Dziewięć lat wcześniej:
Był deszczowy wieczór. Czternastoletnia dziewczyna siedziała skulona w kącie pokoju, a z jej czarnych oczu obficie płynęły łzy. Z przerażeniem obserwowała największą i najgłośniejszą kłótnię, jaką kiedykolwiek odbyli jej rodzice.Wiedziała, że to już koniec, jedynie kwestią czasu było zakończenie tego związku. Z całego serca kochała rodziców. Oboje. Nie potrafiła jednak wybrać z kim wolałaby żyć przez resztę swoich dni. Bez jednego z nich jej życie nie byłoby kompletne.
-Mam tego dosyć! Przez całe życie masz do mnie pretensje, Monita! O wszystko!-wrzeszczał ojciec, wymachując rękami.
Wyraz twarzy matki nie zmienił się. Była niczym z marmuru – zimna i nieprzenikniona. Patrzyła na męża lodowatymi oczami i jedyne co czuła to narastającą frustrację.
-To koniec, Josep. Nie mam siły, a tym bardziej ochoty, by ciągnąć to dłużej. Spędziłam– nie, przepraszam – zmarnowałam z Tobą piętnaście lat życia. Nie oczekuj, żebym poświęciła Ci chociaż chwilę dłużej- warknęła kobieta.
Jej wciąż zimne oczy spoczęły na skulonej w rogu córce.
-Sophia, natychmiast do siebie. Spakuj się- rozkazała bezpardonowo, po czym odwróciła się na pięcie udając się na górę i pozostawiając po sobie jedynie woń drogich perfum.
Mężczyzna załamał ręce i westchnął przeciągle. Miał dosyć ciągłego życia pod nadzorem, podczas gdy jego żona panoszyła się po całym domu i była nieograniczona, niczym wolny elektron. Po raz pierwszy tego wieczora zerknął na córkę, która wpośpiechu ocierała łzy z oczu i otrzepywała ubranie. Wiedział, że to ona najbardziej na tym cierpi i pragnął uniknąć tego za wszelką cenę, ale Monita skutecznie to utrudniała.
-Sophia!- dało się słyszeć wrzask z góry. Dziewczynka natychmiast zerwała się na równe nogi i pobiegła za matką.
Mężczyzna oparł się o ścianę i zapatrzył w krople deszczu spływające obficie po zewnętrznej stronie okna. Czuł się wykorzystany i oszukany. Przecież przysięgali sobie wieczną miłość, trwanie przy sobie na dobre i na złe. Teraz ona zamierzała wyjechać, a on nie miał zamiaru jej powstrzymać.
-Nie szukaj mnie, Josep. Dokumenty rozwodowe prześlę Twojemu adwokatowi. Sophia jedzie ze mną- warknęła jeszcze czarnowłosa kobieta, w pośpiechu zarzucając na siebie czerwony płaszcz. W jednej ręce trzymała uchwyt od walizki, a drugą popychała przed sobą córkę.
W pięknych oczach Sophii znów pojawiły się łzy. Tuż przed wejściem do taksówki wyrwała się kobiecie i podbiegła do ojca, wtulając się w jego bezpieczne ramiona.
-Do zobaczenia, tatusiu. Kocham Cię- wyszeptała, obejmując go z całych sił.
-Ja też Cię kocham, córeczko- odrzekł łamiącym się głosem.
Monita stała zniecierpliwiona przy taksówce i czekała na córę, która szła w jej kierunku ze spuszczoną głową. Natomiast Josep stał w progu swojego domu i patrzył, jak odjeżdża jego ukochana córeczka.
***
Hej;) Witam na czyś nowym. Na taki temat jeszcze nie pisałam, mam nadzieję, że ktoś mimo wszystko tu wpadnie. Pierwszy odcinek już niedługo, mam nadzieję ;*
EDIT: Nie, nie słucham Hney, ale moim zdaniem ta piosenka pasuje idealnie ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz