środa, 29 sierpnia 2012

007 - Cosmic Love

- Dobrze się bawiłaś?- zapytał, niby od niechcenia, ale ton jego głosu zdradzał jego prawdziwe uczucia.
Zaplotłam ręce na piersi i prychnęłam pod nosem. Doskonale wiedziałam o co mu chodziło, ale nie miałam zamiaru mu się spowiadać.
- Cześć- jak na wezwanie obok pojawił się Cesc, przerywając napięcie i całując mnie w policzek.
- Mnie też obsłużysz?- zapytał Leo, patrząc na mnie z obrzydzeniem. Przypomniał mi tym Daniela… Który też tak na mnie patrzył.
- Dla Twojej informacji, Lionel. Nie spałam z Fabregasem, nawet go nie całowałam. Nie jestem jakąś pierwszą lepszą szmatą- powiedziałam powoli, ważąc każde słowo- Nie mierz innych względem siebie- warknęłam na odchodnym. Wpadłam jeszcze do salonu, pożegnać się z chłopakami i podziękować gospodarzowi za wspaniałą imprezę, po czym z impetem zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Zdjęłam buty i wybiegłam z posesji Gerarda. Nie potrafiłam zatrzymać łez, które spływały po moich policzkach. To spojrzenie, ten ton głosu… Znów przypomniał mi się Daniel, to, jak mnie traktował. Zatrzymałam się i rozejrzałam wokół. Nie znałam tej okolicy, więc stwierdziłam, że nie wiem jak trafić do domu. Usiadłam pod jakimś drzewem, objęłam kolana ramionami i rozryczałam się, jak małe, zagubione dziecko.
- Sophi, nie płacz- usłyszałam nad sobą głęboki męski głos.
Podniosłam zapłakane oczy i zobaczyłam nad sobą zmartwionego Cesca.
- Zostaw mnie w spokoju- poprosiłam cicho.
- Nie mam takiego zamiaru. Wstawaj- wyciągnął do mnie dłoń, która po chwili chwyciłam- Odprowadzę Cię do domu, bo pewnie nie wiesz gdzie jesteś- zaproponował, a ja tylko pokiwałam głową.
Szliśmy powoli, a ja zaczynałam się powoli uspokajać. Zaczęliśmy rozmowę, najpierw o jakiś głupotach. Potem Cesc opowiedział mi praktycznie całe swoje życie. O dorastaniu w Barcelonie, późniejszym mieszkaniu w Anglii i ciągłej tęsknocie za ojczyzną. Byliśmy pod tym względem tacy sami. Ja też tęskniłam za Barceloną. Każdego dnia chciałam znaleźć się tutaj chociaż na chwilę, by rzucić choćby jedno spojrzenie na moje ukochane ulice.
- Chyba nie ma nikogo w domu- mruknęłam, kiedy od dłuższej chwili staliśmy pod drzwiami.
Fabregas rozejrzał się wokół. Zaczął podnosić wszystkie doniczki wokół, aż w końcu pod jedną z nich znalazł klucze. Uśmiechnął się triumfalnie i otworzył drzwi.
- Napijesz się czegoś?- zaproponowałam, kiedy odwiesiłam kurtkę na wieszak.
- Poproszę kawę- mruknął i udał się za mną do kuchni.
Nastawiłam wodę w czajniku i wyjęłam kubki. Teraz natomiast stanęłam przed prawdziwą zagadką. Musiałam znaleźć szafkę, w której była kawa, a zgadywanie nigdy nie było moją mocną stroną. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam pierwszą szafkę. Pudło. Moim oczom ukazała się zastawa stołowa. Burknęłam pod nosem coś niezrozumiałego. Usłyszałam za sobą cichy śmiech Cesca. Po chwili stanął tuż za mną, by móc sięgnąć do szafki obok i wyjąć to czego szukałam. Poczułam jak lekko opiera swoje ciało na moim by móc dosięgnąć słoika z kawą. Owionął mnie przyjemny zapach perfum. Założyłam, że podwędził je Gerardowi, ale teraz to nie miało dla mnie większego znaczenia.
Podał mi kawę, sam oparł się o blat i patrzył na mnie z zawadiackim uśmiechem błąkającym się po jego ustach.
- Co?- zapytałam, śmiejąc się.
- Nic- wzruszył ramionami- Gdzie ten Guardiola Cię chował?- westchnął.
- Wiem, powinnam zostać w ukryciu- mruknęłam cicho, przypominając sobie dzisiejszy poranek.
- Co? Nie! Wręcz przeciwnie- zapewnił mnie.
- Co miało znaczyć?- zapytałam, siadając na sofie w salonie. Po chwili on zalazł się tuż obok.
-Że jesteś wyjątkowo piękną kobietą, Sophi- powiedział cicho, patrząc mi prosto w oczy.
Najpierw zbił mnie nieco z tropu, ale po chwili zaśmiałam się, by ukryć zażenowanie.
- Pewnie mówisz tak każdej- uderzyłam go lekko w ramię.
- Tylko kilku wyjątkowym- wyszczerzył się i poruszył brwiami.
- To co? Horror, popcorn i cola?- zapytałam po chwili przyjemnej ciszy.
- W takiej sprawie zawsze możesz na mnie liczyć, Mała- zapewnił mnie, czym wywołał u mnie kolejną porcję śmiechu.
*
Miał ochotę zrobić coś naprawdę głupiego. Doszedł jednak do wniosku, że to, jak rozmawiał dzisiaj z Sophią biło rekordy wszelakiej głupoty. Osądził ją. Tak łatwo ją ocenił, dał się ponieść emocjom i głupiej, niczym nie uzasadnionej zazdrości, że zapomniał o jej uczuciach. Wiedział, że mocno ją zranił i niełatwo mu będzie się do niej zbliżyć. Nie zamierzał jednak się poddawać, nawet mimo faktu, że Cesc pobiegł za nią. Ta dziewczyna naprawdę wpadła mu w oko. Czuł, że skrywa w sobie jakąś mroczną tajemnicę, którą za wszelką cenę chciał odkryć.
*
- Wiem, że ogarnął Cię paniczny strach, kiedy ten ksiądz odprawiał egzorcyzmy. I nie wypieraj się!- podniosłam rękę, gdy chciał zaprzeczyć- Mocniej się wtedy do mnie przytuliłeś, Cesc. Potrafię wyczuć strach- oświeciłam go, używając filozoficznego tonu.
- Dobra- udał obrażonego- Odkryłaś moją słabość, zadowolona?
- Oj, nie gniewaj się na mnie, Słoneczko- położyłam mu głowę na ramieniu i zaśmiałam się cicho.
Zamiast odpowiedzi zaczął mnie łaskotać. Mój śmiech niósł się echem po domu, a Cesc siedzący na mnie okrakiem patrzył na mnie z triumfem.
- Rozejm!- krzyknęłam, nie mogąc przestać się śmiać.
Mój towarzysz natychmiast spoważniał. Przytrzymał mi ręce nad głową i pochylił się nade mną. Do moich nozdrzy znów wdarł się słodki zapach perfum, które przyprawiły mnie o zawrót głowy.
- A co będę z tego miał?- zapytał, patrząc na mnie uważnie.
- No proszę Cię, Cesc. Dam Ci loda- wypaliłam.
On najpierw wpatrywał się we mnie zszokowany, a potem poruszył brwiami i uśmiechnął się zawadiacko.
- Idioto!- trzepnęłam go w ramię- Dam, a nie zrobię. To zasadnicza różnica.
- Dobra, już się nie tłumacz- wzruszył niewinnie ramionami.
Wywróciłam oczami, po czym pobiegłam do swojego pokoju, by się przebrać. Było mi zdecydowanie zbyt niewygodnie w tej sukience. Kątem oka zdążyłam jeszcze zauważyć, jak Fabregas dobiera się do pilota i drugiej miski popcornu. Szybko wpadłam do łazienki i wzięłam krótki prysznic. Włosy zostawiłam mokre, bo stwierdziłam, że szkoda mi czasu na ich suszenie, wolałam wrócić do salonu. Wbiłam się w czarne legginsy, a na stopy naciągnęłam wełniane skarpetki tego samego koloru. Do tego założyłam szeroki, sięgający połowy uda sweter w kolorze beżowym. Udałam się prosto do kuchni. Wyjęłam z zamrażarki pudło lodów śmietankowych, w szafce znalazłam chipsy, a w lodówce sześciopak piw. Stwierdziłam, że jeśli tata dowie się jak dokarmiam jego zawodnika to powiesi mnie na poprzeczce bramki, a Valdes będzie tańczył taniec triumfu wokół mojego martwego ciała.
- Patrz co mam!- wskazałam na swoje łupy, a on tylko zaśmiał się perliście.
Cesc siedział rozwalony w rogu kanapy. Oparłam się plecami o jego klatkę, a nogi położyłam na meblu. Jego lewa ręka obejmowała mnie w pasie, a broda opierała się na mojej Glowie. Usadziłam sobie na brzuchu pudło lodów, wręczyłam mu łyżkę, a sama zabrałam się za tę słodką rozkosz. Nie mogłam żyć bez lodów, były moim największym uzależnieniem.
Nagle dopadła mnie dziwna nostalgia. Sięgnęłam po puszkę i zaczęłam wlewać w siebie jej zawartość. Jednak to mi nie wystarczyło. Podeszłam do kuszącego mnie swoim wyglądem i wnętrzem barku i zamaszystym ruchem otworzyłam drzwiczki. Moim oczom ukazał się arsenał alkoholowy, jakiego w tym momencie było mi trzeba. Wyjęłam pół litra czystej Jacka Danielsa i koniak, po czym ustawiłam je przed sobą na stole.
- Zamierzasz to wszystko wypić?- zapytał niepewnie Cesc.
- Mhm- mruknęłam, zastanawiając się od czego zacząć.
- Dlaczego?
- Zapytaj mnie o to za kilka godzin- odpowiedziałam półgębkiem.
- No to podziel się- poprosił, podstawiając kieliszek i szczerząc się w ten swój charakterystyczny sposób.
- Wiesz, że ojciec nas jutro zabije?- upewniłam się, polewając czystej.
- Ta, wiem. Wiele razy już tak było, więc to nic nowego- wzruszył ramionami.
- Niech Ci będzie. Będziemy jutro razem umierać, a tymczasem – nawalmy się!
*
- Idziemy na spacer!- rzucił filozoficzną myśl.
Obydwoje byli już mocno zalani, ale dzięki podpieraniu się wzajemnie byli w stanie w miarę sprawnie się poruszać.
- Ale ja biorę Jack’a- zarzekła się Sophia, przyciągając do siebie butelkę.
- No to z życiem, kobieto, z życiem!- popędził ją.
Jakimś cudem udało im się ubrać buty, kurtki, a nawet zamknąć drzwi. Wyszli na ulicę mocno się obejmując i co chwilę pociągając łyk alkoholu z butelki. Żadne z nich nie miało teraz ochoty na zaliczenie poetyckiej gleby, dlatego woleli dmuchać na zimne. Usiedli na jednej z ławek w parku. Noc była ciepła i pogodna, zdecydowanie czuło się zbliżające ku Barcelonie cieplejsze dni.
- Dlaczego chciałaś się upić?- zapytał Cesc po chwili ciszy.
Oczy dziewczyny natychmiast się zaszkliły. Wtuliła się w ramiona chłopaka, który przycisnął ją mocniej do siebie. Wiedziała, że po alkoholu gadała o wiele za dużo niż powinna, ale nic nie mogła na to poradzić. Teraz, na domiar złego, musiała i chciała komuś o tym powiedzieć, a on wydał się jej najodpowiedniejszym kandydatem.
- Mam nadzieję, że nie pożałuję, że Ci zaufam- mruknęła- Nie wiem jak to robisz, ale po kilku godzinach znajomości czuję, jakbym znała Cię co najmniej kilka miesięcy. Chyba znalazłam materiał na przyjaciela- szturchnęła go, po czym spoważniała i westchnęła- Chciałam się upić, bo… Leo sprawił mi naprawdę wielką przykrość. Kiedyś… A zresztą- machnęła ręką- Żeby to zrozumieć, musisz usłyszeć tę historię od podstaw.
Zrobiła przerwę. Mężczyzna niemal czuł, jak jego towarzyszka na nowo zagłębia się w wydarzeniach z przeszłości. Wiedział, że było jej ciężko. Obiecał sobie, że te słowa, które za chwilę padną, pozostaną ich tajemnicą. Chciał ją wesprzeć i zrozumieć. Naprawdę chciał.
- Poznałam Daniela, kiedy miałam siedemnaście lat. Był ode mnie sporo starszy, miał wtedy trzydzieści dwa lata, ale od razu przypadł mi do gustu. Imponował mi swoją mądrością, siłą i talentem. Był moim instruktorem tańca i bardzo często wybierał mnie na swoją partnerkę. Był czarujący i szarmancki. Po kilku tygodniach zaprosił mnie na pierwszą randkę. Opowiadał wtedy, jaki to on był biedny, bo kilka miesięcy temu zostawiła go narzeczona- prychnęła pod nosem i otarła kolejną łzę spływającą jej po policzku- Uwierzyłam mu. Byłam młoda i głupia, zresztą tak mnie oczarował, że nie byłam w stanie mu się oprzeć. Spotykałam się z nim regularnie. Po Trzech latach wygraliśmy mistrzostwa Ameryki, a potem kolejne tytuły. Rok wcześniej zamieszkaliśmy w jego mieszkaniu w centrum miasta. Po wspólnie spędzonych trzech latach Daniel się zmienił. Chociaż powinnam powiedzieć, że pokazał swoje prawdziwe oblicze. Kochałam go. Kochałam na zabój, dlatego dzielnie znosiłam jego coraz częstsze poniżenia, wyzwiska i znęcanie się. Na początku często mnie za to przepraszał, ale po jakimś czasie przestał. Uważał mnie za swoją własność, potrzebna byłam mu tylko do zaspokajania jego potrzeb i do towarzyszenia mu, dodawania blasku jego idealnej osobie. Pierwszy raz uderzył mnie trzy miesiące później. Zaczęło się od wymierzenia policzka, ale potem było coraz gorzej. Kiedy grodziłam mu, że odejdę, śmiał się. Mówił, że nie mam wystarczająco dużo odwagi. Bił mnie codziennie, a co najgorsze – nie pił alkoholu, robił to wszystko z pełną świadomością. O moim odejściu od niego zadecydowała wiadomość, która z jednej strony zburzyła moje życie, a drugiej mi je uratowała, pozwalając uzyskać mi wolność. Dowiedziałam się, że przez prawie pięć lat Daniel mnie okłamywał. Miał żonę i dwójkę dzieci. Zrozumiałam, dlaczego tak często go nie było lub musiał nagle wychodzić. Tego wieczora, kiedy byłam sama w mieszkaniu, spakowałam wszystkie swoje rzeczy i siedziałam w ciemnym salonie, pełna satysfakcji i dumy, że wreszcie jestem w stanie to zakończyć. Kiedy stanął przede mną… - przerwała, zamykając na chwilę oczy. Przejechał palcem od jej skroni, przez policzek, delikatną linię żuchwy i szyję. Usłyszał jej ciche westchnięcie i zobaczył kolejne łzy wypływające spod jej powiek. Nigdy nie był dobry w te klocki, ale umiał pocieszać, jak mało kto na tym świecie. Wiedział, że współczucie to niedokładnie to czego oczekiwała, ale nic nie poradził, że tak właśnie czuł. Zafascynowała go, ale wzbudzała też w nim specyficzny rodzaj litości, chciał za wszelką cenę bronić ją przed całym światem. Być jej małym rycerzykiem, gotowym w każdej chwili stanąć do boju o swoją księżniczkę. Była piękną kobietą, naprawdę zjawiskową, ale nie wchodził w drogę przyjaciołom, a czuł, że Leo tak łatwo nie odpuści- Gdybym wtedy wiedziała, że tak to się skończy, wymknęłabym się po cichu, zniknęła z tego przeklętego domu raz na zawsze. Był wściekły. Wrzeszczał, wyzywał mnie i poniżał. Mówił, że nic nigdy dla niego nie znaczyłam, że byłam tylko jego zabawką, że jestem tylko nic niewartym śmieciem. To było dla niego tylko zabawą i czystą satysfakcją zgnębić mnie doszczętnie. Stwierdził, że potrzebował rozrywki, a ja mu ją dałam, ale teraz nie byłam mu do niczego potrzebna, bo był gotów wrócić do swojej rodziny. Stwierdził, że jestem tylko zwykłą, naiwną szmatą, która dała się tak łatwo wykorzystać. A potem… Mogę Ci powiedzieć, że przez kilka tygodni wyglądałam jak po zderzeniu z czołgiem- zażartowała na sam koniec i otarła ostatnią łzę.
- Zabiję go- warknął, zaciskając pięści- Jak Boga kocham, pojadę do tej Kanady, znajdę skurwysyna i zabiję jak psa!
- Daj spokój, Cesc- położyła mu dłoń na ramieniu- Nie warto marnować sobie życie przez kogoś takiego jak on. Wierz mi – jestem w tej sprawie ekspertem.
***
Hej ;) Przyznaję bez bicia, że jestem dumna z tego rozdziału, zwłaszcza z tej drugiej części. Obiecuję, postaram się już tak więcej nie zanudzać. Musiałam opowiedzieć w końcu o danielu xD Zastanawiałam się czy nie zrobić z Cesca geja, ale stwierdziłam, że mogłybyście mnie zabić, więc zrezygnowałam z tego pomysłu ;)
PS. Jeśli dobrnęłyście do tego momentu to wiecie, że tytuł notki, a co się z tym równa piosenka, są idealne, zwłaszcza do końcowego etapu. Przy okazji ten utwór i teledysk to prawdziwy geniusz ;)
W ogóle: Może chciałaby któraś z was pisać ze mną opowiadanie? Napiszcie na gadu, jeśli ktoś jest chętny, będę zaszczycona ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz