poniedziałek, 24 września 2012

017 - Melnacholy Hill

Omawiałam z tatą nowe pomysły na strategie dla zawodników, ale kątem oka obserwowałam chłopaków trenujących na murawie. Alex wręcz błyszczał, wyszczerzony do wszystkich wokół i idealnie wykonywał wszystko, o co poprosił go Tito. Cesc natomiast był jego całkowitym przeciwieństwem. Smętnie powłóczył nogami po boisku, wydawał się nieobecny i zmartwiony, partaczył wszystko, czego się dotknął. Co chwilę rzucał w moim kierunku zbolałe spojrzenia, a ja całą siłą woli zmuszałam się, żeby nie wstać i nie rzucić mu się w ramiona z płaczem mówiąc, że go kocham i chcę, żeby był przy mnie na dobre i na złe. Uparcie ignorowałam fakt, że cholernie ranię go swoim zachowaniem.
W końcu, po zakończeniu treningu, podbiegł do mnie zmęczony, ale uśmiechnięty Alex i pocałował mnie delikatnie, co natychmiast odwzajemniłam.
- Porozmawiamy?- zapytał z nadzieją, na co skinęłam głową.
- Idź pod prysznic, a ja poczekam na Ciebie na górze- poprosiłam, a on cały w skowronkach wykonał moją prośbę.
Zaśmiałam się i pokręciłam głową widząc, jak radośnie zmierza w kierunku szatni.
*
Podrygiwał radośnie, zmierzając za kolegami w kierunku szatni. Nareszcie był szczęśliwy. Myślał, że po śmierci Syndill to nie nastąpi już nigdy, ale na szczęście się mylił. Sophi dawała mu tyle, na ile zasługiwał i lie oczekiwał. Wiedział, że kocha innego, ale wiedział, że jego też. Nie wiedział czemu, ale doskonale to rozumiał i nie próbował jej zmieniać. Bał się, że mogłaby go opuścić, gdyby spróbował. Miał nadzieję, że ten drugi nigdy nie domyśli się prawdy i nie będzie chciał z nią być, ale jeśli miałoby to nastąpić pozwoliłby jej na to. Pragnął tylko jej szczęścia, a jeśli to byłoby powiązane, usunąłby się w cień.
- Przestań się tak szczerzyć. Dostanę oczopląsu- mruknął Pedro, sznurując buty.
- Nie mogę- odpowiedzial, nie zmieniając wyrazu twarzy.
Jego wzrok padł na zmarnowanego Fabregasa, siedzącego w ciszy w kącie pomieszczenia. Chłopak był wyraźnie zmartwiony i smutny, a on doskonale wiedział co było tego powodem. Sophi nagle stała się dla niego oschła i nieprzyjemna, jakby nie był już jej przyjacielem.
- Coś taki markotny, Fabs?- obok niego klapnął Pique, na co Fabregas tylko mruknął pod nosem coś niezrozumiałego.
- No bo czemu ona mnie tak traktuje?- wybuchnął nagle, niemalże płaczliwym tonem.
- Te baby- mruknął Gerard i poklepał go po ramieniu- Może ma okres- mruknął zamyślony, na co Cesc walnął go w ramię, po czym złapał za torbę i wyszedł żwawym krokiem.
*
Wychylilła się ze swojego gabinetu, słysząc rozmowę na korytarzu. Oparła się o framugę, by pozostać niewidoczną i wsłuchała się w znajome głosy.
- Byłem pewien, że ten drugi, którego kochasz, to Leo- powiedział Alex ze smutkiem w głosie.
- Leo? Alex, proszę Cię. Jedyne co mi po nim pozostało to niesmak- odpowiedziała nieco opryskliwie Sophi- Natomiast Cesc...- zawiesiła głos.
Poczuła, jak jej dłonie zaciskają się w pięści, a oddech nieco przyspiesza. Dopiero co udało się jej zwabić Fabregasa, a ten wreszcie odważył się zaprosić ją na randkę. Wiedziała, że chłopak jest nią oczarowany i pomimo swojej niechęci do wszelkiego rodzaju piłkarzy postanowiła zacisnąć zęby i wytrwać, by móc w końcu dostać swoje pięć minut. Francesc był na swój sposób uroczy i słodki, ale nie był w jej typie. Ona wolała raczej typ Cristiano Ronaldo o jaki trudno w szeregach potulnych baranków FC Barcelony. Miała dość siedzienia za biurkiem, chciała, by ludzie ją rozpoznawali, a teraz ta dziewucha mogła obrócić w perzynę jej misternie wymyślony plan.
- Kocham Cesca całym sercem już od dłuższego czasu, po prostu... Był taki szczęśliwy, kiedy ta Emily w końcu zgodziła się iść z nim na randkę, że nie mam serca niszczyć mu tego wszystkiego- tłumacyzła zdławionym głosem- Poza tym teraz mam Ciebie- dokończyła, a Emily dojrzała, jak z czułością kładzie dłoń na policzku Chilijczyka i składa delikatny pocałunek na jego ustach.
Zmarszczyła brwi, zagubiona w widoku, jaki miała przed sobą. Córka trenera była bardziej pojebana, niż się jej wcześniej wydawało, ale to nie zmieniało faktu, że stała jej na przeszkodzie i musiała szybko się jej pozbyć.
- Poczekaj na mnie w samochodzie, muszę coś jeszcze załatwić- poprosiła i pocałowała go po raz ostatni, po czym odwróciła się i stanęła naprzeciw Emily patrzącej na nią lodowatym wzrokiem.
*
- Emily- mruknęłam, siląc się na uśmiech- Jak po wczorajszej randce z Fabregasem?- zapytałam, udając zaintereswanie.
Stała przede mną z rękami zaplecionymi na piersiach i z uniesionymi brwiami patrzyła na mnie z pogardą.
- Świetnie- odrzekła z przesadnym entuzjazmem- Jednak dostrzegam na horyzoncie pewną przeszkodę- dodała, udając zastanowienie.
Przełknęłam ślinę czując, że to nie skończy się dobrze. Ta panna była mocno niebezpieczna.
- Serio? Jaką?- zapytałam, udając dobrą koleżankę, chętną, by wysłuchać jej problemów.
- Ciebie- warknęła.
Następne co poczułam, to jej ręce na swoich ramionach, które popchnęły mnie mocno do tyłu. Przekoziołkowałam po całych schodach, lądując u ich podnóża wprost przed sparaliżowanym strachem Alexisem.
- Czy Ciebie do reszty pojebało, Emily?- wrzasnął- Mogłaś zrobić jej krzywdę, mogłaś ją zabić!- krzyczał, równocześnie podchodząc do mnie i pomagając mi wstać- Sophi, Boże, Sophi- mamrotał i odgarnął mi włosy z czoła, odsłaniając moją poobijaną twarz- Co Ci się stało, Aniołku?- pytał, kojącym głosem.
- Kocham Cię- mruknęłam z półuśmiechem i odpłynęłam w jego silnych raminach.
*
- Panie doktorze, co z nią?- usłyszałam po przebudzeniu.
Zmarszczyłam brwi, rozglądając się wokół. Byłam nieco przyćpana środkami przeciwbólowymi, które mi podano, dlatego krótką chwilę zajęło mi skojarzenie poprzednich wydarzeń. Skrzywiłam się, kiedy zrozumiałam, że leżę w szpitalu, ubrana w jakąś ich piżamę i podłączona do kroplówki. Bolała mnie głowa, lewa kostka, ale najgożej było z żebrami.
- Jest oczywiście bardzo poobijana, ma lekko skręconą kostkę, ale najgorsze są połamane żebra. Z tego co wiem panna Guardiola jest tancerką. Taki uraz wyklucza z ćwiczeń na co najmniej pół roku- poklepał go pocieszająco po ramieniu i zniknął za drzwiami.
Alex westchnął ciężko, po czym schował twarz w dłoniach. Usmiechnęłam się lekko widząc, jak bardzo się o mnie martwi. Sprawił, że pokochałam go jeszcze mocniej. Był przy mnie właśnie teraz, kiedy najbardziej go potrzebowałam. Po chwili poczułam łzy, zbierające się w kącikach oczu. Ta wredna pinda właśnie pozbawiła mnie szansy na występ w Mistrzostwach Europy. Szło nam z Antionio wyśmienicie, wygraliśmy niedawno Mistrzostwa Hiszpanii. Teraz, przez tę idiotkę, nasze marzenia legły w gruzach.
- Hej, Kwiatuszku- usłyszałam łagodny, aczkolwiek bardzo zmęczony głos Sancheza.
Spojrzałam w jego kierunku i uśmiechnęłam się chociaż czułam, jak łzy spływają po moich policzkach.
- Długo byłam nieprzytomna?- zapytałam zdławionym głosem.
- Tylko kilka godzin, Kochanie- przejechał subtelnie dłonią po moich włosach i pocałował mnie delikatnie w czoło.
- Alex, to prawda?- mruknęłam, przygryzając wargę, jednak nawet to nie pohamowało łez.
- Boże, Aniołku, tak strasznie mi przykro. Gdybym tylko ją zauważył i został z Tobą na tych cholernych schodach...- warknął, zaciskając dłonie w pięści. Położyłam dłoń na jego przedramieniu i pogładziłam je lekko.
- To nie Twoja wina, Głuptasie. Powinnam być ostrożniejsza w towarzystwie tej wariatki- oznajmiłam.
- Trzeba powiedzieć Fabregasowi- zauważył.
- Nie!- krzyknęłam szybko, ale kiedy dostrzegłam jego pytające spojrzenie, kontynuowałam- Nie chcę być powodem jego niezgody między Emily. Powinien sam poznać prawdę- szepnęłam.
- Jak sobie życzysz- odrzekł cicho- Tak strasznie mi przykro, Kochanie. Nie weźmiesz udziału w mistrzostwach- mruknął cicho.
- Alex, sam jesteś sportowcem. Wiesz, że wypadki się zdarzają. Sam ominąłeś kilka ważnych spotkań przez kontuzje- mruknęłam.
- Tak, ale nie były spowodowane tym, że jakaś kretynka zepchnęła mnie ze schodów!- uniósł się lekko.
- Jesteś zdenerwowany, bierzesz wszystko zbyt emocjonalnie. Jedź do domu, prześpij się trochę, a rano przywieź mi z domu jakieś wygodne rzeczy. Wypierdzielam z tej umieralni- mruknęłam, na co zaśmiał się cicho.
- Kolorowych snów, Aniołku- szepnął, po czym pocałował mnie czule i zniknął za drzwiami.
Westchnęłam przeciągle, nie mogąc opanować fali rozkoszy, jaka rozeszła się po moim ciele. Jestem złą, złą kobietą, pomyślałam.
*
Na drugi dzień z samego rana przywitał mnie uśmiechnięty Alex, który po słodkim całusie na dzień dobry wręczył mi moje ubrania i popędził do łazienki, żebym się wreszcie ubrała i spadała z tego przerażającego miejsca.
Kiedy wszystko już na siebie wcisnęłam stwierdziłam, że spod krótkiej bluzki widać moje zabandażowane żebra. Westchnęłam, krzywiąc się z bólu i wróciłam do sali, gdzie zniecierpliwiony Sanchez czekał na mnie przy drzwiach. Złapałam jego dłoń i na tyle raźnym krokiem, na jaki pozwalał mój obecny stan, opściliśmy szpital.
- Wyjedź ze mną do Chile- usłyszałam nagle i przystanęłam na środku parkingu, zszokowana.
- Co?- wydukałam w końcu.
- Wyjedź ze mną do Chile, Sophi. Chłopaki zaczynają teraz Euro z reprezentacją, a ja chcę odwiedzić rodzinę. Nie na długo, na tydzień- wyjaśnił, patrząc na mnie z nadzieją i szerokim uśmiechem.
Patrzyłam na niego ogromnymi oczami.
- Albo wieesz co? nie odpowiadaj mi teraz, zastanowisz się spokojnie i powiesz, jak będziesz gotowa- dodał szybko.
Uśmiechnęłam się czule, widząc jego zdenerwowanie. Widziałam, jak bardzo mu na tym zależało, denerwował się, chociaż starał się nie dać tego po sobie pozać. Wiedziałam, że będę musiała poznać jego rodzinę, ale nie miałam serca, by mu odmówić. Nie chciałam odmawiać, perspektywa spędzenia całego tygodnia tylko z nim była bardzo kusząca i przezwyciężała moje obawy.
- Alex...- pociągnęłam lekko jego dłoń, a on spojrzał na mnie pytająco- Tak- powiedziałam z uśmiechem.
- Naprawdę?- uśmiechnął się słodko- wplatając dłoń w moje włosy i przyciagając mnie do siebie.
- Naprawdę- zasmiałam się, a on pocałował mnie w najczulszy znany mi sposób.
***
Napisałam już dawno, jakimś cudem dopisałąm końcówkę. Moje życie się nie układa, przez co nie chce mi się nic pisać. Nie wiem dokąd zmierzam. Nie mam pojęcia kiedy napiszę kolejny rozdział tutaj. póki co mam napisane trzy rozdziały na moje drugie opowiadanie, do którego link znajdziecie u góry. Zapraszam tam.
PS. Kyo chce być informowany prosze o zostawienie numeru gg :)

poniedziałek, 10 września 2012

016 - Stay

W lewej ręce niosłam moje miętowe szpilki, prawą zaś miałam splecioną z dłonią Alexisa, kiedy wolnym krokiem spacerowaliśmy brzegiem morza. Fale delikatnie obijały się o brzeg, a księżyc świecił jasno, dodając tajemniczości i magii nocnej scenerii Barcelony. Uśmiechałam się. Czułam to. W jego towarzystwie czułam się taka wyjątkowa i adorowana, jak dawno się nie czułam. Patrzył na mnie z tym uwielbieniem w oczach, które w niektórych momentach wręcz mnie krępowało. Wiedziałam, że zakochałam się w Cescu już dawno temu, że był miłością mojego życia. Kiedy wydawało mi się, że czuję coś do Leo, tak naprawdę kochałam Fabregasa. A Alexis? On kochał mnie, to było pewne. Wiedziałam, że ja również kochałam jego, ale nie w sposób, na jaki zasługiwał.
- Alex...- zatrzymałam się nagle, czując, że jestem bliska wpadnięcia w histerię.
- Jesteś taka piękna, Sophi- szepnął, łapiąc w palce niesforny kosmyk włosów i wkładając go za moje ucho. Przymknęłam powieki i pozwoliłam wypłynąć jednej łzie.
- Nigdy nie będę w stanie pokochać Cię tak mocno, jak kocham jego, rozumiesz? Duszę się, kiedy widzę go z inną, to tak strasznie boli. Widzę jak mocno się do mnie przywiązałeś...- mówiłam chaotycznie.
- Kocham Cię- przerwał mi stanowczym stwierdzeniem.
- Co? Nie, Alex... Nie wiesz o czym mówisz...- zaśmiałam się histerycznie.
- Doskonale wiem o czym mówię, Sophi. Kocham Cię od momentu naszego wspólnego wyjścia do kina, pamiętasz? Zabrałem Cię później na cmentarz, na jej grób. Sindyll była miłością mojego życia, nie widziałem poza nią świata, ale ona odeszła dawno temu i nie wróci, a ja muszę żyć dalej, rozumiesz? Wiem, że nie pokochasz mnie tak, jak kochasz jego, ja też nie pokocham Cię tak, jak kochałem ją, to jest niemożliwe. Ale jednak, mimo wszystko, stoję tu przed Tobą i mówię Ci, że Cię kocham, Sophi. Wiem, że nie jesteś w stanie powiedzieć, że nie czujesz tego samego- przejechał palcem po moim policzku, ścierając z niego wciąż wypływające z oczu łzy.
Czułam się jak w scenie w jakiejś brazylijskiej telenoweli. Obydwoje kochamy inne osoby, ale nie możemy z nimi być, więc dla pocieszenia zakochujemy się w sobie wzajemnie. To było tanie i kiczowate. Ale jednak wiedziałam, że Sanchez ma rację. Nie mogłam stwierdzić, że nic do niego nie czuję. Cesc widocznie był poza moim zasięgniem, więc dlaczego miałabym nie spróbować życia u boku Alexisa? Kto wie, może będziemy razem szczęśliwi?
Wypuściłam powietrze, poddając się, po czym uśmiechnęłam się szeroko.
- Masz rację, Alex. Ja też Cię kocham. Nie w sposób, którego ja lub Ty byśmy sobie życzyli, ale jednak Cię kocham- przyznałam, na co on uśmiechnął się najpiękniej, jak było mi dane widzieć.
Położył ręce na mojej talii i przyciągnął do siebie poważniejąc i patrząc mi głęboko w oczy.
- Będziesz ze mną szczęśliwa Sophi. Dostaniesz wszystko czego będziesz potrzebowała. Zawsze będę Cię kochał- zapewnił mnie, na co zaśmiałam się cicho i położyłam głowę na jego barku, wtulając twarz w jego szyję.
- Nie składaj takich obietnic. Potem możesz tego nie dotrzymać- pouczyłam go.
Zaśmiał się cicho i pocałował mnie niecierpliwie pokazując, jak długo czekał na tę chwilę. Ja natomiast wreszcie poczułam się bezpieczna i kochana.
*
Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się, patrząc na sufit. Chciałam, by ten dzień wreszcie się różnił od wszystkich poprzednich, kiedy byłam biedną dziewczynką zakochaną w najlepszym przyjacielu. Moje uczucia nie zmieniły się nawet na sekundę, ale teraz było inaczej. Miałam Alexisa, który mnie rozumiał i był przy mnie, nawet mimo świadomości, że nie zajmuje w moim sercu pierwszego miejsca.
- Dzień dobry, Księżniczko- usłyszałam.
W progu pokoju stał uśmiechnięty tata i spoglądał na mnie z radością wymalowaną na twarzy.
- Coś się stało, że zawitałeś w moim pokoju z samego rana?- zapytałam wesoło, po czym podeszłam do niego i pocałowalam go w policzek.
Złapłam z fotela swoje rzeczy i zniknęłam w łazience.
- A czy coś musiało się stać?- dotarło do mnie zza drzwi.
Wyszłam z łazienki i popatrzyłam na niego sceptycznie, na co on wywrócił oczami i westchnął przeciągle.
- Tato, znam Cię nie od dzisiaj. Wiem, kiedy chcesz mi powiedzieć coś ważnego- poinformowałam go, wiążąc włosy w kucyka.
- Masz rację...- mruknął, drapiąc się z zakłopotaniem po głowie- Razem z Elizą mamy dla Ciebie... Szokującą wiadomość i nie wiemy jak to przyjmiesz- oznajmił, a w drzwiach jakby na zawołanie pojawiła się rudowłosa kobieta.
- Miło Cię widzieć, Elli- uśmiechnęłam się. Zatrzymałam na niej na chwilę wzrok i zmarszczyłam brwi- Nie chcę być niemiła, ale chyba przytyłaś- uśmiechnęłam się przepraszająco, na co ona zaśmiała się głośno.
- Cieszę się, że zauważyłaś Sophi, bo właśnie z tym wiąże się nasza wiadomość- powiedziała pogodnie.
Zatrzymałam się w pół kroku i przerzucałam zszokowane spojrzenie z jednego na drugie i tak w kółko.
- Czy ty...? Nie- mamrotałam- Naprawdę?!- wyrzyknęłam w końcu, śmiejąc się jak głupia i czując łzy pod powiekami.
- Naprawdę, Sophi. Będziesz miała rodzeństwo- potwierdził tata. Widziałam, że naprawdę mu ulżyło, kiedy zobaczył moją radość na tę wiadomość.
Przytuliłam ich oboje i pogratulowałam. Byłam taka dumna i szczęśliwa mając świadomość, że będę miała rodzeństwo.
*
Zmierzałam na boisko ramię w ramię z tatą. Rozmawialiśmy wesoło i snuliśmy plany na przyszłość, bo jak się okazało, Eliza była już w czwartym miesiącu ciąży. Nie byłam zła, że nie powiedzieli mi wcześniej. Bądźmy szczerzy: Przez ostatnie kilka miesięcy  trudno było się ze mną dogadać.
Kiedy tylko znaleźliśmy się na stadionie zobaczyłam, że piłkarze stoją w grupce i wesoło o czymś rozmawiają, krzycząc i przepychając się. Byli wśród nich również moi Trzej Muszkieterowie czyli Leo, który właściwie nic mnie nie obchodził. Wiedziałam, że Aimee siedzi na trybunach i dzielnie dopinguje swojego, znów, narzeczonego. Dalej był Fabregas, jak zwykle zagłębiony w swoim własnym świecie myśli, w którym pewnie gził się z tą swoją Emily w jego karmazynowej pościeli. Był też Alexis... Mogłam śmiało pomyśleć mój Alexis. Chociaż wciąż czułam, że źle robię, bo ranię przez to nas oboje to nie potrafiłam mu się oprzeć, kiedy widziałam, jak słodko uśmiecha się, słuchając jakichś bredni Thiago. Rzuciłam torebkę na ławkę i pewnym krokiem rusyzłam w jego kierunku. Z rozpędu pociągnęłam go za rękę, by obrócił się w moim kierunku i wpiłam się w jego słodkie usta. Na początku był nieco zaskoczony, ale kiedy zrozumiał, że ja to ja, przyciągnął mnie do siebie i pogłębił pieszczotę. Chłopcy wokół zareagowali krzykami, brawami i gwizdami.
Oderwałam się od niego, oparłam swoje czoło o jego i zaśmiałam się głośno.
-Aaaawwww... Jesteście słodcy!- pisnął Carles, mrugając powiekami, jak tania paryska kurtyzana.
- Ociekacie zajebistością po prostu- dorzucił Dani, szczerząc się jak głupi.
- Czy ja o czymś nie wiem?- zapytał zdenerwowany Cesc.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz, Fabregas- warknęłam, nie przestając patrzeć Sanchezowi w oczy.
W dużej mierze robiłam to tylko dlatego, żeby wkurzyć Francesca. Chciałam sprawić, by poczuł ból odrzucenia i zdrady. Taki, który w tamtej chwili rozdzierał mnie od środka i to do tego stopnia, że nie byłam w stanie na niego spojrzeć. Z drugiej jednak strony chyba próbowałam uśpić czujność Alexa, co raczej przyniosło efekt odwrotny do pożądanego.
- Jak skończymy to musimy porozmawiać- powiedział na tyle cicho, bym tylko jak to usłyszała.
Skinęłam głową i rusyzłam w stronę taty, przeklinając w środku swoją głupotę i to, jak łatwo dałam pozać po sobie co czuję. Zakładałam, że Sanchez nie będzie zadowolony.
***
Cóż... Sophi chyba przestaje być pozytywną bohaterką. Sama nie wiem po co to tak ciągnę, po prostu tak to wymyśliłam i nie jestem w stanie zmienić swojej wizji xD W siedemnastce mały zwrot akcji. Mam nadzieję, że ktoś to przeczyta xD
Straciłam natchnienie jakoś. A może dopadło mnie lenistwo? Sama nie wiem...

poniedziałek, 3 września 2012

015 - Love's to blame

Siedział w fotelu i ze znudzeniem obserwował przyjaciela, który od ponad godziny przeglądał szafę i wybierał odpowiedni strój na swoją pierwszą randkę. Co jakiś czas przewracał oczami słysząc, jak Hiszpan mruczy pod nosem jakieś głupawe piosenki i szczerzy się do wszystkiego wokół.
- Martwię się o nią- wypalił nagle, wyrywając Chilijczyka ze stanu lekkiego otępienia.
- O Emily?- zapytał głupkowato.
- Nie, Idioto! O Sophi- mruknął, rzucając na łóżko kolejną parę spodni.
- Niby dlaczego?- szczerze zainteresował się opinią Fabregasa, który, bądź co bądź, był najbliżej związany z córką trenera.
- Byłem wczoraj u niej i powiedziałem jej o mojej randce, ale wydawało mi się, że ona wcale się ze mną nie cieszy, chociaż zapewniała mnie, że jest zupełnie odwrotnie- tłumaczył, przegladając po raz kolejny koszule wiszące na wieszakach.
Sanchez zamyślił się głęboko, słuchając słów przyjaciela. Od kilku tygodni próbował jakoś dotrzeć do panny Guardiola, zbliżyć się do niej, umówić się, ale ona ciągle zbywała go twierdząc, że nie jest gotowa na poważniejszy związek po porażce z Leo. On za każdym razem ustępował i pozwalał jej odzyskać swoją przestrzeń, ale w jego sercu gościło coraz więcej i więcej nadziei. Dotychczas bał się, że Sophia może związać się z Cesciem, ale skoro on umówił się na randkę już nic nie stało mu na przeszkodzie, by spróbować po raz kolejny.
- Mam świetny pomysł!- wykrzyknął nagle Fabregas, a przestraszony Chilijczyk aż podskoczył w fotelu, wyrwany z rozmyslań.
- Oświeć mnie- mruknął znużony.
- Skoro idę z Emily na randkę, Ty możesz wziąć Sophi i pójść z nami. Podwójna randka- klasnął w dłonie, podekscytowany.
Gdyby było to możliwe nad głową Alexisa pojawiłaby się zapalona żarówka, a w oku błysk. Fabregas właśnie poddał mu pomysł, jak mógłby w końcu zaprosić ją na randkę. Niemalże zaczął skakać z radości, ale widząc uniesione brwi przyjaciela odchrząknął i zrobił zamyśloną minę.
- Pójdę ją zapytać, a potem dam Ci znać- oznajmił i w pośpiechu wybiegł z domu.
- Zawsze mogłeś zadzwonić- mruknął pod nosem, następnie wzruszył ramionami i znów zaczął krytycznie patrzeć na walające się po całej sypialni ubrania.
*
Siedziałam na kanapie w salonie i przerzucałam kanały wściekła, że nawet głupia telewizja nie chce ze mną współpracować. Sfrustrowana rzuciłam pilota na fotel, po czym westchnęłam i schowałam twarz w dłoniach. Nie myślałam, że kiedykolwiek to się stanie. Myślałam, że Cesc zawsze będzie dla mnie jak brat, gotowy mnie wspierać i nie traktować mnie jak kobietę, w której mógłby się zakochać. Cóż, akurat to się nie stało. Za to ja, głupia gęś, zakochałam się na zabój w tym chłopaku. W chłopaku, który był ze mną na dobre i na złe. Zaśmiałam się cicho, wycierając łzy. Po części sama byłam sobie winna: Na początku znajomości dawał mi wyraźnie do zrozumienia, że jest mną zainteresowany, ale ja byłam tak zafascynowana Leo, że nie zrobiłam żadnego kroku. A teraz płaciłam za to wysoką cenę.
Usłyszałam dzwonek do drzwi, więc prędko otarłam łzy i ruszyłam na dół, by móc otworzyć. Moim oczom ukazał się uśmiechnięty Alexis. Nie zrozumcie mnie źle: Cieszyłam się na jego widok, naprawdę. Po prostu poczułam zawód, że to nie Cesc. Zaraz jednak przypomniałam sobie, że Hiszpan pewnie przygotowuje się w domu na randkę, przez co automatycznie zacisnęłam szczękę.
- Cześć, Sophi- powiedział cicho i pocałował mnie w policzek, a do moich nozdrzy wdarł się ostry zapach jego perfum.
Westchnęłam przeciągle i zmusiłam się do uśmiechu.
- Alex, hej. Chodź, napijesz się czegoś?- zapytałam, udając się do kuchni. Wiedziałam, że idzie za mną, czułam na sobie jego palący wzrok.
- Kawy- uśmiechnął się ciepło i usiadł za stołem.
Skinęłam głową i nastawiłam wodę, po czym usiadłam naprzeciw niego.
Po krótkiej chwili wahania złapał moje dłonie, a ja tym razem postanowiłam ich nie wyrywać, co bardzo go ucieszyło i chyba zachęciło do szybszego poinformowania mnie o genialnym pomyśle, który kłębił się w jego, bądź co bądź, uroczej główce.
- Jak pewnie wiesz, Fabregas zabiera dzisiaj tę sztywniaczkę Emily na randkę i jest tym kompletnie podekscytowany- zaczął wywracając oczami, a ja nakazałam sobie surowo nie zmieniać pozycji ani miny- Jednak w tym całym amoku wpadł na genialny pomysł, który postanowiłem wykorzystać- wyszczerzył się, na co zaśmiałam się cicho.
Wstałam, by wyłączyć czajnik i zrobić kawę. Poczułam, jak staje za mną i przeciąga dłońmi po moich ramionach. Wbrew sobie poczułam dreszcz, który przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa.
- Sophi, ja wiem, że ta cała sprawa z Leo, nieważne co się stało, niesamowicie Cię rozbiła i zwaliła z nóg, ale minęło już chyba sporo czasu. Powiedziałem Ci kiedyś, że nie rozbiję Twojego związku, ale będę na Ciebie cierpliwie czekał. Teraz jesteś sama, a ja nie mogę zwalczyć w sobie tych uczuć, które żywię względem Ciebie- mówił cicho, tuż przy moim uchu, a ja drżałam lekko z nadmiaru emocji.
- Alex, proszę...- zaczęłam, ale przerwał mi muśnięciem warg o moją szyję, co spowodowało, że z moich ust wydobyło się westchnienie.
- Nie, Spohi, to ja Cię proszę. Proszę Cię, byś w końcu pozwoliła mi zabrać Cię na randkę. Naszą pierwszą randkę z prawdziwego zdarzenia- szeptał, drażniąc ustami płatek mojego ucha- Fabregas zaproponował, byśmy wybrali się z nimi na podwójną randkę- powiedział w końcu, a ja otworzyłam gwałtownie oczy.
Ten facet naprawdę był ślepy! Jak mógł nie wiedzieć, że sam jego widok u boku innej kobiety sprawia, że czuję, jakby ktoś kroił mi serce tępym nożem? Cóż, skoro tą kobietą u jego boku nie mogłam być ja, mogłam chociaż sprawić, żeby zrozumiał ile traci, umawiając się z inną.
- Zgadzam się- odwróciłam się do niego przodem i spojrzałam mu z uśmiechem w oczy.
Czułam, jak mięknie mi serce na widok szczęścia wymalowanego na jego twarzy. Po chwili, z lekkim wahaniem złożył delikatny pocałunek na moich ustach i oparł swoje czoło o moje.
- Będę po Ciebie o dwudziestej- mruknął cicho i wyszedł, pozostawiając po sobie tylko woń drogich perfum.
*
Stałam przed lustrem, patrzyłam na siebie krytycznym spojrzeniem i czułam się ekstremalnie źle z tym, jak wykorzystywałam Alexa. Przynajmniej wydawało mi się, że było to wykorzystywanie. Chociaż nie był mi całkowicie obojętny, nie kochałam go. Przynajmniej nie w sposób, w jaki kochałam Cesca.
Po raz ostatni przejechałam dłonią po sukience na brzuchu, odgarnęłam proste włosy i łapiąc do ręki torebkę zeszłam do kuchni, w której zastałam tatę i Elizę.
- Wyglądasz nieziemsko, Kochanie- powiedział uśmiechnięty ojciec, podchodząc do mnie i całując mnie w czoło.
- Świętujemy coś dzisiaj?- zapytała skołowana rudowłosa kobieta, na co zaśmiałam się cicho.
- Wychodzę na randkę- oznajmiłam uśmiechnięta od ucha do ucha.
Mimo podłoża dla tego spotkania i świadomości, że mój ukochany będzie na nim z inną byłam nad wyraz szczęśliwa, że idę na randkę z Alexisem.
- A mogę wiedzieć, który z moich piłkarzy jest tym szczęściarzem? Albo nie, czekaj! Sam zgadnę- powiedział tata, na co razem z Elizą zaśmiałyśmy się cicho- Alexis- oznajmił triumfalnie.
- Skąd to niby wiesz?- zapytałam oburzona.
- Kochanie, ten chłopak całymi dniami wodzi za Tobą rozmarzonym wzrokiem, a kiedy Cię nie ma ciągle o Tobie mówi. Widać, że i Tobie nie jest obojętny- poinformował mnie poważnym tonem.
- Chyba muszę mocniej skrywać swoje emocje- zażartowałam, chcąc zmienić temat. Ojciec czytał ze mnie, niczym z otwartej księgi, jeżeli chodzi o Sancheza, ale nie domyślił się niczego w związku z Fabregasem. Czyżbym była aż tak pokręcona?
- Twoja randka- zauważyła Eliza, wyrywając mnie z zamyślenia.
Wzięłam głęboki wdech i pomachałam im na dowidzenia. Otworzyłam drzwi i ujrzałam przed nimi Alexisa w czerwonej koszuli i czarnych spodniach, wpatrzonego we mnie, niczym w obrazek.
- Wyglądasz bajecznie, Sophi- szepnął, całując mnie delikatnie, co odwazajemniłam z lekkim wahaniem.
- Ty też niczego sobie, Sanchez- mruknęłam figlarnie, na co zaśmiał się cicho i nadstawił ramię, które z przyjemnością ujęłam.
*
Restauracja, którą wybrali, była naprawdę śliczna i przytulna. Nie było dużego tłoku, dlatego można było czuć się swobodnie. Chyba że, jak w moim przypadku, siedziała przed wami miłość waszego życia i niecierpliwie oczekiwała przybycia swojej dzisiejszej randki.
W końcu, bo kilku minutach oczekiwania, pojawiła się przy stoliku. Wyniosła, chłodna z kamienną twarzą, ubrana bardziej jak na spotkanie biznesowe, niż na randkę, z włosami zaczesanymi w ciasnego koka i bladymi ustami. Była piękna, nie można było temu zaprzeczyć, miała jednak w sobie coś, co powinno raczej odpychać, niż przyciągać. Usmiechnęła się na krótko, kiedy Cesc pocałował jej policzek, po czym wróciła do poprzedniego wyrazu twarzy. Była tak odmienna od niego, że gdybym była w innej sytuacji, pewnie zaczęłabym się śmiać. Fabregas był radosnym promyczkiem, zawsze uśmiechnięty, a obok niego siedziała Królowa Śniegu. Komedia i dramat równocześnie.
- Może coś zamówimy?- zaproponował Cesc, kiedy zapadło niezręczne milczenie.
- Zjedzmy to szybko i spadajmy- szepnął mi na ucho Alex, na co gorliwie przytaknęłam.
Całą siłą woli powstrzymywałam się, by nie gapić się na Cesca, patrzącego na Emily maślanym wzrokiem.
***
Tia... Ja wiem, że sytuacja zaczyna robić się niemiła, ale cóż poradzę? Taka już ze mnie wredna baba, haha :D Jeśli myślicie, że ten odcinek jest zaskakujący, to szesnasty może was zwalić z nóg :D Sophi jest porypana... Coś jakby moje lustrzane odbicie :P I chyba przestaje byC taka idealna jak była na początku.
Do następnego :*