środa, 29 sierpnia 2012

006 - Chances

Odwróciłam się do niego i uśmiechnęłam się delikatnie. Miał na sobie ciemne dżinsy i biały podkoszulek ze wzorem, na który zarzucił kamizelkę. Nie zdążył jeszcze zdjąć skórzanej kurtki. Dłonie wcisnął w kieszenie i patrzył na mnie uśmiechnięty. Zatopiłam się w głębi jego brązowych oczu i nie mogłam przestać. Były hipnotyzujące i tajemnicze. Jednak kryło się w nich coś więcej. Smutek i cierpienie były widoczne, chociaż starannie je maskował uśmiechem i luzackim podejściem do otoczenia. Jednak oczy nigdy nie kłamały, powinien to wiedzieć.
- Wyglądasz pięknie- powiedział w końcu, nie zmieniając wyrazu twarzy.
- Dziękuję- odrzekłam uprzejmie- Ty też niczego sobie- dodałam.
- A ja?- usłyszałam za sobą przekrzykiwania kilku piłkarzy.
Zaśmiałam się cicho i przyjrzałam się im krytycznie. Wszyscy byli zabójczy, ale jakoś miałam ochotę ich olać i pogadać z Leo.
- Wszyscy wyglądacie zniewalająco, chłopcy- zapewniłam ich.
Rozejrzałam się dyskretnie po pomieszczeniu. Bartolome, Ann Marie i Antonio dyskutowali o czymś zawzięcie w kącie Pomachałam im krótko, kiedy spojrzeli w moim kierunku. Uśmiechnęli się i wrócili do zawziętej rozmowy. Dalej, przy stole siedzieli piłkarze i mieszali ze sobą najróżniejsze alkohole, po czym wlewali je w siebie. Za nimi, niczym zły duch, stał Victor i patrzył na mnie krzywo. Moją uwagę zwróciła jednak najbardziej para siedząca na kanapie. Rozmawiali przyciszonymi głosami, ale na pierwszy rzut oka od razu było widać, że się kłócą. Mężczyznę już widziałam, był wczoraj w naszym domu i został opluty kawą. David? Tak chyba miał na imię. Dziewczyna gestykulowała i wskazywała na mnie. Po chwili wstała i skierowała się w moim kierunku.
*
- To przez nią Leo zostawił Alice, tak?- syknęła prosto do jego ucha.
Z lekką niechęcią oderwał maślane spojrzenie od nowoprzybyłej i zdziwiony przyjrzał się swojej narzeczonej.
- Co ty opowiadasz? Alice go zdradzała od wielu lat. Leo miał tego serdecznie dosyć i odszedł. Zrobiłbym tak samo, gdybym był na jego miejscu- oświadczył, patrząc na nią badawczo.
Isabel natomiast nie spuszczała czujnego spojrzenia z córki trenera. Wydawało jej się, że ta dziewczyna się panoszy i wykorzystuje słabość chłopaków. Leo patrzył na nią tak rozmarzonym spojrzeniem, że nie miała żadnych wątpliwości co do jej udziału w rozpadzie związku jej najlepszej przyjaciółki.
- Może ją o to zapytam?- spojrzała na niego z ironicznym uśmieszkiem.
Jego oczy powiększyły się ze strachu. Wiedział, że Isa jest bardzo porywcza i kocha swoją przyjaciółkę.
Dziewczyna wstała i udała się w kierunku Sophii.
*
- Chyba jeszcze nie zdążyłyśmy się poznać- stanęła przede mną, chłodna i wyniosła. Patrzyła na mnie z góry i miałam wrażenie, że mnie nie lubi. Nie wiedziałam jednak dlaczego, w końcu widziałyśmy się pierwszy raz w życiu.
- Tak. Miło mi Cię poznać, jestem Sophia Guardiola- uśmiechnęłam się nieśmiało i wyciągnęłam do niej dłoń.
Ona tylko spojrzała na nią pogardliwie, prychnęła pod nosem i uśmiechnęła się do mnie cynicznie.
- To przez nią zostawiłeś Alice?- zapytała Leo, który stał tuż za nią.
- O coś mnie oskarżasz?- spojrzałam na nią wyzywająco.
- Tak- zacisnęła usta, jakby powstrzymywała się przed zagryzieniem mnie- Oskarżam Cię o rozbicie małżeństwa mojej przyjaciółki i Leo- warknęła.
Stałam na środku tego cholernego salonu i nie wiedziałam co powiedzieć. Po raz pierwszy w życiu kompletnie mnie zatkało.
- Przestań, Isa. To nie jest Twoja sprawa- usłyszałam za sobą głos Leo.
- Jak…- zaczęłam- Jakim cudem miałabym tego dokonać, skoro jestem w Barcelonie od wczoraj? Czy ty się słyszysz, kobieto?- zapytałam cicho.
Dzielnie przełykałam łzy, które gromadziły się pod moimi powiekami. Nie mogłam pokazać jej swojej słabości, nie w takim momencie.
- Isabel, przestań- za nią pojawił się David. Spojrzał groźnie na kobietę- Przepraszam Cię, Sophi- uśmiechnął się do mnie przepraszająco, po czym odciągnął ją na bok.
- Walnij se Drina, Mała- pojawił się przede mną Dani z wielkim uśmiechem- Dzieło Carlesa. To taki nasz miejscowy Panoramix- szepnął do mnie, a ja zaśmiałam się głośno.
Wzięłam od niego szklankę i pociągnęłam łyk alkoholu. Był mocny, poczułam drapanie w gardle, ale jego smak był niespotykany. Czułam sok z kaktusa, cytrynę, whiskey i kilka innych rzeczy, których nie udało mi się zidentyfikować. Spojrzałam na piłkarzy. Niektórzy mieli już naprawdę mocno w czubie. Wolałam nie wiedzieć jak będą wyglądali jutro.
Wyszłam na taras, a chłodne powietrze przyjemnie podrażniło moją skórę. Postanowiłam pozwiedzać ogród Gerarda, który już na pierwszy rzut oka wydał mi się piękny. Po zejściu z tarasu stanęłam na kamiennej ścieżce, która prowadziła za dom. Po obydwóch jej stronach rosły drzewa, krzewy, a w lecie zapewne piękne kwiaty. Za budynkiem znajdowały się schody prowadzące na drugi taras, przed nimi ziemia wyłożona była czarną kostką brukową. Po prawej stronie znajdował się podświetlony basen, a po przeciwnej ławeczka otoczona roślinami. W głębi ogrodu zlokalizowałam huśtawkę i mnóstwo roślin. Westchnęłam, chłonąc ten piękny obraz rozpościerający się przede mną.
Ku swojemu zaskoczeniu odkryłam łzę spływającą po moim policzku. Otarłam ją szybko i zaśmiałam się cicho. Uświadomiłam sobie, że Isabel przypomniała mi przeszłość. Moją bolesną, ciągnącą się za mną, niczym mroczne widmo, przeszłość.
Usiadłam na jednym ze schodów i zapatrzyłam się w migoczącą taflę basenu. Bolało mnie nagłe wspomnienie Daniela i naszego związku. Myślałam, że dawno się z tego wyleczyłam, że przestałam o nim myśleć. Teraz jednak, przez taką głupotę, ta stara rana znów się otworzyła.
- Kocham tu przesiadywać- obok mnie pojawił się nie kto inny, jak Leo.
- Wyjaśnisz mi, o co jej chodziło?- poprosiłam oschłym tonem i zacisnęłam usta, żeby się nie rozryczeć.
Skrzywił się.
- Przepraszam, Sophi. Nie miałem pojęcia, że Isa może oskarżyć Cię o coś tak niedorzecznego. Wiesz…- zawahał się. Wiedziałam, że nie był pewien ile może mi powiedzieć, przecież praktycznie mnie nie znał. Rozumiałam go doskonale- Rozwodzę się z żoną, a one są najlepszymi przyjaciółkami.
Poczułam lekkie ukłucie, które nieco mnie zdenerwowało. Miał żonę, to jasne, że miał, ktoś taki jak on nie mógł być sam. Tylko… Czemu tak mi to przeszkadzało?
- A ty?- usłyszałam po chwili. Spojrzałam na niego, zbita z tropu.
- Co ja?
- Kiedy Isa oskarżyła Cię o rozbicie mojego małżeństwa, bardzo Cię to zdenerwowało. Dlaczego?- zapytał.
Odwróciłam spojrzenie w kierunku ogrodu. Zagryzłam wargę i znów poczułam piekący ból pod powiekami. Zamknęłam oczy, by nie uronić już żadnej łzy. W końcu obiecałam sobie, że już nigdy przez niego nie zapłaczę.
- Przepraszam… Nie powinienem był Cię o to pytać. W końcu mnie nie znasz- zmieszał się.
- Nie o to chodzi. Po prostu…- zawahałam się- To było tak dawno, a ja wciąż nie mogę się otrząsnąć- zaśmiałam się gorzko- Kiedyś ktoś już mnie oskarżył o rozbicie małżeństwa. Tylko wtedy to była prawda- szepnęłam.
W jego oczach pojawiło się coś dziwnego. Wstręt? Czyżby to było to?
-Hej, nie oceniaj mnie. Nie wiedziałam, że miał żonę- szepnęłam i pochyliłam się, a łzy zaczęły kapać na kostkę brukową, tworząc na niej niezidentyfikowane kształty.
- Wcale Cię nie oceniałem, Sophi- powiedział cicho.
- Przepraszam, po prostu… Samo jego wspomnienie budzi we mnie skrajnie silne emocje. Może kiedyś Ci opowiem- uśmiechnęłam się blado- Wracajmy do środka- zaproponowałam, a on w milczeniu skinął głową.
Ruszyłam przed siebie, ale cały czas czułam jego czujne spojrzenie na swoich plecach. Denerwowało mnie to, ale zmusiłam się całą siłą woli, by się nie odwrócić. Po przekroczeniu progu salonu, w którym znajdował się istny burdel, udałam się prosto w kierunku Puyola, który zaczął mieszać ze sobą coraz dziwniejsze napoje. Złapałam za pierwszy lepszy kieliszek i wlałam całą jego zawartość do gardła. Poczułam przyjemne ciepło rozchodzące się po całym moim ciele i uśmiechnęłam się. Wlałam w siebie jeszcze kilka mieszanek i w dużo lepszym nastoju ruszyłam na parkiet.
*
Procenty mocno szumiały jej w głowie, ale nie przywiązywała do tego większej uwagi. Ostentacyjnie ignorowała „Pannę Pindę”, jak wspaniałomyślnie ochrzciła w swoich myślach Isabel. Światło w pomieszczeniu było przygaszone, słaby snop rzucał jedynie zapalony kinkiet i kula dyskotekowa, którą pod sufitem zamontował sam gospodarz domu. Sophi stwierdziła, że skoro ma taki sprzęt, to musi często organizować takie imprezy. Najpierw tańczyła z Antonio, w ramach małego treningu, potem wariowała z Ann Marie i Bartolome, z którymi bardzo się polubiła. Po dwóch godzinach na parkiet wbili kołyszący się, bynajmniej nie w rytm muzyki, piłkarze. Śmiała się, kiedy tańczyli wokół i wyginali się pod różnymi kątami. Oni natomiast byli zachwyceni swoją towarzyszką, co chwilę któryś z nich tańczył z nią sam na sam. Czuła na sobie palące spojrzenie Leo, stojącego pod ścianą, który wcale nie trzymał się lepiej od niej. Postanowiła nie zwracać na niego uwagi, w końcu już i tak zbyt dużo o sobie wiedzieli.
Bacznie obserwował jej poczynania na parkiecie. Na trzeźwo był nieśmiały i raczej skryty, ale teraz, po kilku kieliszkach od Carlesa czuł dziwne, całkowicie sprzeczne z jego prawdziwą naturą uczucia. Denerwowało go maślane spojrzenie Alexisa, sprośne żarty Pedro czy dłoń Alvesa na jej talii. Kiedy natomiast ręka Fabregasa zsuwała się coraz niżej po jej nodze… Nie mógł tego wytrzymać! Odbił się do ściany i wkroczył w sam środek zbiorowiska. Zdecydowanym ruchem szarpnął jej dłoń w taki sposób, że znalazła się bardzo blisko niego, oparta o jego klatkę piersiową. Przeniósł spojrzenie z jej oczu, na te kształtne, kuszące go usta. Zbliżył się nieco, ale ona zaśmiała się, wspięła się lekko na palce i wyszeptała tuż przy jego uchu:
- Nie pocałujesz mnie, Leo.
- Dlaczego?- zdziwił się. Był praktycznie pewien, że ona też tego chciała.
- Masz żonę. A ja nie chcę znów być tą, która niszczy małżeństwo- powiedziała dobitnie i odwróciła się w stronę Cesca, który, wniebowzięty, objął ją i pozwolił, by oparła czoło o jego obojczyk.
*
Obudziło mnie natrętne Barcelońskie słońce, drażniące moje powieki i przytępione zmysły. Burknęłam pod nosem coś niezrozumiałego i wtuliłam się mocniej w mojego towarzysza.
Moje oczy natychmiast szeroko się otworzyły. Z przerażeniem spojrzałam na leżącego obok Cesca, a w mojej głowie natychmiast pojawiło się pytanie: Czy ja z nim spałam? Odważyłam się spojrzeć pod kołdrę. Okej, byliśmy ubrani, dzięki czemu mogłam odetchnąć z ulgą. Przyjrzałam się jego lekko opalonej klatce piersiowej i spokojnej twarzy. Czemu był bez koszulki? Czyżbyśmy zasnęli, zanim…? Zachichotałam pod nosem i delikatnie wyswobodziłam się z jego objęć. Powędrowałam na dół, gotowa w każdej chwili udzielić pierwszej pomocy któremuś z zapitych piłkarzy. Ku mojemu zdziwieniu, większość zgromadzonych nie spała. Gerard klęczał przy wielkiej palmie i rozpaczał nad jej rychłą śmiercią, a przy nim stali Xavi i Puyol, próbując przemówić mu do rozsądku. Dani, Pedro i Alexis siedzieli na kanapie i obżerając się popcornem, z wielkim zaangażowaniem oglądali nagranie Pierwszej Komunii Gerarda. W kuchni, nad zlewem wisiał zielony Villa, a na krześle siedziała wysoce zniesmaczona Isabel. W wannie spali wtuleni słodko w swoje ramiona Pinto i Iniesta, a Abidal z wielkim zaangażowaniem obejmował muszlę klozetową. Keita, Mascherano i Busquets spali na leżakach na tarasie, a z odległego kąta ogrodu właśnie podnosił swoje zwłoki Thiago. Reszta towarzystwa rozproszyła się po pokojach lub poszła do domu. Tylko Leo siedział przy stole w jadalni z kubkiem kawy w ręce i ostentacyjnie mnie ignorował.
- Cześć. Jak tam po imprezie?- dosiadłam się do niego i zagadnęłam rozmowę.
Jednak jego lodowate spojrzenie pełne dziwnej odrazy dało mi do zrozumienia, że niepotrzebnie się odezwałam.
***
Jestem wreszcie z tym szóstym rozdziałem. Początek? Może być. Końcówka? Dobrze mi się pisało. Natomiast środek tego rozdziału to największy przymus, jaki ostatnio napisałam. Mam wrażenie, że moja psychika wybiega zbyt mocno w przód.
PS. Wyjaśnienie końcówki w następnym odcinku xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz