środa, 29 sierpnia 2012

004 - Your eyes are Liars

- Czy teraz jesteś gotów, by nam to wszystko wyjaśnić?- zapytał David, kiedy po skończonym treningu wszyscy rozsiedli się na trawie przed trenerem.
Pep westchnął przeciągle i rozejrzał się po twarzach zgromadzonych. Uważał ich za swoich przyjaciół, pozwolił nawet zwracać się do siebie po imieniu. Znali wzajemnie wszystkie swoje problemy. Chociaż zachowywali się często jak debile z opóźnieniem rozwojowym, to nie wyobrażał sobie bez nich swojego życia.
- Cóż… Sophia zjawiła się wczoraj pod moimi drzwiami po dziewięciu latach nieobecności. Byłem w ogromnym szoku i zarazem szczęściu, ale dziwił mnie jej nagły powrót. Powiedziała mi, że moja była żona wyrzuciła ich oboje z domu- skrzywił się nieznacznie- Ona układa sobie życie na nowo i stwierdziła, że nie są jej już potrzebni- wyjaśnił.
- A skąd wziął się ten chłopiec?- zapytał Alexis.
- Paco to przyrodni brat Sophii. Nie mogła zostawić go w Kanadzie, skoro nikt go tam nie chciał. A on ma dopiero siedem lat- oznajmił.
- Więc ty stwierdziłeś wielkodusznie, że się nimi zajmiesz?- zapytał oschle Valdes- A jesteś chociaż pewien, że to ona? A co na to Eliza?!- wykrzyknął.
- No chyba poznałbym własną córkę- odrzekł trener, zaciskając usta. Patrzył przez moment twardo w oczy bramkarza, ale o chwili znów się uśmiechnął- Eliza nie ma nic przeciwko temu, Victorze. Jeśli byłbyś tak łaskawy prosiłbym Cię, żebyś najpierw ją poznał, a potem oceniał. Poza tym widziałeś jej oczy?- zapytał z uśmiechem.
- A coś z nimi nie tak?- dziwił się chłopak, zupełnie zbity z tropu.
- Nie, wręcz przeciwnie. Gdybyś w nie spojrzał wiedziałbyś, że to moja córka. Są identyczne jak moje- zaśmiał się- Ponieważ wygraliście przedwczorajszy mecz aż trzy do zera, w weekend macie wolne. Tylko chcę widzieć was żywych na treningu w poniedziałek, skoro świt- zagroził palcem.
- A masz numer do swojej córki?- zapytał cwaniacko Gerard.
Pep pożałował swojego przyzwolenia na wolny czas. Coś czuł, że z poniedziałkowego treningu niewiele wyjdzie.
Z westchnieniem wyjął telefon z kieszeni i z listy kontaktów wybrał numer córki.
*
- Może na początek poćwiczymy jakieś figury?- zaproponowałam, kiedy ustaliliśmy, że wystawimy rumbę, cha - chę i tango. On już wcześniej został dwukrotnie wicemistrzem Hiszpanii, ale po kilku pierwszych krokach stwierdziłam, że na drodze do zwycięstwa stała mu tylko niedostatecznie dobra partnerka.
Jimena, właścicielka studio, natychmiast znalazła dla mnie pasujące pantofle, ponieważ ja nie wpadłam na pomysł, by zabrać ze sobą swoje.
- Przepraszam- uśmiechnęłam się przepraszająco do Antonio, kiedy usłyszałam dzwonek komórki. On tylko skinął lekko głową i odszedł w kierunku Ann Marie.
- Słucham?- mruknęłam do słuchawki, siadając na ławce pod ścianą.
- Cześć córeczko. Gdzie jesteś?- po drugiej stronie usłyszałam ciepły głos taty.
- Hej. Wiesz, znalazłam studio tańca, znajduje się w tym pięknym budynku naprzeciwko Camp Nou- poinformowałam go podekscytowana.
- Za chwilę zawitają tam chłopcy z drużyny, ponieważ uparcie twierdzą, że mają do Ciebie jakąś super ważną sprawę- niemalże widziałam oczami wyobraźni, jak przewraca oczami i wkłada rękę do kieszeni spodni.
- W takim razie będę na nich czekała- zapewniłam go i rozłączyłam się.
- To co? Możemy dalej?- obok zjawił się mój partner z uroczym uśmiechem.
- Jasne- odwzajemniłam gest. Moja bluzka była upchana pod stanik, ukazując światu mój opalony i lekko wyrzeźbiony mięśniami brzuch. Związałam włosy w kitkę, ale kilka niesfornych kosmyków uwolnił się z niej i teraz uparcie kleiło się do mojej szyi. Stanęłam na wprost Antonio w pozie zaczynającej. Przejechałam dłońmi po udach, brzuchu, aż do wyrzucenia ich w pełen wyprost nad głowę. Potem wykonałam podstawowy krok cha – chy, obrót przez lewe ramię. W końcu moja prawa noga objęła go w pasie, a druga powłóczystym ruchem przesunęła mnie po podłodze. Usłyszałam za sobą zbiorowe westchnięcie i spojrzałam w tamtym kierunku, nieco speszona.
*
Podobał mu się pomysł Gerarda, który stwierdził, że skoro jest wolne, to trzeba je uczcić i ogłosił wszystkim, że w sobotę odbywa się u niego impreza. Przyznał sam przed sobą, że potrzebował chwili, by oderwać się od wydarzeń ostatnich dni, które wpływały na niego zbyt destrukcyjnie. Nie miał ochoty znów wracać do pustego domu by patrzeć, jak ona znów zakrada się w środku nocy. Nie chciał na nią nawet patrzeć, bał się tego, co mógłby zobaczyć. Jedyne czego tak naprawdę pragnął to uwolnienie się z tego toksycznego związku. Nagle przed jego oczami zamajaczyła drobna sylwetka i czarne pukle długich włosów. Potrząsnął głową zdezorientowany, chcą wyzbyć się dziwnego obrazu z głowy. Nie był nawet pewien kto tak usilnie starał się wedrzeć do jego umysłu.
- W porządku, Stary?- obok niego usiadł Dave. Był już ubrany normalnie, a białym ręcznikiem starał się osuszyć włosy.
Mężczyzna wzruszył ramionami, nader skupiając się na zawiązaniu buta.
- Nie mam ochoty tam wracać. Nie chcę kolejnej kłótni, kolejnych łez, które z pewnością wypłynął z jej oczu, chociaż i tak wiem, że to fałszywa skrucha- zaśmiał się gorzko.
- No to wbijaj na noc do nas. Jestem pewien, że Isa nie będzie miała nic przeciwko- zaproponował.
Spojrzał na kumpla z wdzięcznością. Doskonale wiedział, że David chciał dla niego jak najlepiej, ale to była jego walka. Musiał sam uporać się ze swoimi demonami, bez wciągania w to innych.
- Dzięki, Dave. Naprawdę to doceniam, ale nie sądzę, by był to dobry pomysł. Muszę się jakoś sam z tym zmierzyć- poklepał kumpla po plecach po czym wstał i udał się za resztą, która już pędziła na spotkanie z córką trenera.
*
- Łał…- mruknął Cesc, patrząc na jej idealnie zgrabne ciało, poruszające się w takt muzyki.
- No…- zawtórował mu mało inteligentnie Xavi, niemalże śliniąc się na jej widok.
Była piękna. Zmysłowe ruchy bioder przyprawiały ich wszystkich o szybsze bicie serca. Piękne kształty wydawały się nie pochodzić z tej ziemi. Krągłe biodra, wąska talia, płaski, lekko umięśniony brzuch, pełne piersi. To wszystko zgrywało się w najpiękniejszy obrazek, na jaki było im dane patrzeć w ostatnim czasie. A jej twarz była taka tajemnicza, a zarazem urocza. Niesforne kosmyki włosów tylko dodawały temu wszystkiemu odrobiny pikanterii.
- Halo, panowie?!- krzyknął Valdes. Na nim jednym dziewczyna nie robiła wrażenia. On uważał, że to wszystko jest podejrzane- To córka naszego trenera, zakaz spoufalania się. To może być oszustka- dodał ciszej.
- Milcz, Viktorze, haniebny Nędzarzu- machnął na niego ręką Gerard, co zgasiło go na dłuższą chwilę.
- Cześć- Nagle pojawiła się przed nimi Sophia- Tata mówił, że macie do mnie jakąś sprawę- powiedziała, patrząc na nich uważnie.
- Cześć- wypalił po dłuższym milczeniu Pedro.
Wszyscy piłkarze spojrzeli na niego jak na debila. On natomiast tylko wzruszył ramionami, włożył ręce do kieszeni i odpowiedział im wzrokiem, mówiącym: „Przynajmniej się odezwałem”.
Sophia uśmiechnęła się miło, aczkolwiek nieco nieśmiało. Z ust Alexisa wyrwało się przeciągłe westchnienie. Chyba sama nie zdawała sobie sprawy jak na nich działa.
- Więc?- pospieszyła ich po dłuższej chwili milczenia.
Kątem oka obserwowała jednego z nich, który wywrócił oczami i prychnął cicho po nosem. „On Cię nie lubi” powiedział ostrzegawczy głosik w jej głowie.
- Może ja się wypowiem, skoro oni stoją jak cielęta i nie zamierzają zamknąć ust- głos zabrał Leo. Sam nie czuł się lepiej niż jego koledzy, ale postanowił się ogarnąć i nie patrzeć na nią tak nachalnie. Było widać, że czuła się bardzo nieswojo- Gerard urządza wieczorem imprezę i wpadliśmy wspólnie na pomysł by Cię zaprosić
- Oni wpadli- sprostował oschle Valdes, za co Messi zgromił go spojrzeniem, a Sophi cofnęła się o mały krok.
- Tak. W końcu jesteś córką naszego trenera- kontynuował.
- Czego nie jesteśmy do końca pewni, bo możesz być oszustką lub seryjną morderczynią, ewentualnie zwykłą naciągaczką- znów wtrącił Victor.
- Chcielibyśmy Cię poznać i może się zaprzyjaźnić, w końcu będziemy się teraz często widywali- zakończył, uśmiechając się nieśmiało.
- Dziękuję, to bardzo miłe z waszej strony. Chętnie przyjdę, jeśli oczywiście tata i Eliza zgodzą się zostać z moim bratem- odrzekła, uśmiechając się lekko.
- Już się zgodzili- wtrącił Pique, szczerząc się, jak głupi.
- W takim razie przyjdę- rozpromieniła się.
- Imprezka, imprezka, impreeezka!- za nią pojawił się Antonio wraz z Ann Marie i Bartolome- Wyczuwam takie sprawy na kilometr- wyjaśnił dumnie.
- Czy masz coś przeciw, żebym przyprowadziła tę miłą trójeczkę?- zapytała Sophi, spogląda miało na Gerarda.
- Ależ skąd, będzie mi bardzo miło- skłonił się teatralnie, po czym ucałował grzbiet jej dłoni, wywołując na jej twarzy lekki rumieniec.
- Mówiłem, że naciągaczka- mruknął pod nosem Victor.
Z ust czarnowłosej wydobyło się ciche sapnięcie. Zacisnęła dłonie w pięści, zmrużyła oczy i wydęła lekko usta co sprawiło, że cała drużyna, jak jeden mąż, zrobiła krok w tył.
- Posłuchaj mnie, dziwny, łysy człowieczku- zaczęła lodowatym tonem- Nie wiem o co Ci chodzi i, szczerze mówiąc, nie chcę wiedzieć. Nie mam zamiaru zwiedzać zgliszczy pozostałych po Twoim mózgu. Wróciłam do Barcelony, do taty, bo nie miałam gdzie się podziać, rozumiesz?! Własna matka powiedziała mi, że jestem błędem! Jesteś w stanie wyobrazić sobie chociaż namiastkę tego co wtedy poczułam? Nie! Jestem pewna, że nikt nigdy nie powiedział Ci takiego czegoś! Wyobraź sobie, że wtedy, dziewięć lat temu, wcale nie miałam zamiaru stąd wyjeżdżać, ale co mogłam zrobić? Miałam tylko czternaście lat, do cholery! Tata wcale mnie nie zatrzymywał, a ja nie wiedziałam, że mam wybór- zakończyła ciszej- Proszę, przestań mnie osądzać, nawet mnie nie znasz. Poza tym tata by mnie poznał, wcale się tak bardzo nie zmieniłam- spojrzała mu po raz ostatni przeciągle w oczy, po czym zabrała swoje rzeczy i wybiegła z budynku.
***
Jeej, ale mam wenę na to opowiadanie, nie ma co :D Bardzo wam wszystkim dziękuję za wsparcie i komentarze - to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Chyba pora na modyfikację bohaterów xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz