Poczułam na twarzy ciepłe promienie słońca i uśmiechnęłam się leniwie. Otworzyłam powoli oczy i ujrzałam różowe ściany. Poczułam miły uścisk w żołądku na myśl o tym, że w końcu wróciłam do domu. Tęskniłam za tym miejscem każdego dnia, a teraz w końcu tu byłam. Usłyszałam ciche kroki przed drzwiami, więc spojrzałam w tamtym kierunku. Moim oczom ukazał się Paco w swojej niebieskiej piżamie w samochodziki.
- Chodź do mnie- zawołałam go, poklepując dłonią łóżko obok siebie.
Uśmiechnął się szeroko, po czym podbiegł do mnie i wepchnął się pod kołdrę, czym wywołał u mnie śmiech.- Wyspałeś się?- zapytałam brata, odgarniając mu włoski z czoła.
- Moje łóżko jest bardzo wygodne- zapewnił mnie- Tylko tęsknię za mamą- dodał smutno.
- Oj, Kochanie, nie smuć się. Wszystko będzie dobrze- obiecałam mu.
- Eliza jest taka miła- ożywił się nagle- Wszystko mi wczoraj tłumaczyła i pomogła mi też rozpakować ubrania.
- A co myślisz o moim tacie?- zapytałam, czując ciepło w sercu na samo jego wspomnienie.
- Jeszcze go nie poznałem dobrze, ale wydaje mi się, że jest bardzo fajny- uśmiechnął się, ukazując brak dwóch zębów.
- Dobra, koniec tych pogaduszek, idź się ubrać i zejdź na śniadanie- pogoniłam chłopca i sama się podniosłam.
Po wzięciu prysznica i wysuszeniu włosów stanęłam nad swoją walizką. Miałam w planach zapisać Paco do najbliższej szkoły, a potem samej poszukać pracy. Zdecydowałam się na wąskie ciemne rurki, do tego szarą bluzkę z krótkim rękawem i tygrysem z przodu. Na to zarzuciłam malinowy żakiet z długim rękawem. Na stopy wsunęłam czarne botki na koturnie. Moje długie lekko kręcone włosy pozostawiłam rozpuszczone. Mój makijaż ograniczyłam do kresek zrobionych na powiekach i maksymalnym wydłużeniu rzęs oraz na pomalowaniu ust pod kolor żakietu. Dobrałam pasującą biżuterię, a do ręki wzięłam czarną skórzaną kurtkę, szalik oraz torebkę.
Stanęłam w drzwiach kuchni i uśmiechnęłam się. Odłożyłam swoje rzeczy a szafkę w korytarzu, więc mogłam zapleść ręce na piersi i patrzeć na wydarzenia w pomieszczeniu.
Paco siedział przy stole i uśmiechał się szeroko. Przed nim stał kubek z parującym kakao i tosty. Obok siedziała Eliza, która wyglądała wprost olśniewająco. Miała na sobie jasne dżinsy i zielony sweterek, niemalże identyczny jak kolor jej oczu. Jej blada cera i rude pukle kręconych włosów dodawały jej szyku i uroku. Tata natomiast stał przy blacie kuchennym. Miał na sobie zwykłe dżinsy i białą koszulkę z długim rękawem. Nalewał wodę do kubków, w których była kawa i uśmiechał się promiennie.
- Dzień dobry- spojrzałam na Elizę, która pomachała mi i nie przestawała się uśmiechać.
Natychmiast podeszłam do taty i przytuliłam go mocno, na co on tylko się zaśmiał.
- Siadaj, śniadanie jest już gotowe- poleciła Eliza, na co ja posłusznie klapnęłam na krześle.
Po chwili pojawił się przede mną taki sam zestaw jak przed moim bratem.
- Jakie masz plany na dzisiaj, Kochanie?- zapytał tata, plasując się naprzeciw mnie.
- Cóż…- mruknęłam, przełykając kolejny kęs- Pójdę zapisać Paco do szkoły, a potem poszukam pracy- poinformowałam go.
- A kim jesteś z wykształcenia?- zainteresowała się kobieta.
- Większość życia spędziłam na tańcu, brałam udział w wielu zawodach, wygrywałam turnieje. Przez dłuższy czas pracowałam również w administracji Kanadyjskiego klubu sportowego, opracowywałam strategie na mecze, a potem byłam ich drugim trenerem.
- Widzę, że Pep ma mocne geny- zaśmiała się, w czym natychmiast jej zawtórowałam.
- W takim razie chyba mógłbym zaproponować Ci taką samą posadę w naszym klubie- powiedział tata po chwili ciszy, a ja zakrztusiłam się kanapką.
- Naprawdę zrobiłbyś to dla mnie?- zapytałam cicho, niedowierzając.
- A jakie wyniki miał ten klub?- zapytał.
- Cóż… Byli mistrzami kraju trzy lata z rzędu- wyszczerzyłam się- Poza tym pomagałam reprezentacji, która na Mundialu w tamtym roku radziła sobie całkiem nieźle, odpadli w 1/8- dodałam.
- Muszę się skonsultować z zarządem oraz zaproponować Cię na okres próbny, ale nie powinno być żadnych problemów- obdarzył mnie kolejnym promiennym uśmiechem.
- Bardzo się cieszę. Dziękuję!- objęłam go mocno- Ale mimo to chciałbym dołączyć do jakiegoś klubu tanecznego. Chciałabym w tym roku być w reprezentacji Hiszpanii na Mistrzostwach Europy- zdradziłam.
- Jak będziesz mieć kiedyś chwilę wolnego to nauczysz mnie jakiegoś tańca?- zapytała nieco nieśmiało Eliza.
- No oczywiście. Cieszę się, że jesteś na to chętna- spojrzałam na nią ciepło- Może ty też się skusisz, tato?- zaproponowałam mu.
- Nie miałaś gdzieś iść?- zbył mnie, czym wywołał mój śmiech.
- Ja zostanę z Paco. Na korytarzu są kluczyki do samochodu!- krzyknęła za mną Eliza.
Stanęłam przed drzwiami i zakładałam kurtkę, kiedy zabrzmiał dzwonek do drzwi, które natychmiast otworzyłam. Moim oczom ukazała się grupka mężczyzn, którzy patrzyli na mnie z mieszanką zakłopotania i szoku.
- Eee…- mruknął inteligentnie jeden z nich, po czym zrobił krok w tył, by spojrzeć na numer domu- Nie, to dobry dom- toczył rozmowę sam ze sobą. Przyjrzałam mu się uważniej. Miał dosyć długie kręcone włosy i był dobrze zbudowany.
- Mogę w czymś pomóc?- zapytała miło.
- Przyszliśmy do pana Guardioli. Jest może?- zapytał powoli drugi.
- Jasne- uśmiechnęłam się- Tato!- krzyknęłam wgłęb domu.
Wysoki mężczyzna zakrztusił się winogronem, które jadł. Natomiast Kolejny opluł swojego towarzysza kawą, którą pił.
- Zabije Cię, Dani- warknął zmoczony mężczyzna.
- Kim ty jesteś?- zapytał po chwili, reflektując się.
- Jestem Sophia, miło mi było was poznać, ale spieszy mi się, więc wybaczcie- poinformowałam ich- Trafisz do łazienki?- zapytałam oplutego, który tylko skinął głową w milczeniu.
- Miłego dnia- powiedziałam, a obok pojawił się ojciec z wielkim uśmiechem na twarzy- Pa, tatusiu- pocałowałam go w policzek i przepchnęłam się przez tłum. Za sobą znów słyszałam odgłosy krztuszenia się i dławienia, więc tylko pokręciłam głową i zaśmiałam się cicho.
*
- Tato?- powtórzył głucho Leo, patrząc na trenera- Czy on właśnie nazwała Cię swoim tatą?- powtórzył chicho.
Gerard wciąż nie pozbył się winogrona z gardła, Carles dalej mamrotał sam do siebie patrząc na numer domu, a David dawno siedział w łazience, oczyszczając twarz ze śliny i kawy, którymi potraktował go Alves.
- Tak, dobrze słyszałeś. To moja córka- potwierdził.
- Będziemy tak stać, czy zaprosisz nas w końcu do środka?- zapytał Victor- Zamknij się, Pique!- wrzasnął i walnął Gerarda w plecy. Winogrono wylądowało na bucie Alexisa, który spojrzał na nie z obrzydzeniem i strzepnął je na trawę.
Josep uchylił szerzej drzwi, a oni bezprecedensowo wsypali się do salonu. Leo, który szedł w progu zatrzymał się gwałtownie. Do jego pleców odbił się Puyol, a za nim reszta.
- Cześć, chłopcy- przywitała ich radośnie Eliza.
- Dzień dobry- przywitał ich grzecznie Paco.
- Kto to jest, do cholery?!- wrzasnął Dani, pokazując na dziecko.
- Zamknij się, pacanie. Przestraszysz go- zbeształ go natychmiast Cesc- Patrz i się ucz- wypiął dumnie pierś i ruszył pewnie w kierunki dziecka- A ty coś ty za jeden?- naskoczył na niego, mrużąc oczy i wskazując palcem.
- Eee…- mruknął chłopiec, przyglądając się mężczyźnie- Dobrze się pan czuje?- zapytał w końcu, a Victor i Carles ryknęli śmiechem- Jestem Paco. Jestem bratem Sophii- poinformował ich, uśmiechając się niewinnie.
Tym razem wszyscy, jak jeden mąż, skierowali swoje przerażone i zdezorientowane spojrzenia na Pepa.
- Wyjaśnisz?- ponaglił go David, po dłuższej chwili ciszy.
- Wyjaśnię, ale nie tutaj. Jedziemy na trening- poinformował ich i podśmiewując się pod nosem minął ich i wyszedł z domu.
- Nigdy go nie rozumiałem- mruknął Gerard, udając się do wyjścia.
*
Niemalże podskakiwałam, kiedy szłam raźnym krokiem po chodniku. Uśmiechałam się do mijanych ludzi, którzy nie pozostawali mi dłużni. Rozpięta kurtka i rozpuszczone włosy falowały dzięki lekkim podmuchom wiatru. Było tylko osiem stopni powyżej zera, ale dzięki słońcu, które uparcie oświetlało całe miasto było ciepło. Przynajmniej mi było ciepło. Większość ludzi, których mijałam, była ubrana jakby było co najmniej minus dziesięć. Po spędzeniu kilku lat w chłodnej Kanadzie ta temperatura przynosiła mi raczej na myśl wiosnę, a nie środek kalendarzowej zimy. Rozglądałam się wokół, podziwiając witryny sklepowe, aż w końcu wyrósł przede mną stadion. Westchnęłam zachwycona, patrząc na wznoszący się przede mną obiekt. Dumnie górował nad miastem, jakby mówił: „To ja jestem waszą największą dumą”. Moją uwagę przyciągnęło natomiast coś jeszcze. Po przeciwnej stronie znajdował się nieduży, ale bardzo zadbany budynek, a napis nad drzwiami głosił „Profesjonalne studio tańca - Jacking Apasionado”. Uniosłam brew i zaśmiałam się cicho. Cóż, na pewno będzie ciekawie, sądząc po nazwie. Szybko przebiegłam przez ulicę i weszłam do środka. Wnętrze przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Wchodziło się prosto do wysadzanego szarym marmurem hallu, po prawej stronie znajdowała się spora szatnia, a po przeciwnej recepcja. Wyżej prowadziły szerokie schody zrobione z beżowego marmuru, ozdobione kutą miedzianą barierką. Po pokonaniu siedmiu storni stawało się w krótkim korytarzu, na wprost ogromnych drewnianych drzwi. Po ich otworzeniu ukazywała się ogromna sala taneczna podzielona na kilka części łukami. Na ścianach znajdowały się lustra, a na wprost drzwi było wyjście na taras. Chyba zbyt pochopnie oceniłam rozmiary budynku, nazywając go niewielkim. Cóż, może był niewielki, ale chyba tylko w porównaniu z Camp Nou.
- Kim pani jest?- usłyszałam melodyjny głos.
W moim kierunku szła drobna blondynka koło czterdziestki.
- Dzień dobry. Nazywam się Sophia Guardiola- przedstawiłam się miło, a ona słysząc to, spojrzała na mnie z szokiem..
- Sophia Guardiola? TA Sophia Guardiola?- zapytała podekscytowana.
- Zależy co ma pani na myśli, mówiąc ta- zaśmiałam się, choć poczułam się nieco niezręcznie.
- Jesteś dwukrotną mistrzynią Ameryki w tańcach latynoamerykańskich i mistrzynią Kanady w tańcu towarzyskim- wyrecytowała- Co Cię sprowadza do mojego studio?- zapytała, a w jej oczach pojawiły się iskierki.
- Chciałabym, o ile jest to możliwe, wystąpić w Mistrzostwach Europy i reprezentować nasz kraj- oznajmiłam- Niestety, mój partner został w Kanadzie, a ja przeniosłam się tutaj, więc zostałam sama- wyjaśniłam.
- To ogromny zaszczyt, panno Guardiola, ale zdaje sobie pani sprawę, że najpierw trzeba wygrać mistrzostwa kraju? Które są za pięć miesięcy?- spojrzała na mnie jak na wariatkę.
Westchnęłam zniecierpliwiona. Czy ona uważała mnie za głupią?
- Dlatego przyszłam tutaj. Miałam nadzieję, że pozwoli mi pani trenować z najlepszym tancerzem jakiego jest mi panie w stanie przydzielić- żachnęłam się.
Zastanowiła się przez chwilę. Rozglądała się po sali, gdzie w kilku grupkach kłębiło się kilkudziesięciu tancerzy.
- Myślę, że znam odpowiedniego kandydata na Twojego partnera. Możecie razem wiele osiągnąć, jeśli tylko będziecie trenować w każdej wolnej chwili- zapewniła mnie i gestem ręki przywołała chłopaka stojącego pod ścianą z brunetką i blondynem.
Miał na oko dwadzieścia pięć lat, a budowa jego ciała była tak idealna, że każdy mógł się domyślić, że tańczy od wielu lat. Miał ciemne, potargane włosy, iskrzące oczy i zawadiacki uśmiech.
- Sophio, poznaj proszę Antonio Creyente. Antonio, to Twoja nowa taneczna partnerka, Sophia Guardiola- przedstawiła mnie. Po usłyszeniu mojego nazwiska na jego twarzy pojawił się oszałamiający uśmiech.
- Cześć. Mam nadzieję, że będzie nam się miło współpracowało- ujął delikatnie moją dłoń, wciąż patrząc mi w oczy.
- Również na to liczę- uśmiechnęłam się przyjaźnie.
Przy jego boku natychmiast pojawiła się tamta dwójka, z którą stał pod ścianą.
- Cześć. Jestem Ann Marie Creyente, żona Antonio- dziewczyna wydawała się miła, ale widziałam, że stara się podkreślić swoją pozycję.
- Jestem Bartolome Diaz- powiedział równie miło blondyn.
- Nie masz na co liczyć, on jest gejem- szepnął do mnie konspiracyjnie Antonio, a Bartolome wywrócił oczami.
***
Łaał, chyba pobiłam rekord z długością odcinka, ale tak mnie jakoś naszło i nie mogłam przestać. Cieszę się, że tak wiele osób czyta moje wypociny i chce być informowanym. Obiecuję więcej piłkarzy w następnym odcinku ;*
Do następnego, Żuczki;)
- Chodź do mnie- zawołałam go, poklepując dłonią łóżko obok siebie.
Uśmiechnął się szeroko, po czym podbiegł do mnie i wepchnął się pod kołdrę, czym wywołał u mnie śmiech.- Wyspałeś się?- zapytałam brata, odgarniając mu włoski z czoła.
- Moje łóżko jest bardzo wygodne- zapewnił mnie- Tylko tęsknię za mamą- dodał smutno.
- Oj, Kochanie, nie smuć się. Wszystko będzie dobrze- obiecałam mu.
- Eliza jest taka miła- ożywił się nagle- Wszystko mi wczoraj tłumaczyła i pomogła mi też rozpakować ubrania.
- A co myślisz o moim tacie?- zapytałam, czując ciepło w sercu na samo jego wspomnienie.
- Jeszcze go nie poznałem dobrze, ale wydaje mi się, że jest bardzo fajny- uśmiechnął się, ukazując brak dwóch zębów.
- Dobra, koniec tych pogaduszek, idź się ubrać i zejdź na śniadanie- pogoniłam chłopca i sama się podniosłam.
Po wzięciu prysznica i wysuszeniu włosów stanęłam nad swoją walizką. Miałam w planach zapisać Paco do najbliższej szkoły, a potem samej poszukać pracy. Zdecydowałam się na wąskie ciemne rurki, do tego szarą bluzkę z krótkim rękawem i tygrysem z przodu. Na to zarzuciłam malinowy żakiet z długim rękawem. Na stopy wsunęłam czarne botki na koturnie. Moje długie lekko kręcone włosy pozostawiłam rozpuszczone. Mój makijaż ograniczyłam do kresek zrobionych na powiekach i maksymalnym wydłużeniu rzęs oraz na pomalowaniu ust pod kolor żakietu. Dobrałam pasującą biżuterię, a do ręki wzięłam czarną skórzaną kurtkę, szalik oraz torebkę.
Stanęłam w drzwiach kuchni i uśmiechnęłam się. Odłożyłam swoje rzeczy a szafkę w korytarzu, więc mogłam zapleść ręce na piersi i patrzeć na wydarzenia w pomieszczeniu.
Paco siedział przy stole i uśmiechał się szeroko. Przed nim stał kubek z parującym kakao i tosty. Obok siedziała Eliza, która wyglądała wprost olśniewająco. Miała na sobie jasne dżinsy i zielony sweterek, niemalże identyczny jak kolor jej oczu. Jej blada cera i rude pukle kręconych włosów dodawały jej szyku i uroku. Tata natomiast stał przy blacie kuchennym. Miał na sobie zwykłe dżinsy i białą koszulkę z długim rękawem. Nalewał wodę do kubków, w których była kawa i uśmiechał się promiennie.
- Dzień dobry- spojrzałam na Elizę, która pomachała mi i nie przestawała się uśmiechać.
Natychmiast podeszłam do taty i przytuliłam go mocno, na co on tylko się zaśmiał.
- Siadaj, śniadanie jest już gotowe- poleciła Eliza, na co ja posłusznie klapnęłam na krześle.
Po chwili pojawił się przede mną taki sam zestaw jak przed moim bratem.
- Jakie masz plany na dzisiaj, Kochanie?- zapytał tata, plasując się naprzeciw mnie.
- Cóż…- mruknęłam, przełykając kolejny kęs- Pójdę zapisać Paco do szkoły, a potem poszukam pracy- poinformowałam go.
- A kim jesteś z wykształcenia?- zainteresowała się kobieta.
- Większość życia spędziłam na tańcu, brałam udział w wielu zawodach, wygrywałam turnieje. Przez dłuższy czas pracowałam również w administracji Kanadyjskiego klubu sportowego, opracowywałam strategie na mecze, a potem byłam ich drugim trenerem.
- Widzę, że Pep ma mocne geny- zaśmiała się, w czym natychmiast jej zawtórowałam.
- W takim razie chyba mógłbym zaproponować Ci taką samą posadę w naszym klubie- powiedział tata po chwili ciszy, a ja zakrztusiłam się kanapką.
- Naprawdę zrobiłbyś to dla mnie?- zapytałam cicho, niedowierzając.
- A jakie wyniki miał ten klub?- zapytał.
- Cóż… Byli mistrzami kraju trzy lata z rzędu- wyszczerzyłam się- Poza tym pomagałam reprezentacji, która na Mundialu w tamtym roku radziła sobie całkiem nieźle, odpadli w 1/8- dodałam.
- Muszę się skonsultować z zarządem oraz zaproponować Cię na okres próbny, ale nie powinno być żadnych problemów- obdarzył mnie kolejnym promiennym uśmiechem.
- Bardzo się cieszę. Dziękuję!- objęłam go mocno- Ale mimo to chciałbym dołączyć do jakiegoś klubu tanecznego. Chciałabym w tym roku być w reprezentacji Hiszpanii na Mistrzostwach Europy- zdradziłam.
- Jak będziesz mieć kiedyś chwilę wolnego to nauczysz mnie jakiegoś tańca?- zapytała nieco nieśmiało Eliza.
- No oczywiście. Cieszę się, że jesteś na to chętna- spojrzałam na nią ciepło- Może ty też się skusisz, tato?- zaproponowałam mu.
- Nie miałaś gdzieś iść?- zbył mnie, czym wywołał mój śmiech.
- Ja zostanę z Paco. Na korytarzu są kluczyki do samochodu!- krzyknęła za mną Eliza.
Stanęłam przed drzwiami i zakładałam kurtkę, kiedy zabrzmiał dzwonek do drzwi, które natychmiast otworzyłam. Moim oczom ukazała się grupka mężczyzn, którzy patrzyli na mnie z mieszanką zakłopotania i szoku.
- Eee…- mruknął inteligentnie jeden z nich, po czym zrobił krok w tył, by spojrzeć na numer domu- Nie, to dobry dom- toczył rozmowę sam ze sobą. Przyjrzałam mu się uważniej. Miał dosyć długie kręcone włosy i był dobrze zbudowany.
- Mogę w czymś pomóc?- zapytała miło.
- Przyszliśmy do pana Guardioli. Jest może?- zapytał powoli drugi.
- Jasne- uśmiechnęłam się- Tato!- krzyknęłam wgłęb domu.
Wysoki mężczyzna zakrztusił się winogronem, które jadł. Natomiast Kolejny opluł swojego towarzysza kawą, którą pił.
- Zabije Cię, Dani- warknął zmoczony mężczyzna.
- Kim ty jesteś?- zapytał po chwili, reflektując się.
- Jestem Sophia, miło mi było was poznać, ale spieszy mi się, więc wybaczcie- poinformowałam ich- Trafisz do łazienki?- zapytałam oplutego, który tylko skinął głową w milczeniu.
- Miłego dnia- powiedziałam, a obok pojawił się ojciec z wielkim uśmiechem na twarzy- Pa, tatusiu- pocałowałam go w policzek i przepchnęłam się przez tłum. Za sobą znów słyszałam odgłosy krztuszenia się i dławienia, więc tylko pokręciłam głową i zaśmiałam się cicho.
*
- Tato?- powtórzył głucho Leo, patrząc na trenera- Czy on właśnie nazwała Cię swoim tatą?- powtórzył chicho.
Gerard wciąż nie pozbył się winogrona z gardła, Carles dalej mamrotał sam do siebie patrząc na numer domu, a David dawno siedział w łazience, oczyszczając twarz ze śliny i kawy, którymi potraktował go Alves.
- Tak, dobrze słyszałeś. To moja córka- potwierdził.
- Będziemy tak stać, czy zaprosisz nas w końcu do środka?- zapytał Victor- Zamknij się, Pique!- wrzasnął i walnął Gerarda w plecy. Winogrono wylądowało na bucie Alexisa, który spojrzał na nie z obrzydzeniem i strzepnął je na trawę.
Josep uchylił szerzej drzwi, a oni bezprecedensowo wsypali się do salonu. Leo, który szedł w progu zatrzymał się gwałtownie. Do jego pleców odbił się Puyol, a za nim reszta.
- Cześć, chłopcy- przywitała ich radośnie Eliza.
- Dzień dobry- przywitał ich grzecznie Paco.
- Kto to jest, do cholery?!- wrzasnął Dani, pokazując na dziecko.
- Zamknij się, pacanie. Przestraszysz go- zbeształ go natychmiast Cesc- Patrz i się ucz- wypiął dumnie pierś i ruszył pewnie w kierunki dziecka- A ty coś ty za jeden?- naskoczył na niego, mrużąc oczy i wskazując palcem.
- Eee…- mruknął chłopiec, przyglądając się mężczyźnie- Dobrze się pan czuje?- zapytał w końcu, a Victor i Carles ryknęli śmiechem- Jestem Paco. Jestem bratem Sophii- poinformował ich, uśmiechając się niewinnie.
Tym razem wszyscy, jak jeden mąż, skierowali swoje przerażone i zdezorientowane spojrzenia na Pepa.
- Wyjaśnisz?- ponaglił go David, po dłuższej chwili ciszy.
- Wyjaśnię, ale nie tutaj. Jedziemy na trening- poinformował ich i podśmiewując się pod nosem minął ich i wyszedł z domu.
- Nigdy go nie rozumiałem- mruknął Gerard, udając się do wyjścia.
*
Niemalże podskakiwałam, kiedy szłam raźnym krokiem po chodniku. Uśmiechałam się do mijanych ludzi, którzy nie pozostawali mi dłużni. Rozpięta kurtka i rozpuszczone włosy falowały dzięki lekkim podmuchom wiatru. Było tylko osiem stopni powyżej zera, ale dzięki słońcu, które uparcie oświetlało całe miasto było ciepło. Przynajmniej mi było ciepło. Większość ludzi, których mijałam, była ubrana jakby było co najmniej minus dziesięć. Po spędzeniu kilku lat w chłodnej Kanadzie ta temperatura przynosiła mi raczej na myśl wiosnę, a nie środek kalendarzowej zimy. Rozglądałam się wokół, podziwiając witryny sklepowe, aż w końcu wyrósł przede mną stadion. Westchnęłam zachwycona, patrząc na wznoszący się przede mną obiekt. Dumnie górował nad miastem, jakby mówił: „To ja jestem waszą największą dumą”. Moją uwagę przyciągnęło natomiast coś jeszcze. Po przeciwnej stronie znajdował się nieduży, ale bardzo zadbany budynek, a napis nad drzwiami głosił „Profesjonalne studio tańca - Jacking Apasionado”. Uniosłam brew i zaśmiałam się cicho. Cóż, na pewno będzie ciekawie, sądząc po nazwie. Szybko przebiegłam przez ulicę i weszłam do środka. Wnętrze przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Wchodziło się prosto do wysadzanego szarym marmurem hallu, po prawej stronie znajdowała się spora szatnia, a po przeciwnej recepcja. Wyżej prowadziły szerokie schody zrobione z beżowego marmuru, ozdobione kutą miedzianą barierką. Po pokonaniu siedmiu storni stawało się w krótkim korytarzu, na wprost ogromnych drewnianych drzwi. Po ich otworzeniu ukazywała się ogromna sala taneczna podzielona na kilka części łukami. Na ścianach znajdowały się lustra, a na wprost drzwi było wyjście na taras. Chyba zbyt pochopnie oceniłam rozmiary budynku, nazywając go niewielkim. Cóż, może był niewielki, ale chyba tylko w porównaniu z Camp Nou.
- Kim pani jest?- usłyszałam melodyjny głos.
W moim kierunku szła drobna blondynka koło czterdziestki.
- Dzień dobry. Nazywam się Sophia Guardiola- przedstawiłam się miło, a ona słysząc to, spojrzała na mnie z szokiem..
- Sophia Guardiola? TA Sophia Guardiola?- zapytała podekscytowana.
- Zależy co ma pani na myśli, mówiąc ta- zaśmiałam się, choć poczułam się nieco niezręcznie.
- Jesteś dwukrotną mistrzynią Ameryki w tańcach latynoamerykańskich i mistrzynią Kanady w tańcu towarzyskim- wyrecytowała- Co Cię sprowadza do mojego studio?- zapytała, a w jej oczach pojawiły się iskierki.
- Chciałabym, o ile jest to możliwe, wystąpić w Mistrzostwach Europy i reprezentować nasz kraj- oznajmiłam- Niestety, mój partner został w Kanadzie, a ja przeniosłam się tutaj, więc zostałam sama- wyjaśniłam.
- To ogromny zaszczyt, panno Guardiola, ale zdaje sobie pani sprawę, że najpierw trzeba wygrać mistrzostwa kraju? Które są za pięć miesięcy?- spojrzała na mnie jak na wariatkę.
Westchnęłam zniecierpliwiona. Czy ona uważała mnie za głupią?
- Dlatego przyszłam tutaj. Miałam nadzieję, że pozwoli mi pani trenować z najlepszym tancerzem jakiego jest mi panie w stanie przydzielić- żachnęłam się.
Zastanowiła się przez chwilę. Rozglądała się po sali, gdzie w kilku grupkach kłębiło się kilkudziesięciu tancerzy.
- Myślę, że znam odpowiedniego kandydata na Twojego partnera. Możecie razem wiele osiągnąć, jeśli tylko będziecie trenować w każdej wolnej chwili- zapewniła mnie i gestem ręki przywołała chłopaka stojącego pod ścianą z brunetką i blondynem.
Miał na oko dwadzieścia pięć lat, a budowa jego ciała była tak idealna, że każdy mógł się domyślić, że tańczy od wielu lat. Miał ciemne, potargane włosy, iskrzące oczy i zawadiacki uśmiech.
- Sophio, poznaj proszę Antonio Creyente. Antonio, to Twoja nowa taneczna partnerka, Sophia Guardiola- przedstawiła mnie. Po usłyszeniu mojego nazwiska na jego twarzy pojawił się oszałamiający uśmiech.
- Cześć. Mam nadzieję, że będzie nam się miło współpracowało- ujął delikatnie moją dłoń, wciąż patrząc mi w oczy.
- Również na to liczę- uśmiechnęłam się przyjaźnie.
Przy jego boku natychmiast pojawiła się tamta dwójka, z którą stał pod ścianą.
- Cześć. Jestem Ann Marie Creyente, żona Antonio- dziewczyna wydawała się miła, ale widziałam, że stara się podkreślić swoją pozycję.
- Jestem Bartolome Diaz- powiedział równie miło blondyn.
- Nie masz na co liczyć, on jest gejem- szepnął do mnie konspiracyjnie Antonio, a Bartolome wywrócił oczami.
***
Łaał, chyba pobiłam rekord z długością odcinka, ale tak mnie jakoś naszło i nie mogłam przestać. Cieszę się, że tak wiele osób czyta moje wypociny i chce być informowanym. Obiecuję więcej piłkarzy w następnym odcinku ;*
Do następnego, Żuczki;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz