Z krainy snów brutalnie wyrwał mnie dźwięk budzika. Z głośnym jękiem obróciłam się na drugą stronę, ale po kilku sekundach otworzyłam oczy. Byłam niemalże pewna, że to nie ja nastawiłam wrzask tego potwora. Wyciągnęłam w jego stronę dłoń i po kilku dość nieudolnych próbach udało mi się go uciszyć. Po opanowaniu mdłości i uspokojeniu zawrotów głowy spojrzałam na szafkę nocną. Stały na niej woda mineralna, tabletki przeciwbólowe i biała, zgięta w pół kartka. Szybko sięgnęłam po leki i czym prędzej je połknęłam. Opróżniłam niemalże całą butelkę wody i opadłam ciężko na poduszki. Po kilku minutach byłam w stanie przeczytać treść wiadomości, która, jak się okazało, była od ojca.
„Sophi,
Zarząd zgodził się na przyjęcie Cię na stanowisko asystenta trenera FC Barcelony, co oznacza, że teraz pracujesz da mnie. Zlitowałem się i nastawiłem budzik – błagam, bądź na czas. Trening zaczyna się o 11.00, mam nadzieję zobaczyć Cię w wyśmienitej formie, dlatego przyniosłem dla Ciebie tabletki.
Kocham,
Tata”
Uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym szybko spojrzałam na zegarek. Miałam niecałą godzinę. Szybko wygrzebałam się z pościeli i stanęłam pod prysznicem. Zbawienne krople ciepłej wody otulały moje ciało, a truskawkowy żel pod prysznic dodawał otuchy. Po skończonej toalecie szybko wbiłam się w szare dresy, czarne adidasy, biały, mocno dopasowany podkoszulek na ramiączkach, a na to zarzuciłam czarną bluzę. Włosy zaplotłam w warkocz i zrobiłam lekki makijaż. Zbiegłam na dół. W całym domu panowała upiorna wręcz cisza. Dopiero po chwili, jako, że mój mózg pracował na bardzo zwolnionych obrotach, uświadomiłam sobie, że Paco jest w szkole, a Eliza pewnie w pracy. Szybko porwałam z kuchni kiść ciemnych winogron i wyszłam na ulicę. Ciepłe słońce przyjemnie ogrzewało Barcelońskie ulice, a na mojej twarzy, pomimo ogólnie rzecz ujmując kaca, pojawił się promienny uśmiech. Rozsunęłam bluzę i raźnym krokiem ruszyłam w stronę stadionu, który znajdował się raptem piętnaście minut drogi stąd.
- Cześć, tatusiu- stanęłam koło niego i pocałowałam go w policzek, na co zareagował uśmiechem.
W oddali zobaczyłam piłkarzy, którzy wykonywali ćwiczenia rozciągające. Wszyscy śmiali się, żartowali i dokazywali. Z tego tłumu wyróżniało się tylko dwóch z nich – Cesc, z powodu kaca alkoholowego, który męczył go głównie przez moje głupie problemy i Leo, zapewnie dręczony kacem moralnym, przez kilka wypowiedzianych słów, które nie powinny paść. Zacisnęłam usta i całą siłą woli zmusiłam się do tego, by nie patrzeć w jego kierunku. Ze szczerym uśmiechem podbiegłam do Fabregasa, stojącego w samym centrum i rzuciłam mu się w ramiona, co skwitował perlistym śmiechem i mocnym uściskiem. Poczułam jego perfumy. Pachniał inaczej, ostrzej, bardziej dojrzale. Ten aromat zdecydowanie bardziej do niego pasował, niż słodycz bijąca z wody toaletowej Gerarda, którą czułam dość wyraźnie, nawet stojąc dwa metry dalej i wtulając się w Cesca.
- Tęskniłaś za mną, Mała?- zapytał mężczyzna, poruszając brwiami.
- Jasne, że tak, Mały- odgryzłam się, na co Alves i Puyol zareagowali śmiechem- Potrzebuję dzisiaj Twojej pomocy- zagadnęłam, nie tracąc czasu.
- Zamieniam się w słuch- spojrzał na mnie z całą swoją uwagą.
- Muszę wyremontować ten pokój, bo, umówmy się, jestem za stara na kucyki ponny, różowe ściany i domek dla lalek. Jeśli nie masz żadnych planów po treningu to chciałam zapytać czy mogę liczyć na Twoją pomoc w doborze kolorów, dodatków i innych pierdół z tym związanych- zrobiłam maślane oczka, a on tylko pokręcił głową z niedowierzaniem i uśmiechnął się szeroko.
- Musiałem zrobić na tobie piorunujące wrażenie, Guardiola- wyszczerzył się.
- Nie pochlebiaj sobie, Fabregas- trzepnęłam go w ramię- Pamiętaj co podkreśliłam w naszej wczorajszej rozmowie- uniosłam brew, oczekując na reakcję.
- Wiem, wiem, przecież coś Ci obiecałem, pamiętasz? Pojedziemy zaraz po treningu- zadecydował, a ja pokręciłam głową i zaśmiałam się cicho.
Pozwoliłam, by skupili się na treningu, a sama udałam się w kierunku taty, który zapewne miał mi wiele do zakomunikowania.
- Dziękuję, że załatwiłeś mi tę pracę, Tato. Dzisiaj wezmę się za remont mojego pokoju- powiedziałam na wstępie.
- Przyjdź do mnie to dam Ci pieniądze- mruknął, przeglądając jakieś papiery.
- Co? Nie, daj spokój. Mam pieniądze, w Kanadzie naprawdę dobrze mi płacili. W końcu razem z selekcjonerem reprezentacji doprowadziłam ich drużynę na najwyższe od piętnastu lat miejsce na Mistrzostwach Świata. Naprawdę, poradzę sobie- zapewniłam go.
Odłożył doku nety, po czym spojrzał a mnie pobłażliwie.
- Dobrze, skoro tak bardzo się upierasz to umówmy się, że podzielimy się po połowie. Ty kupisz te wszystkie… Farby, pędzle i dodatki, a ja zapłacę za meble. I nie przyjmuję odmowy- powiedział, kiedy chciałam mu przerwać- Powinienem był wyremontować ten pokój dawno temu, by mógł czekać na Ciebie – dorosłą kobietę, a nie na małą dziewczynkę- wyczułam w jego głosie nutę nostalgii i sentymentu.
- Oj, tato- przytuliłam się do niego, uśmiechając się szeroko- Ten pokój to najmniej ważna rzecz. Ważne, że znów jesteśmy razem- westchnęłam, a on skinął głową w milczeniu.
- Dosyć tych czułości- to jego głosu stał się rzeczowy- W czasie, kiedy oni przeprowadzają rozgrzewkę, ja wprowadzę Cię w zakres Twoich obowiązków- poinformował mnie.
Wolnym krokiem przemierzaliśmy stadion dookoła, a on tłumaczył mi wszystko cierpliwie i powoli. Wiedziałam, że nie lubił siedzieć w miejscu, dlatego wcale nie dziwił mnie ten przymusowy spacer. Byłam coraz bardziej nakręcona na tę pracę, miałam mnóstwo pomysłów na nowe taktyki i metody treningowe.
*
- No weź przestań, Cesc! Ja i niebieski pokój? To się gryzie z moją osobowością, chłopie- pouczyłam go.
Od dwóch godzin chodziliśmy po sklepach, a nie kupiliśmy nic, oprócz przyrządów do malowania.
- Masz rację, Sophi. Jesteś ognistą hiszpanką, dlatego Twój pokój będzie bordowy- mruczał, rozglądając się po pomieszczeniu, zapewne w poszukiwaniu odpowiedniego odcienia farby- A żeby nie przesadzić, jedną ścianę pomalujemy na kolor cappuccino- dorzucił, porywając kolejną puszkę farby.
Uśmiechnęłam się do niego promiennie. Nareszcie powiedział coś, co miało jakikolwiek sens. Podobał mi się jego pomysł na odnowienie tego różowego pomieszczenia, które powoli doprowadzało mnie do szału.
- W porządku, w takim razie chodźmy do kasy- pociągnęłam go za sobą.
Już po chwili siedzieliśmy w jego terenowym BMW i śpiewając na cały głos piosenkę graną w radio, jechaliśmy w kierunku mojego domu.
Nasz kac gigant zdecydowanie odpuścił, a przyczyniły się do tego magiczne pigułki, potocznie zwane aspiryną.
- Jesteśmy!- krzyknęłam, wchodząc do domu. Tuż za mną czołgał się Fabregas, cały obładowany różnego rodzaju rzeczami.
- Nareszcie!- z kuchni wyłoniła się Eliza, ubrana w fartuszek- Właśnie zrobiłam obiad, chodźcie- zawołała nas.
Wzruszyliśmy tylko ramionami i wkroczyliśmy do jadalni. Kiedy tylko zobaczył mnie Paco, poderwał się z krzesła i wskoczył prosto w moje ramiona.
- Sophi! Tak za Tobą tęskniłem! Nie widziałem Cię prawie dwa dni!- krzyknął podekscytowany, na co ja zaśmiałam się cicho i odgarnęłam mu włoski z czoła- Byłem dzisiaj w szkole! Poznałem takiego fajnego kolegę, ma na imię Manuel- zaczął opowiadać, a ja posadziłam go na krześle, sama zajmując miejsce koło Cesca.
Po zjedzonym obiedzie, razem z tatą wkroczyliśmy do mojego „różowego królestwa” i spojrzeliśmy bezradni na białe meble.
- Co z tym zrobimy?- zapytał tata, rozkładając bezradnie miejsce.
- Mam pomysł!- krzyknęłam rozradowana- Myślę, że nie powinniśmy wyrzucać tych rzeczy, są praktycznie nieużywane. Proponuję zapakować to wszystko do samochodu i zawieźć do Domu Dziecka, na pewno przyda im się bardziej niż nam- opowiadałam swój pomysł.
Spodobała im się moja koncepcja. Po chwili już siedzieliśmy w niezwykle pakownym samochodzie Cesca i wieźliśmy część rzeczy. Za nami jechał tata z resztą mebli.
Dyrektorką Domu Dziecka była niska, pulchna kobieta z krótkimi rudymi włosami i niebieskimi oczami, skrytymi za okularami. Jej twarz była poorana zmarszczkami, ale widać było, że jest to niezwykle dobra osoba, która chce przychylić nieba swoim podopiecznym. Była mi bardzo wdzięczna za ten podarunek. Wyjaśniła, że nie mają dużo pieniędzy i dzieci nie mają zbyt dobrych warunków życia. Jednak udawało im się wiązać koniec z końcem i każdy wychowanek tego sierocińca dostawał ciepły obiad i przytulny kąt do spania. Postanowiłam sobie w duchu, że co miesiąc przekażę na ich potrzeby pewną kwotę pieniędzy. Nie lubiłam patrzeć na cierpienie innych, zwłaszcza niewinnych dzieci.
*
Następne trzy tygodnie minęły mi na remontowaniu pokoju, pracy w klubie i ciągłych próbach z Antonio. Kiedy tylko mieliśmy wolny czas, spotykaliśmy się u mnie w domu i długo tańczyliśmy na tarasie. Mieliśmy poważny zamiar wygrania Mistrzostwa Hiszpanii i zgarnięcia też jakiegoś tytułu na Mistrzostwach Europy, które w tym roku odbywały się w Polsce. Dowiedziałam się, że idealnie zgrywają się z Euro 2012, więc mogłam być blisko Cesca nawet wtedy. Zresztą już nawet obiecaliśmy sobie, że będziemy się wspierać, w końcu dla nas obydwojga będą to ogromne emocje.
Ach, tak. Bardzo zżyliśmy się z Fabreagasem. Byliśmy niemalże nierozłączni, każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem. Był moim najlepszym przyjacielem, nie wyobrażałam sobie dnia bez niego. Bardzo mnie wspierał na każdym kroku. Nawet kiedy podczas tych kilkunastu dni Leo nie odezwał się do mnie ani słowem. Czułam na sobie jego spojrzenie za każdym razem kiedy byliśmy na treningu lub spotykaliśmy się w gronie znajomych. Jednak ani razu nie odezwał się do mnie nawet słowem. Bolało mnie to, bo widziałam, że nosił się z zamiarem poważnej dyskusji. Wkurzał mnie ten jego maślany wzrok i skrucha w nim zwarta. Nie miałam pojęcia jakie miał oczekiwania – miałam paść mu do stóp i błagać o atencję? Niedoczekanie! Chciałam, żeby mnie uczciwie przeprosił i powiedział co mu leżało na sercu, w końcu nie czytałam w myślach.
Jeśli chodzi o resztę tych oszołomów to wypełniali moje życie po brzegi Byli zdrowo walnięci, ale za to tacy kochani, że nie dało się ich nie lubić. Często pomagali mi i Cescowi w remoncie tego nieszczęsnego pokoju. Dopiero po zdarciu grubej warstwy różowej farby, wygładzenia ścian i pomalowaniu ich na te piękne odcienie, które wybraliśmy, można było powiedzieć, że ten pokój był naprawdę spory.
- Co tam włożysz? Może zapasowe łóżko dla mnie?- zaproponował Cesc, poruszając znacząco brwiami.
Wywróciłam oczami, po czym zaśmiałam się cicho.
- Spokojnie, Cesc, nie zabraknie tam dla Ciebie miejsca- zapewniłam go gorliwie.
Pomimo tych jego głupich żartów i czasem dziwnych uwag i tak go uwielbiałam, stał się chyba najbliższą mi osobą, nawet z tatą nie dogadywałam się tak jak z nim.
Po chwili rozbrzmiał dźwięk dzwonka.
- Moje meble!- krzyknęłam i rzuciłam się do wyjścia, chcąc być tam wcześniej od Fabregasa.
Kiedy otworzyłam drzwi, uśmiech zamarł na mojej twarzy. Poczułam, jak po moich plecach przebiegają lodowate dreszcze, a ręce zaczynają się trząść.
- Co tu robisz?
***
Tak, wiem, nienawidzicie kiedy kończę w takim momencie ;) Ale obiecuję, dziewiąty będzie ciekawszy od tego odcinka. Jakoś chyba zbyt wiele się tu nie dzieje, prawda? Muszę jakoś rozwinąć wątek z Leo ;)
A właśnie – oglądałyście wczoraj mecz? Kompletny obłęd, prawda? ;) Ależ wariat z tego naszego Leosia, nie ma co xD
„Sophi,
Zarząd zgodził się na przyjęcie Cię na stanowisko asystenta trenera FC Barcelony, co oznacza, że teraz pracujesz da mnie. Zlitowałem się i nastawiłem budzik – błagam, bądź na czas. Trening zaczyna się o 11.00, mam nadzieję zobaczyć Cię w wyśmienitej formie, dlatego przyniosłem dla Ciebie tabletki.
Kocham,
Tata”
Uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym szybko spojrzałam na zegarek. Miałam niecałą godzinę. Szybko wygrzebałam się z pościeli i stanęłam pod prysznicem. Zbawienne krople ciepłej wody otulały moje ciało, a truskawkowy żel pod prysznic dodawał otuchy. Po skończonej toalecie szybko wbiłam się w szare dresy, czarne adidasy, biały, mocno dopasowany podkoszulek na ramiączkach, a na to zarzuciłam czarną bluzę. Włosy zaplotłam w warkocz i zrobiłam lekki makijaż. Zbiegłam na dół. W całym domu panowała upiorna wręcz cisza. Dopiero po chwili, jako, że mój mózg pracował na bardzo zwolnionych obrotach, uświadomiłam sobie, że Paco jest w szkole, a Eliza pewnie w pracy. Szybko porwałam z kuchni kiść ciemnych winogron i wyszłam na ulicę. Ciepłe słońce przyjemnie ogrzewało Barcelońskie ulice, a na mojej twarzy, pomimo ogólnie rzecz ujmując kaca, pojawił się promienny uśmiech. Rozsunęłam bluzę i raźnym krokiem ruszyłam w stronę stadionu, który znajdował się raptem piętnaście minut drogi stąd.
- Cześć, tatusiu- stanęłam koło niego i pocałowałam go w policzek, na co zareagował uśmiechem.
W oddali zobaczyłam piłkarzy, którzy wykonywali ćwiczenia rozciągające. Wszyscy śmiali się, żartowali i dokazywali. Z tego tłumu wyróżniało się tylko dwóch z nich – Cesc, z powodu kaca alkoholowego, który męczył go głównie przez moje głupie problemy i Leo, zapewnie dręczony kacem moralnym, przez kilka wypowiedzianych słów, które nie powinny paść. Zacisnęłam usta i całą siłą woli zmusiłam się do tego, by nie patrzeć w jego kierunku. Ze szczerym uśmiechem podbiegłam do Fabregasa, stojącego w samym centrum i rzuciłam mu się w ramiona, co skwitował perlistym śmiechem i mocnym uściskiem. Poczułam jego perfumy. Pachniał inaczej, ostrzej, bardziej dojrzale. Ten aromat zdecydowanie bardziej do niego pasował, niż słodycz bijąca z wody toaletowej Gerarda, którą czułam dość wyraźnie, nawet stojąc dwa metry dalej i wtulając się w Cesca.
- Tęskniłaś za mną, Mała?- zapytał mężczyzna, poruszając brwiami.
- Jasne, że tak, Mały- odgryzłam się, na co Alves i Puyol zareagowali śmiechem- Potrzebuję dzisiaj Twojej pomocy- zagadnęłam, nie tracąc czasu.
- Zamieniam się w słuch- spojrzał na mnie z całą swoją uwagą.
- Muszę wyremontować ten pokój, bo, umówmy się, jestem za stara na kucyki ponny, różowe ściany i domek dla lalek. Jeśli nie masz żadnych planów po treningu to chciałam zapytać czy mogę liczyć na Twoją pomoc w doborze kolorów, dodatków i innych pierdół z tym związanych- zrobiłam maślane oczka, a on tylko pokręcił głową z niedowierzaniem i uśmiechnął się szeroko.
- Musiałem zrobić na tobie piorunujące wrażenie, Guardiola- wyszczerzył się.
- Nie pochlebiaj sobie, Fabregas- trzepnęłam go w ramię- Pamiętaj co podkreśliłam w naszej wczorajszej rozmowie- uniosłam brew, oczekując na reakcję.
- Wiem, wiem, przecież coś Ci obiecałem, pamiętasz? Pojedziemy zaraz po treningu- zadecydował, a ja pokręciłam głową i zaśmiałam się cicho.
Pozwoliłam, by skupili się na treningu, a sama udałam się w kierunku taty, który zapewne miał mi wiele do zakomunikowania.
- Dziękuję, że załatwiłeś mi tę pracę, Tato. Dzisiaj wezmę się za remont mojego pokoju- powiedziałam na wstępie.
- Przyjdź do mnie to dam Ci pieniądze- mruknął, przeglądając jakieś papiery.
- Co? Nie, daj spokój. Mam pieniądze, w Kanadzie naprawdę dobrze mi płacili. W końcu razem z selekcjonerem reprezentacji doprowadziłam ich drużynę na najwyższe od piętnastu lat miejsce na Mistrzostwach Świata. Naprawdę, poradzę sobie- zapewniłam go.
Odłożył doku nety, po czym spojrzał a mnie pobłażliwie.
- Dobrze, skoro tak bardzo się upierasz to umówmy się, że podzielimy się po połowie. Ty kupisz te wszystkie… Farby, pędzle i dodatki, a ja zapłacę za meble. I nie przyjmuję odmowy- powiedział, kiedy chciałam mu przerwać- Powinienem był wyremontować ten pokój dawno temu, by mógł czekać na Ciebie – dorosłą kobietę, a nie na małą dziewczynkę- wyczułam w jego głosie nutę nostalgii i sentymentu.
- Oj, tato- przytuliłam się do niego, uśmiechając się szeroko- Ten pokój to najmniej ważna rzecz. Ważne, że znów jesteśmy razem- westchnęłam, a on skinął głową w milczeniu.
- Dosyć tych czułości- to jego głosu stał się rzeczowy- W czasie, kiedy oni przeprowadzają rozgrzewkę, ja wprowadzę Cię w zakres Twoich obowiązków- poinformował mnie.
Wolnym krokiem przemierzaliśmy stadion dookoła, a on tłumaczył mi wszystko cierpliwie i powoli. Wiedziałam, że nie lubił siedzieć w miejscu, dlatego wcale nie dziwił mnie ten przymusowy spacer. Byłam coraz bardziej nakręcona na tę pracę, miałam mnóstwo pomysłów na nowe taktyki i metody treningowe.
*
- No weź przestań, Cesc! Ja i niebieski pokój? To się gryzie z moją osobowością, chłopie- pouczyłam go.
Od dwóch godzin chodziliśmy po sklepach, a nie kupiliśmy nic, oprócz przyrządów do malowania.
- Masz rację, Sophi. Jesteś ognistą hiszpanką, dlatego Twój pokój będzie bordowy- mruczał, rozglądając się po pomieszczeniu, zapewne w poszukiwaniu odpowiedniego odcienia farby- A żeby nie przesadzić, jedną ścianę pomalujemy na kolor cappuccino- dorzucił, porywając kolejną puszkę farby.
Uśmiechnęłam się do niego promiennie. Nareszcie powiedział coś, co miało jakikolwiek sens. Podobał mi się jego pomysł na odnowienie tego różowego pomieszczenia, które powoli doprowadzało mnie do szału.
- W porządku, w takim razie chodźmy do kasy- pociągnęłam go za sobą.
Już po chwili siedzieliśmy w jego terenowym BMW i śpiewając na cały głos piosenkę graną w radio, jechaliśmy w kierunku mojego domu.
Nasz kac gigant zdecydowanie odpuścił, a przyczyniły się do tego magiczne pigułki, potocznie zwane aspiryną.
- Jesteśmy!- krzyknęłam, wchodząc do domu. Tuż za mną czołgał się Fabregas, cały obładowany różnego rodzaju rzeczami.
- Nareszcie!- z kuchni wyłoniła się Eliza, ubrana w fartuszek- Właśnie zrobiłam obiad, chodźcie- zawołała nas.
Wzruszyliśmy tylko ramionami i wkroczyliśmy do jadalni. Kiedy tylko zobaczył mnie Paco, poderwał się z krzesła i wskoczył prosto w moje ramiona.
- Sophi! Tak za Tobą tęskniłem! Nie widziałem Cię prawie dwa dni!- krzyknął podekscytowany, na co ja zaśmiałam się cicho i odgarnęłam mu włoski z czoła- Byłem dzisiaj w szkole! Poznałem takiego fajnego kolegę, ma na imię Manuel- zaczął opowiadać, a ja posadziłam go na krześle, sama zajmując miejsce koło Cesca.
Po zjedzonym obiedzie, razem z tatą wkroczyliśmy do mojego „różowego królestwa” i spojrzeliśmy bezradni na białe meble.
- Co z tym zrobimy?- zapytał tata, rozkładając bezradnie miejsce.
- Mam pomysł!- krzyknęłam rozradowana- Myślę, że nie powinniśmy wyrzucać tych rzeczy, są praktycznie nieużywane. Proponuję zapakować to wszystko do samochodu i zawieźć do Domu Dziecka, na pewno przyda im się bardziej niż nam- opowiadałam swój pomysł.
Spodobała im się moja koncepcja. Po chwili już siedzieliśmy w niezwykle pakownym samochodzie Cesca i wieźliśmy część rzeczy. Za nami jechał tata z resztą mebli.
Dyrektorką Domu Dziecka była niska, pulchna kobieta z krótkimi rudymi włosami i niebieskimi oczami, skrytymi za okularami. Jej twarz była poorana zmarszczkami, ale widać było, że jest to niezwykle dobra osoba, która chce przychylić nieba swoim podopiecznym. Była mi bardzo wdzięczna za ten podarunek. Wyjaśniła, że nie mają dużo pieniędzy i dzieci nie mają zbyt dobrych warunków życia. Jednak udawało im się wiązać koniec z końcem i każdy wychowanek tego sierocińca dostawał ciepły obiad i przytulny kąt do spania. Postanowiłam sobie w duchu, że co miesiąc przekażę na ich potrzeby pewną kwotę pieniędzy. Nie lubiłam patrzeć na cierpienie innych, zwłaszcza niewinnych dzieci.
*
Następne trzy tygodnie minęły mi na remontowaniu pokoju, pracy w klubie i ciągłych próbach z Antonio. Kiedy tylko mieliśmy wolny czas, spotykaliśmy się u mnie w domu i długo tańczyliśmy na tarasie. Mieliśmy poważny zamiar wygrania Mistrzostwa Hiszpanii i zgarnięcia też jakiegoś tytułu na Mistrzostwach Europy, które w tym roku odbywały się w Polsce. Dowiedziałam się, że idealnie zgrywają się z Euro 2012, więc mogłam być blisko Cesca nawet wtedy. Zresztą już nawet obiecaliśmy sobie, że będziemy się wspierać, w końcu dla nas obydwojga będą to ogromne emocje.
Ach, tak. Bardzo zżyliśmy się z Fabreagasem. Byliśmy niemalże nierozłączni, każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem. Był moim najlepszym przyjacielem, nie wyobrażałam sobie dnia bez niego. Bardzo mnie wspierał na każdym kroku. Nawet kiedy podczas tych kilkunastu dni Leo nie odezwał się do mnie ani słowem. Czułam na sobie jego spojrzenie za każdym razem kiedy byliśmy na treningu lub spotykaliśmy się w gronie znajomych. Jednak ani razu nie odezwał się do mnie nawet słowem. Bolało mnie to, bo widziałam, że nosił się z zamiarem poważnej dyskusji. Wkurzał mnie ten jego maślany wzrok i skrucha w nim zwarta. Nie miałam pojęcia jakie miał oczekiwania – miałam paść mu do stóp i błagać o atencję? Niedoczekanie! Chciałam, żeby mnie uczciwie przeprosił i powiedział co mu leżało na sercu, w końcu nie czytałam w myślach.
Jeśli chodzi o resztę tych oszołomów to wypełniali moje życie po brzegi Byli zdrowo walnięci, ale za to tacy kochani, że nie dało się ich nie lubić. Często pomagali mi i Cescowi w remoncie tego nieszczęsnego pokoju. Dopiero po zdarciu grubej warstwy różowej farby, wygładzenia ścian i pomalowaniu ich na te piękne odcienie, które wybraliśmy, można było powiedzieć, że ten pokój był naprawdę spory.
- Co tam włożysz? Może zapasowe łóżko dla mnie?- zaproponował Cesc, poruszając znacząco brwiami.
Wywróciłam oczami, po czym zaśmiałam się cicho.
- Spokojnie, Cesc, nie zabraknie tam dla Ciebie miejsca- zapewniłam go gorliwie.
Pomimo tych jego głupich żartów i czasem dziwnych uwag i tak go uwielbiałam, stał się chyba najbliższą mi osobą, nawet z tatą nie dogadywałam się tak jak z nim.
Po chwili rozbrzmiał dźwięk dzwonka.
- Moje meble!- krzyknęłam i rzuciłam się do wyjścia, chcąc być tam wcześniej od Fabregasa.
Kiedy otworzyłam drzwi, uśmiech zamarł na mojej twarzy. Poczułam, jak po moich plecach przebiegają lodowate dreszcze, a ręce zaczynają się trząść.
- Co tu robisz?
***
Tak, wiem, nienawidzicie kiedy kończę w takim momencie ;) Ale obiecuję, dziewiąty będzie ciekawszy od tego odcinka. Jakoś chyba zbyt wiele się tu nie dzieje, prawda? Muszę jakoś rozwinąć wątek z Leo ;)
A właśnie – oglądałyście wczoraj mecz? Kompletny obłęd, prawda? ;) Ależ wariat z tego naszego Leosia, nie ma co xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz