kupieniu kubła popcornu wybraliśmy oczywiście horror. Jakoś nie byłam w stanie wybrać się na komedię romantyczną, na sam ich widok rzygałam tęczą. Przez cały film nerwowo zaciskałam palce na przedramieniu mojego towarzysza. Miałam jedną słabość z tym związaną: kochałam horrory, ale panicznie się ich bałam. Dlatego zawsze wtulałam się w Cesca, a teraz znęcałam się nad ręką Sancheza.
*
Czuł, jak palce jej drobnej rączki zaciskają się nerwowo na jego ręce, gdy w filmie pojawiały się straszniejsze sceny. Nie miał dość dużo silnej woli, by skupić się na fabule wyświetlanego filmu, bo cały czas czuł jej dotyk na swojej skórze. Do jego nozdrzy wdzierał się przyjemny zapach jej perfum pomieszany z mandarynkowym szamponem. Pierwszy raz od momentu pogrzebu Sindyll jakaś kobieta wywarła na niego taki wpływ. Czuł, że zaczynają się w nim budzić silne emocje, które nieco go przerażały. Nic nie mógł jednak poradzić na to, że kiedy widział jej piękny uśmiech, słyszał perlisty śmiech lub obserwował zmarszczone brwi chciał zostać przy niej dłużej, by móc napawać się tym widokiem. Była przy tym niezwykle mądrą, delikatną i niewinną kobietą. Cesc miał rację – jeśli już raz przebywało się z nią dłużej, nie można było jej nie polubić.
*
Szliśmy ramię w ramię ulicami Barcelony i rozmawialiśmy. Właściwie nie było jakiegoś konkretnego tematu, po prostu gadaliśmy, jak to mają w zwyczaju dobrzy znajomi. Często się śmiałam, widziałam nawet, że Alex uśmiecha się coraz szerzej.
- Poczekaj chwilę- poprosił nagle i zniknął za rogiem.
Po kilku minutach pojawił się przede mną i nieśmiałym gestem wręczył mi piękną herbacianą różę.
- Dziękuję- szepnęłam, wąchając kwiat, by ukryć zakłopotanie.
Ruszyliśmy przed siebie w milczeniu. Kwietniowe noce były naprawdę ciepłe. Czułam, jak lekka bryza smaga mnie po twarzy i bawi się długimi włosami. Nagle Alex znalazł się tak blisko mnie, że idąc stykaliśmy się ramionami. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się nieśmiało, a on odwzajemnił mój gest.
- Nie chcę wracać do domu- powiedziałam nagle- Ojciec znów będzie próbował ze mną rozmawiać, a ja nie mam na to najmniejszej ochoty- mruknęłam, przygryzając wargę.
- W takim razie chodź ze mną- poprosił i ruszył w kierunku zaparkowanego nieopodal samochodu.
Posłusznie ruszyłam za nim. Zaintrygował mnie swoim zachowaniem i nagłą chęcią spędzania ze mną więcej czasu. Do tej pory uważałam, że robi to tylko dlatego, że Cesc go o to prosi. Teraz jednak, gdy w milczeniu jechaliśmy jego samochodem czułam, jak narasta we mnie ekscytacja.
- Serio?- zapytałam nieco niepewnie, kiedy stanęliśmy przed… Bramą cmentarza.
- Spokojnie, przecież Cię tam nie zakopię- zapewnił mnie cierpko- Chodź- złapał moją dłoń i pociągnął lekko za sobą.
W milczeniu przechodziłam między grobami i byłam coraz bardziej przerażona. Źródłami światła były znicze i słabo świecące, i rzadko ustawione latarnie. Mimo smutku i przygnębienia panującego w takim miejscu, było coś intrygującego w tym, że mężczyzna, ze wszystkich miejsc na ziemi, wybiera właśnie to.
W pewnym momencie puścił moją dłoń i podszedł do skromnego grobu. Przeżegnał się i zaświecił znicz, który wcześniej wziął z samochodu. Obserwowałam go dokładnie – widziałam ten pełen miłości wzrok i ciepły uśmiech, które tak mocno kontrastowały ze spływającą powoli po jego policzku łzą. Zaskoczył mnie swoją otwartością i tym, że nie wstydził się okazywać przy mnie uczuć. Chyba naprawdę mnie polubił.
Usiadł na kamiennej ławeczce stojącej naprzeciw grobu, a ja po chwili wahania robiłam to samo.
- Wiem, że chociaż Cię to ciekawiło, nie pytałaś i nie nalegałaś na wyznanie prawdziwego powodu mojego nastroju, mimo że jesteś córką trenera. Dziękuję Ci za to- powiedział cicho, wciąż wpatrując się w nagrobek.
Niepewna tego co zobaczę, podążyłam za jego spojrzeniem. Moim oczom ukazała się młoda blondynka o iście niebieskich oczach i uśmiechu anioła, którym obdarzała wszystkich, którzy tutaj przychodzili.
- Była piękna- stwierdziłam.
- Najpiękniejsza- przytaknął- Zginęła ponad rok temu w wypadku motocyklowym. Kochała te potwory i to one ją zabiły. Myślałem, że się pozbieram, ale w końcu robiło się coraz gorzej. Tylko Cesc tak naprawdę mnie wspierał i nie pozwolił na coś gorszego, niż nadmierne spożywanie alkoholu. Teraz jednak zaczynam powoli wychodzić na prostą, przynajmniej się staram- opowiadał.
- Przykro mi, Alex- położyłam dłoń na jego ramieniu, a on podniósł na mnie swoje pełne nadziei spojrzenie.
- A jak ty się trzymasz?- zapytał.
- Co masz na myśli?
- Twoja matka i ten dziwny koleś wywieźli Twojego brata na drugi koniec świata. Chyba mi nie powiesz, że wszystko jest w porządku?- zapytał cierpko.
- Bo nie jest- rzuciłam płaczliwie- Nie mogę sobie wybaczyć, że na to pozwoliłam, ale z drugiej strony on tego chciał, chciał wrócić do mamy. Oni obydwoje są jego biologicznymi rodzicami i teraz, kiedy Mark o tym wie, to nie zrobi mu żadnej krzywdy. Po prostu… Tak bardzo tęsknię za moim małym robaczkiem- poczułam spływające po policzkach łzy, ale nie miałam sił, by je otrzeć- Przed innymi udaję, że wszystko gra, że to mnie nie rusza, ale dopiero kiedy kładę się do łóżka to pozwalam sobie na łzy i rozpacz. Chyba nigdy tak mocno nie tęskniłam, ale muszę się z tym pogodzić- zakończyłam i z zaskoczeniem stwierdziłam, że Sanchez delikatnym ruchem ociera łzy z mojej twarzy.
- Chodź, odwiozę Cię- zaproponował, a ja skinęłam głową i w milczeniu udaliśmy się do samochodu.
Cała droga również minęła nam w kompletnej ciszy. Obydwoje czuliśmy, że dzisiaj padło między nami wystarczająco dużo ważnych słów.
- Dziękuję za wspaniale spędzony wieczór- powiedziałam cicho, kiedy staliśmy przed bramą.
- Tak, ja też dziękuję, wspaniale się bawiłem. No i miło jest czasem z kimś porozmawiać- dodał, uśmiechając się- Dobranoc- szepnął i pocałował mnie delikatnie w policzek. Nie czekając na moją reakcję wsiadł do samochodu i odjechał.
***
Łeeech, skończyłam xD Miałam problem z zaczęciem tego rozdziału, ale jakoś tak dostałam weny na końcówkę i dzięki temu koniec ;) Ale pojechałam w dwa fronciki, nie? Teraz wszystkie zastanawiacie się co zrobię, taa? Otóż powiem wam, że… Dowiecie się, jak będziecie czytać kolejne części, haha xD Powiem tyle, że będzie się działo ;*
Podoba wam się więcej Alexisa?
Dobra, bo Real gra i muszę poobczajać xD Oglądałyście wczorajszy mecz? Boże, myślałam, że umrę, ile emocji! Ejj, en Dani ;) Za to Tello zaskakuje mnie coraz bardziej, ale przyznam się, że od dawna w niego wierzyłam ;)
No i cóż mogę rzec o Leo? Najskuteczniejszy strzelec w historii klubu i hat trick. Jestem z niego dumna xD ;*****