- Pięknie! Po prostu cudownie!- zachwycała się Jimena, kiedy prezentowaliśmy jej nasz układ na Mistrzostwa Hiszpanii. Przybyliśmy sobie z Antonio piątkę. Byliśmy z siebie dumni, w końcu udało nam się opracować idealny układ w nieco ponad dwa miesiące.
- Teraz mam dla was nowe zadanie- powiedziała, nieco zakłopotana- Pojutrze jest jakaś gala, ale to nieważne. Ważne natomiast jest to, że wy na niej wystąpicie. Proponuję wystawić wam rumbę i jive- ogłosiła.
- Co? Dajesz nam dwa dni na przygotowania? Zwariowałaś?- naskoczyłam na nią.
- Nie panikuj, Sophia. Zmieńcie nieco waszą rumbę, a jive ćwiczyliście w tamtym tygodniu- uśmiechnęła się pokrzepiająco.
- Świetnie- warknęłam pod nosem, odstawiając butelkę z wodą.
- Bierzmy się do pracy- westchnął Antonio, na co skinęłam twierdząco głową.
*
Minęła godzina jedenasta, kiedy przekroczyłam próg domu. Byłam pewna, że Eliza i tata już śpią, więc starałam się zachowywać jak najciszej. Sama byłam tak zmęczona, że zastanawiałam się czy nie zasnę na stojąco. Zdziwiło mnie słabe światło dobiegające z salonu. Zaintrygowana udałam się w tamtym kierunku i spostrzegłam ojca siedzącego nieruchomo na kanapie.
- Czemu jeszcze nie śpisz?- zapytałam cicho.
- Gdzie byłaś?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
- W studio. Mamy tańczyć z Antonio na jakiejś gali pojutrze, więc musieliśmy się przygotować- mruknęłam.
- Usiądź- poprosił łagodnie.
Zdziwiona nieco jego tonem opadłam ciężko na fotel i z całej siły starałam się nie zasnąć.
- Sophi, Kochanie… Dopiero Cię odzyskałem, nie chcę znów Cię stracić. To co wtedy powiedziałem… Przepraszam, nie powinienem był dyktować Ci co masz robić lub z kim się spotykać. Dopóki to nie jest Leo, to się zgadzam- uśmiechnął się.
Poczułam łzy zbierające się w kącikach moich oczu.
- Ale tato… To jest właśnie Leo- powiedziałam płaczliwym tonem- To właśnie z nim się spotykam i to w nim się zakochałam- mruknęłam. W nagłym przebłysku przed moimi oczami pojawił się uśmiechnięty Alexis, ale natychmiast to stłumiłam.
- Boże, Sophi…- widziałam, jak zaciska pięści- Dobrze, rozumiem. Ale jeżeli między wami coś się popsuje i on będzie nieszczęśliwy to wyobrażasz sobie wtedy jego grę? Nie mogę ryzykować formy najlepszego zawodnika- mówił powoli i dobitnie, jakbym była opóźniona w rozwoju.
- A czy uważasz, że zabraniając nam spotykania się uczynisz Leo szczęśliwym?- zapytałam cicho.
Odpowiedziała mi cisza.
- Tak myślałam- mruknęłam, wstając- Przemyśl sobie to, tymczasem pozwól, że pójdę do siebie, jestem wykończona- poinformowałam go i nie czekając na odpowiedź udałam się na górę.
*
- Wstawaj!- usłyszałam krzyk, a po chwili coś ciężkiego upadło obok mnie.
Spojrzałam w tamtym kierunku i ujrzałam szczerzącego się Fabregasa.
- Spierdalaj, gościu!- walnęłam go poduszką.
- Jak możesz? Taki piękny dzień, a ty się wylegujesz? To zbrodnia, kobieto!- wyrecytował, zabierając mi kołdrę.
- Dobrze Ci mówić, bo nie miałeś wczoraj cały dzień treningu- mruknęłam, wstając powoli.
Dopiero wtedy mój wzrok padł na stojącego w drzwiach Alexisa, uśmiechającego się do mnie lekko. Od naszego wyjścia do kina minął tydzień. Od tamtej pory często ze sobą rozmawialiśmy i spędzaliśmy dużo czasu. Czułam się z tym nieco dziwnie, bo nawet z Leo nie przebywałam tak często jak z nimi.
- Skoro już tu jesteście to idziemy na zakupy- klasnęłam w dłonie, a oni jęknęli zgodnie. Zachichotałam wrednie i poszłam do łazienki, by się ubrać.
- A po co idziemy na zakupy w środku tygodnia?- zapytał Cesc, kiedy siedzieliśmy w jego samochodzie i jechaliśmy w kierunku centrum handlowego.
- Jutro występuję na jakiejś gali i muszę kupić sobie odpowiednie sukienki- odpowiedziałam.
- To nie gala tylko bal charytatywny i wręczenie jakiś nagród- odpowiedział, milczący do tej pory Alexis.
- Skąd niby wiesz?- zapytałam zaskoczona.
- Bo my wszyscy tam idziemy- odpowiedział Cesc, szczerząc się jak głupi.
Zaśmiałam się i pokręciłam głową. Ten chłopak miał tyle energii, że mógłby zasilić pół Barcelony.
*
- A ta?- zapytałam, wychodząc z przymierzalni w długiej, białej sukni na ramiączkach.
Cesc zaczął chodzić wokół mnie, niczym wielki znawca mody, a Alex opierał się niedbale o ścianę i patrzył na mnie błyszczącymi oczami.
- Uważam, że ta sukienka jest piękna i powinnaś ją kupić- wygłosił po chwili Fabregas.
- Wyglądasz cudownie- dodał Sanchez, patrząc na mnie coraz bardziej łakomym wzrokiem.
- Skoro tak mówicie- uśmiechnęłam się i zniknęłam w przymierzalni, by wrócić do poprzedniego ubioru.
*
Czuła niemiły uścisk w brzuchu. Świadomość, że zaraz da swój pierwszy od prawie pół roku występ sprawiała, że trzęsła się jak osika. Do tego fakt, że patrzył na to wszystko będzie on… To uczucie było niemalże nie do zniesienia. Cały czas ktoś szarpał jej włosy, poprawiał strój lub makijaż. Nie było przy niej nikogo, kogo mogłaby przytulić lub chociażby złapać za rękę. Westchnęła zniecierpliwiona, kiedy miła kobieta poleciła jej, żeby usiadła, bo do ich występu pozostało kilkanaście minut. Znalazła odległy kąt pomieszczenia i zaszyła się w nim, próbując skoncentrować się na przypomnieniu sobie kroków.
*
Błysk fleszy i wszechobecne krzyki drażniły jego zmysły. Stanął na moment, by przywołać na twarz sztuczny uśmiech i pozwolić się sfotografować, po czym ruszył w kierunku kolegów i wraz z nimi powtórzył czynność. Czuł się zawiedziony faktem, że nie mogła być z nim. Rozumiał, że miała dzisiaj występ i musiała przyjechać wcześniej, ale mimo wszystko… Zacisnął mocniej dłonie w pięści na myśl, że to Fabregas i Sanchez byli wczoraj z nią w tym cholernym sklepie, a nie on. W końcu to powinien być on, przecież byli parą.
Usiadł na jednym z krzeseł, ustawionych wokół dużego, okrągłego stołu. Na sali dało się słyszeć wesołe rozmowy. Pique z Thiago jak zwykle robili z siebie debili, a Sanchez błądził po sali nieobecnym wzrokiem.
- Witamy państwa na corocznym balu charytatywnym fundacji „ Hopes&Dreams”- zaczęła kobieta w średnim wieku, ubrana w długą zieloną suknię.
Nie miał zamiaru słuchać głupich podziękowań kierowanych do sponsorów, chciał po prostu znów ją zobaczyć. W pewnym momencie zaczął się zastanawiać czy ich związek w ogóle ma sens, skoro spędzają razem tak mało czasu. Jeszcze dzisiejsza rozmowa z trenerem… Mimowolnie z jego ust wyrwało się westchnięcie.
- Zaczyna się- szepnął podekscytowany Fabregas, kiedy światło na scenie przygasło, a na jej środku pojawiła się ona.
Poczuł jak odzywa się w nim zaborczość i zazdrość, na widok jej skąpego stroju.
Jakim prawem inni mężczyźni oglądali ją w takim stroju? Jej zmysłowe ruchy przyprawiały go o szybsze bicie serca. Miał ochotę wbiec na tę scenę i wziąć ją w ramiona. Tego co do niej czuł nie dało się tak po prostu opisać. Wypchnął ze świadomości swoje niedorzeczne obawy i skupił się na jej występie. To co miała na sobie i sposób w jaki się poruszała… Ich spojrzenia spotkały się na krótki moment i wtedy już wiedział. W tej chwili nie liczyło się nic więcej. Ani zgromadzeni wokół ludzie, ani Fabregas aż podskakujący z ekscytacji. Tylko jej ruch. Tańczyła dla niego, jemu, w każdym momencie widać było głębokie, wszechogarniające uczucie. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Była tak piękna, że aż zapierało mu dech w piersiach. Na całym świecie nikt nie poruszał się tak jak ona. Jej ciało hipnotyzowało, urzekało, oplatało jedwabną siecią namiętności. Jego ciało zareagowało w dziki, prymitywny sposób. Pragnął jej tak, jak jeszcze nigdy niczego nie pragnął. Chciał, żeby występ się skończył i równocześnie, by trwał wiecznie. Wydawało się, że ściany hali gdzieś znikają, bowiem Sophi swoim ruchem stwarzała iluzję tajemniczego, mrocznego lasu, wodospadów, głębokich stawów i żarłocznego ognia.
Publiczność zerwała się z miejsc, aplauz był ogłuszający. Widział, jak jej kształtne usta układają się w uśmiech. Ukłonili się lekko i zniknęli za kulisami, ale widzowie domagali się więcej.
Wrócili na scenę. Zmęczeni, ale równocześnie spełnieni.
Czekał ich teraz kolejny taniec, bardziej męczący. Wiedział, że jest zadowolona z pierwszego występu, jej oczy błyszczały w przygaszonym świetle niczym dwa onyksy.
*
Wróciła na scenę. Czuła się wyczerpana, ale zarazem upojona. Tym razem nie tylko dlatego, że wiedziała, iż występ udał się znakomicie, że mogła podzielić się z innymi swoim niezwykłym darem. Ale też dlatego, że gdzieś w ciemnościach czekał na nią mężczyzna. To było przerażające, a zarazem ekscytujące. Gdy dziękowała za brawa, całe jej ciało pulsowało życiem, czuła na sobie jego wzrok. Chciała jak najszybciej zejść ze sceny i pobiec do niego. W pośpiechu wpadła za kulisy, zdarła z siebie strój do tańca i
założyła na siebie kupioną poprzedniego dnia sukienkę. Jej długie rzęsy rzucały smukłe cienie na opalone policzki, a czerwone usta wspaniale kontrastowały z bielą sukienki. Poprosiła stylistkę, by upięła jej włosy w kok, po czym założyła szpilki i wyszła na salę.
Nieśmiało wychyliła się zza ściany, ale kiedy zrozumiała, że nikt na nią nie patrzy, ruszyła przed siebie w kierunku stolika przy którym siedzieli jej przyjaciele i on. Chciała zobaczyć jego oczy. Przepiękne, niezwykłe i tak wygłodniałe oczy, które ją obserwowały. Wpatrywały się w nią. Oczy, które widziały ją jedną.
Dostrzegła go. Stał na uboczu i rozmawiał z kumplami. Poczuła, jak usta układają się jej w uśmiechu i ruszyła w jego kierunku. Czuła, jak zgromadzeni w pomieszczeniu patrzą na nią, a wokół podnosi się wszechobecny szept. Jedni byli zachwyceni, inni zazdrościli, ale bez wątpienia wszyscy patrzyli tylko na nią. Poczuła się lekko zawstydzona, przez co przyspieszyła kroku. Zobaczyła, jak David lustruje ją wzrokiem i uśmiecha się zachwycony, a potem mówi coś do swojego towarzysza. Ten natomiast spojrzał na nią i zamarł w bezruchu. Patrzył na najcudowniejszą, najpiękniejszą istotę, jaką kiedykolwiek było mu dane ujrzeć. Poczuł, jak całe otoczenie rozpływa się w powietrzu i zostaje tylko ona. Z nieśmiałym uśmiechem i błyskiem oczu patrzyła na niego i zagryzała lekko wargę. Przeprosił towarzyszy i podszedł do niej niespiesznie.
- Nie boisz się, że ktoś nas zobaczy, a potem gazety rozpiszą się na temat romansu trenerki i najlepszego piłkarza świata?- szepnęła, kiedy wziął ją w ramiona.
Wirowali lekko na parkiecie, a jej suknia falowała lekko. Patrzyli sobie prosto w oczy, próbując odgadnąć swoje wzajemne myśli.
Zaśmiał się cicho i pokręcił lekko głową.
- Mam gdzieś to, co będą pisali. Liczy się ten moment, ta chwila- szepnął, a ona poczuła jego ciepły oddech na lewym uchu.
Poczuła na plecach palące spojrzenie i całą siłą woli powstrzymywała się przed odwróceniem w tamtym kierunku. Doskonale wiedziała do kogo ono należy, ale nie miała najmniejszej ochoty na taką konfrontację. Bardzo polubiła Chilijczyka, ale teraz zaczynała żałować, że tak bardzo się do siebie zbliżyli. Miała wrażenie, że on na siłę doszukiwał się w niej cech Syndill. Zaczynał coś do niej czuć, a ona? Świata nie widziała poza pewnym Argentyńczykiem, który właśnie trzymał ją pewnie w swoich ramionach.
- Myślę, że powinniśmy już iść- szepnął nagle, przerywając błogą ciszę, uzupełnianą jedynie lekkimi dźwiękami muzyki.
Poczuła, że serce znów jej podskoczyło. Każda komórka w jej ciele wyrywała się ku niemu. W jego spojrzeniu tlił się ogień, któremu nie potrafiła się oprzeć. Był taki wygłodniały, taki mroczny, cały dla niej płonął. Kuszący diabeł. Stanowczo pokręciła głową.
- Cesc by…
Powstrzymał dalsze słowa, po prostu przyciskając ją mocniej do siebie. Jego oczy na moment pociemniały, dając jej do zrozumienia, że to nie było odpowiedni moment na wzmiankę o przyjacielu.
- Mam już dość słuchania o Fabregasie. Bardziej powinno Cię obchodzić tu i teraz oraz to, gdzie chcę Cię teraz zabrać- uśmiechnął się łobuzersko i pociągnął lekko w stronę wyjścia, a ona bez oporu poddała się temu.
Pochylił się i musnął jej drżące usta leciutkim pocałunkiem, którego wspomnienie pozostało na jej wargach. Miała wrażenie, że dotknął jej serca, jej duszy. Uśmiechnął się i powiedział kierowcy gdzie ma ich zawieść. Jego ciemne oczy zapłonęły ogniem. Pragnieniem.
Nie miała czasu, by rozejrzeć się po domu, w którym była pierwszy raz. Poczuła tylko, jak pospiesznie zamknął drzwi za pomocą nogi. Poczuła, jak jej plecy dotykają zimnej ściany, przez co zadrżała lekko. Schylił się. Musiał. Pachniała świeżo i rześko, jak górskie powietrze, które tak uwielbiał. Skórę miała delikatniejszą niż płatki róż. Jego ciało domagało się jej gwałtownie, niecierpliwie. Panował nad sobą, ale musiał jej dotknąć, żeby poczuć reakcję, wybuch płomienia dorównujący szalejącemu w nim pożarowi. Płonął.
Wejście po schodach zajęło im więcej, niż normalnie. Co chwilę obijali się o ściany, wciąż nie odrywając od siebie spragnionych ust. Kiedy znaleźli w sypialni poczuła, jak jego gorące palce szukają zapięcia jej sukienki. Jednym sprawnym ruchem odsunął zamek, a zwiewny materiał opadł na podłogę, pozostawiając ją w samej bieliźnie. Jego gorące, władcze usta odnalazły jej wargi. Ręce powędrowały na kark i unieruchomiły ją, tak by mógł poznać całą jej słodycz. W tym momencie stracił głowę i zaczął ją pochłaniać, przejmując inicjatywę. Przyciągnął ją jeszcze bliżej, wtulił się w nią tak mocno, że nie sposób było stwierdzić, gdzie zaczyna się jedno, a kończy drugie.
Poczuła, jak jednym sprawnym ruchem uwalnia jej włosy, a potem lekko opadają na miękką pościel.
***
Hej ;) Cóż… Co myślicie? xD Nie będzie wcale tak różowo, o nie. Spostrzegawczy zauważyli nowe zagrożenie dla Leo, a mianowicie Alexisa. Spokojnie, dla Sophii zagrożenie pojawi się w następnym odcinku. A tymczasem – podoba się? ;)
Ozilla – specjalnie dla Ciebie nie użyłam imienia Leo, więc będzie Ci łatwiej xD
PS. W tekście ukryte są linki do strojów, by lepiej było wam sobie wyobrazić wszystko ;)