- Jesteś największym kretynem, jakiego kiedykolwiek spotkałem, Valdes- warknął ze złością w stronę kumpla, po czym niewiele się zastanawiając, wybiegł za dziewczyną.
Zdenerwowało go zachowanie Victora. W porządku, każdy może mieć jakieś obiekcje, no ale nie popadajmy w paranoję! Nie wiedział, jak dziewczyna się zachowa, sam w końcu jej nie znał, ale czuł, że rozmowa to coś, czego potrzebowała w tym momencie najbardziej.
Wybiegł przed budynek i zaczął nerwowo rozglądać się wokół. Sam nie wiedział co skłoniło go do tak spontanicznej reakcji, ale nie chciał się teraz nad tym zastanawiać. Chciał po prostu… Załamał ręce i westchnął. Chciał z nią tylko porozmawiać. Nie oczekiwał niczego więcej, bo czegóż mógłby chcieć? Nie zna jej praktycznie w ogóle, w dodatku była córką Pepa.
Już chciał odwrócić się na pięcie i wejść do środka, by jeszcze mocniej nawrzeszczeć na bramkarza, ale jego wzrok nagle się zatrzymał. Poczuł ulgę na jej widok, ale zawahał się na moment. Nie był do końca pewien czy powinien do niej podejść, ale ta cała sytuacja dodawała mu wiele uwagi. Spojrzał uważniej. Siedziała na jednej z ławek pod stadionem i patrzyła gdzieś przed siebie. Otuliła się mocniej szalikiem, czując silniejszy podmuch wiatru. Jej włosy zafalowały lekko, a zaczerwienione od łez oczy zatrzymały się na nim. Odwróciła spojrzenie, kiedy usiadł obok.
- Będzie padał deszcz- powiedział cicho, spoglądając w niebo.
Widział kątem oka, że uśmiechnęła się nieznacznie.
- Chyba Ci to nie przeszkadza, co? Piłkarze muszą być przyzwyczajeni do zmiennych warunków pogodowych- zauważyła.
- Nie o siebie się martwię. Jeśli się przeziębisz to przegapisz imprezę. Uwierz, nie warto- zapewnił ją.
- Grasz w reprezentacji Argentyny, prawda?- zapytała cicho.
- Czyżbyś śledziła nasze losy?- uśmiechnął się zawadiacko, na co odpowiedziała mu cichym prychnięciem.
- Nie. Po prostu na Mundialu wyeliminowała was Kanada. Pamiętam, jak wtedy na mnie popatrzyłeś- zaśmiała się cicho.
Spojrzał na nią zaskoczony. Pamiętał doskonale moment, w którym stracili gola przesądzającego o ich przegranej. Widział wtedy trenera Kanady i drobną brunetkę stojącą obok. Moment później piłkarze nieśli ją na rękach, a ona prosiła, by ją postawili. Posłał jej wtedy naprawdę zimne spojrzenie, a ona tylko zaśmiała się głośno.
- To byłaś ty? Wybacz to spojrzenie- zawstydził się lekko.
- Nie przejmuj się tym- machnęła lekceważąco ręką- Byłam zbyt szczęśliwa, by się Tobą przejmować- dodała, po czym zaśmiała się perliście, widząc jego minę.
- Jeśli chodzi o Victora…- zaczął, ale urwał, widząc jak jego towarzyszka się krzywi.
- Nie rozumiem go- przyznała po chwili- Nic mu przecież nie zrobiłam. Zresztą ludzie nie zmieniają się aż tak, by ich nie poznać- dodała cicho.
- Nie przejmuj się nim, Sophie. Jest bardzo nieufny, kiedy poznaje nowe osoby. Szybko się do Ciebie przekona- zapewnił ją.
- Mam nadzieję- westchnęła, po czym spojrzała na zegarek- O mój Boże! Muszę iść, bo nie zdążę- zerwała się z ławki i w pośpiechu zasunęła kurtkę- Dziękuję ci, Leo- spojrzała na mężczyznę i uśmiechnęła się lekko- Naprawdę miło się z Tobą rozmawiało. Dziękuję za dotrzymanie towarzystwa- rzuciła i pomachała do niego. Kiedy była wystarczająco daleko, by nie móc go usłyszeć, westchnął głośno i wyszczerzył się sam do siebie.
Jego sielankę przerwał dzwoniący telefon. „Alice dzwoni’ głosił napis na wyświetlaczu. Czyli już wie, pomyślał.
*
- Wróciłam!- krzyknęłam, wpadając do domu.
Do moich uszu dotarły ożywione rozmowy dobiegające z salonu. Zaciekawiona udałam się w tamtym kierunku. Moim oczom ukazali się Paco, Tata i Eliza grający w karty na chrupki.
- Dwie pary- jęknęła Eliza.
- Ful!- ucieszył się tata, biorąc się do zagarniania łupu.
Paco tylko uśmiechnął się cwaniacko.
- Poker- wyłożył karty i odebrał tacie chrupki.
- No ale znowu?- zdziwiła się kobieta.
- Młody, czy ty oszukujesz?- zapytał tata podejrzliwie.
Zaśmiałam się cicho. Paco może miał tylko siedem lat, ale był mistrzem gry w pokera. Zawsze gdy nie mieli co robić ze swoim najlepszym kolegą męczyli mnie, żebym z nimi zgrała. W końcu tak się wycwanili, że nie było na nich mocnych.
- Już jesteś- tata rozpromienił się na mój widok.
- Właśnie, tato. To na pewno nie problem, żebyście zostali dzisiaj z Młodym? Może macie inne plany, a ja wam je psuję?- upewniłam się.
- Nie mamy żadnych planów, Sophi- zapewniła mnie Eliza- Jak widzisz, świetnie się bawimy, więc i Twoja kolej, by iść na imprezę i trochę się wyluzować- puściła do mnie oko.
- Tylko pamiętaj- zaczął tata, a jego żona wywróciła oczami, na co zaśmiałam się cicho- Moi piłkarze to diabły wcielone, jeśli chodzi o imprezy, potrafią wypić hektolitry alkoholu. Jakim cudem wciąż mają taką dobrą formę?- zastanowił się- Nie ważne. Nie daj się im zaskoczyć ani namówić na żadną głupotę. Uważaj na siebie bo bywają…- zawahał się- Nieobliczalni.
- To chyba dobrze, że tak mało o mnie wiesz, tato- zażartowałam i poklepałam go po ramieniu.
Kiedy wchodziłam po schodach usłyszałam wybuch śmiechu Elizy i pytania ojca.
Po wejściu do pokoju rzuciłam torebkę na łóżko. Pierwszą rzeczą, jaką postanowiłam zrobić było wzięcie prysznica. Umyłam starannie włosy, które potem wysuszyłam. Postanowiłam, że pozostawię je naturalnie skręcone w grube loki. Podeszłam do walizki i usiadłam obok bezradnie. Nie miałam pomysłu co na siebie założyć. Po wyjęciu wszystkich rzeczy ze wszystkich walizek jakie miałam zdecydowałam się na czerwoną sukienkę. Była krótka, sięgała mi do połowy uda. Miała długie rękawy, ale za to głębokie wycięcie na plecach. Była niesamowicie dopasowana do ciała i miała kolor świeżej truskawki. Na nogi naciągnęłam niemalże przezroczyste rajstopy, a na stopy założyłam klasyczne czarne szpilki. Postanowiłam pomalować usta pod kolor sukienki, a oczy pomalować eyelynerem i tuszem, żeby nie przesadzić. Stanęłam przed lustrem i przyjrzałam się sobie. Uśmiechnęłam się, zadowolona z efektu. „Będą się ślinić” pomyślałam i zaśmiałam się, nieco złośliwie.
*
- Co to ma być?- zaatakowała go, kiedy tylko przekroczył próg domu.
- Odsuń się- warknął.
Zaskoczona kobieta natychmiast odskoczyła w bok.
On natomiast najzwyczajniej w świecie odwiesił swoją kurtkę na wieszak, rzucił torbę w kąt i udał się do kuchni, gdzie nalał sobie wody do szklanki.
- Wyjaśnisz?- usłyszał suchy głos tuż obok.
Przeszedł go nieprzyjemny dreszcz. Nie wiedział czemu, ale ta kobieta niesamowicie go irytowała. Chciał, żeby po prostu sobie poszła i zostawiła go w świętym spokoju. Nie miał nastroju na kłótnie, ani te żałosne spojrzenia. Popatrzył w jej kierunku. Kiedyś wydawała mu się najpiękniejszą kobietą na świecie. Teraz już tak nie było. Włosy, zamiast lśnić, jak w jego wspomnieniach, były matowe i potargane. Oczy stały się wyblakłe i małe, na jej skórze zauważył przebarwienia. Jej usta, które kiedyś tak wielbił, wydały mu się wąskie i blade.
- A co, nie umiesz czytać?- zapytał ironicznie, po czym upił łyk wody ze szklanki- Może niech Twój kochaś Ci przeczyta?- warknął.
- Wiem co to jest, Leo- powiedziała łagodniej- Nie rozumiem tylko…
- Nie rozumiesz?- przerwał jej, a z jego gardła wydobył się gorzki śmiech- Proszę Cię, Alice. Przestań traktować mnie jak ostatniego kretyna. Nie jestem upośledzony i wiem, że masz kochanka. Nawet się z tym nie kryjesz, a teraz mówisz, że nie rozumiesz dlaczego dostałaś pozew rozwodowy?- coraz mocniej podnosił głos, a blondynka cofnęła się o krok- Przestań mnie dobijać i rujnować moje życie. Nie uważasz, że już wystarczająco mocno mnie zraniłaś?- zapytał, mrużąc gniewnie oczy.
- Ale Leo… Przecież się kochamy. Jesteśmy małżeństwem i powinniśmy nim pozostać- tłumaczyła zawzięcie kobieta.
- Po co? Ja tego nie chcę, nie kocham Cię, Alice. Mam Cię zwyczajnie dość. Jesteś tylko niepotrzebnym balastem w moim życiu. Ty też mnie nie kochasz, przecież to wiem. Nie ma sensu, by ciągnąć to w nieskończoność. Chcę rozwodu. Jak najszybciej- warknął.
- Proszę Cię- prychnęła. Poczuła, że nic więcej nie wskóra, postanowiła więc zdjąć maskę zagubionej żony i pokazać swoje prawdziwe oblicze- Myślałam, że zorientujesz się wcześniej, jak mało dla mnie znaczyłeś. Byłeś mi po prostu potrzebny, żeby nabić mi kilka zer na koncie- zaśmiała się szyderczo.
- Wynoś się- warknął, nawet na nią nie patrząc.
- Chętnie- fuknęła i udała się do ich wspólnej sypialni.
- Nie wiem czy pamiętasz, ale przed ślubem podpisałaś intercyzę, więc nic Ci się nie należy. A dostęp do konta na Kajmanach masz zablokowany. Więc, tak jakby, zrobiłem Cię na szaro- zaśmiał się szyderczo na widok jej miny.
- Nie zrobiłeś tego!- krzyknęła za nim, kiedy cały w skowronkach wyminął ją i poszedł do garderoby, by wybrać ubranie na imprezę.
- Ależ oczywiście, że zrobiłem- wychylił się zza drzwi, rzucając w nią jej rzeczami- Nawet łaskawie pozwolę Ci zabrać moją walizkę. Zaraz wychodzę, ale uprzedzam, w domu nie ma żadnych pieniędzy, kluczyki do samochodów, tak jak wszystkie karty są schowane w sejfie w banku, który mogę otworzyć tylko ja. Uprzedziłem ich o Tobie- oznajmił jej.
Jego humor diametralnie się poprawił. Nie wiedział czy to z powodu widoku Alice, która wściekła pakowała swoje rzeczy i opuszczając dom wrzasnęła, że jeszcze ją popamięta, czy może ze względu na zbliżającą się imprezę, na której pojawi się Sophia? Zdecydował, że obydwie te sytuacje mieszają się ze sobą. Nie wnikając w dalsze szczegóły postanowił iść się przygotować.
*
Do domu Gerarda (o adres którego musiałam zapytać tatę) postanowiłam dotrzeć taksówką. Stwierdziłam, że nie powinnam brać samochodu, skoro nieznane będą moje losy po imprezie z zawodnikami Barcelony. Kiedy taksówka podjechała pod piękny dom, który był oddalony od naszego o cztery przecznice, od razu dało się usłyszeć muzykę i głośne rozmowy. Spojrzałam na uchylone drzwi prowadzące na taras. Za nimi trwała w najlepsze gruba impreza. Po zapłaceniu kierowcy udałam się pewnym krokiem do drzwi. Moim zamiarem było olśnienie całego towarzystwa. Nie zawracałam sobie głosy pukaniem czy dzwonieniem do drzwi bo byłam pewna, że i tak nikt nie zwróci na mnie uwagi. Po wejściu do środka olśniła mnie elegancja (wietrzyłam podstęp, pewnie urządziła to jego dziewczyna) wnętrz i wystroju.
- Mój Boże… to ty, Sophi?- usłyszałam za sobą cichy głos.
Odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z Alexisem i Fabregasem. Widziałam, jak błyszczały ich oczy kiedy lustrowali mnie od stóp do głów. Uśmiechnęłam się na ten widok. W niektórych sytuacjach lubiłam wodzić facetów za nos i mamić ich lekko swoim wyglądem.
- Mnie również miło jest Cię widzieć, Cesc- uśmiechnęłam się przymilnie.
- Jest i nasza gwiazda wieczoru!- za mną rozległ się głos Gerarda. Zaśmiałam się spojrzałam w jego kierunku,
- Przestań, to nie ja tu jestem gwiazdą- spojrzałam na niego znacząco.
Rozejrzałam się wokół. Każdy wzrok w tym pomieszczeniu był ulokowany w mojej postaci. Zaczynało mnie to nieco krępować, ale przyjemnie połechtało moje ego.
- Cześć, Sophi- usłyszałam za sobą ten charakterystyczny głos mojego porannego pocieszyciela.
***
Na wstępie dziękuję wam bardzo ta opinie Są dla mnie bardzo cenne i jakże budujące ;) Nie chce mi się dalej pisać, wybieram się spać xD Zaczęły mi się ferie, ale mam masę szablonów do zrobienia, więc nie będę się nudzić. Oczywiście będę czytać wszystko u Was i pisać nowości tutaj. Miałam pierwszy krytyczny moment przy pisaniu tej części, ale wszystko poszło gładko ;) Chyba pora na nowy szablon – Hm, może juto jakiś dodam? ;)
Zdenerwowało go zachowanie Victora. W porządku, każdy może mieć jakieś obiekcje, no ale nie popadajmy w paranoję! Nie wiedział, jak dziewczyna się zachowa, sam w końcu jej nie znał, ale czuł, że rozmowa to coś, czego potrzebowała w tym momencie najbardziej.
Wybiegł przed budynek i zaczął nerwowo rozglądać się wokół. Sam nie wiedział co skłoniło go do tak spontanicznej reakcji, ale nie chciał się teraz nad tym zastanawiać. Chciał po prostu… Załamał ręce i westchnął. Chciał z nią tylko porozmawiać. Nie oczekiwał niczego więcej, bo czegóż mógłby chcieć? Nie zna jej praktycznie w ogóle, w dodatku była córką Pepa.
Już chciał odwrócić się na pięcie i wejść do środka, by jeszcze mocniej nawrzeszczeć na bramkarza, ale jego wzrok nagle się zatrzymał. Poczuł ulgę na jej widok, ale zawahał się na moment. Nie był do końca pewien czy powinien do niej podejść, ale ta cała sytuacja dodawała mu wiele uwagi. Spojrzał uważniej. Siedziała na jednej z ławek pod stadionem i patrzyła gdzieś przed siebie. Otuliła się mocniej szalikiem, czując silniejszy podmuch wiatru. Jej włosy zafalowały lekko, a zaczerwienione od łez oczy zatrzymały się na nim. Odwróciła spojrzenie, kiedy usiadł obok.
- Będzie padał deszcz- powiedział cicho, spoglądając w niebo.
Widział kątem oka, że uśmiechnęła się nieznacznie.
- Chyba Ci to nie przeszkadza, co? Piłkarze muszą być przyzwyczajeni do zmiennych warunków pogodowych- zauważyła.
- Nie o siebie się martwię. Jeśli się przeziębisz to przegapisz imprezę. Uwierz, nie warto- zapewnił ją.
- Grasz w reprezentacji Argentyny, prawda?- zapytała cicho.
- Czyżbyś śledziła nasze losy?- uśmiechnął się zawadiacko, na co odpowiedziała mu cichym prychnięciem.
- Nie. Po prostu na Mundialu wyeliminowała was Kanada. Pamiętam, jak wtedy na mnie popatrzyłeś- zaśmiała się cicho.
Spojrzał na nią zaskoczony. Pamiętał doskonale moment, w którym stracili gola przesądzającego o ich przegranej. Widział wtedy trenera Kanady i drobną brunetkę stojącą obok. Moment później piłkarze nieśli ją na rękach, a ona prosiła, by ją postawili. Posłał jej wtedy naprawdę zimne spojrzenie, a ona tylko zaśmiała się głośno.
- To byłaś ty? Wybacz to spojrzenie- zawstydził się lekko.
- Nie przejmuj się tym- machnęła lekceważąco ręką- Byłam zbyt szczęśliwa, by się Tobą przejmować- dodała, po czym zaśmiała się perliście, widząc jego minę.
- Jeśli chodzi o Victora…- zaczął, ale urwał, widząc jak jego towarzyszka się krzywi.
- Nie rozumiem go- przyznała po chwili- Nic mu przecież nie zrobiłam. Zresztą ludzie nie zmieniają się aż tak, by ich nie poznać- dodała cicho.
- Nie przejmuj się nim, Sophie. Jest bardzo nieufny, kiedy poznaje nowe osoby. Szybko się do Ciebie przekona- zapewnił ją.
- Mam nadzieję- westchnęła, po czym spojrzała na zegarek- O mój Boże! Muszę iść, bo nie zdążę- zerwała się z ławki i w pośpiechu zasunęła kurtkę- Dziękuję ci, Leo- spojrzała na mężczyznę i uśmiechnęła się lekko- Naprawdę miło się z Tobą rozmawiało. Dziękuję za dotrzymanie towarzystwa- rzuciła i pomachała do niego. Kiedy była wystarczająco daleko, by nie móc go usłyszeć, westchnął głośno i wyszczerzył się sam do siebie.
Jego sielankę przerwał dzwoniący telefon. „Alice dzwoni’ głosił napis na wyświetlaczu. Czyli już wie, pomyślał.
*
- Wróciłam!- krzyknęłam, wpadając do domu.
Do moich uszu dotarły ożywione rozmowy dobiegające z salonu. Zaciekawiona udałam się w tamtym kierunku. Moim oczom ukazali się Paco, Tata i Eliza grający w karty na chrupki.
- Dwie pary- jęknęła Eliza.
- Ful!- ucieszył się tata, biorąc się do zagarniania łupu.
Paco tylko uśmiechnął się cwaniacko.
- Poker- wyłożył karty i odebrał tacie chrupki.
- No ale znowu?- zdziwiła się kobieta.
- Młody, czy ty oszukujesz?- zapytał tata podejrzliwie.
Zaśmiałam się cicho. Paco może miał tylko siedem lat, ale był mistrzem gry w pokera. Zawsze gdy nie mieli co robić ze swoim najlepszym kolegą męczyli mnie, żebym z nimi zgrała. W końcu tak się wycwanili, że nie było na nich mocnych.
- Już jesteś- tata rozpromienił się na mój widok.
- Właśnie, tato. To na pewno nie problem, żebyście zostali dzisiaj z Młodym? Może macie inne plany, a ja wam je psuję?- upewniłam się.
- Nie mamy żadnych planów, Sophi- zapewniła mnie Eliza- Jak widzisz, świetnie się bawimy, więc i Twoja kolej, by iść na imprezę i trochę się wyluzować- puściła do mnie oko.
- Tylko pamiętaj- zaczął tata, a jego żona wywróciła oczami, na co zaśmiałam się cicho- Moi piłkarze to diabły wcielone, jeśli chodzi o imprezy, potrafią wypić hektolitry alkoholu. Jakim cudem wciąż mają taką dobrą formę?- zastanowił się- Nie ważne. Nie daj się im zaskoczyć ani namówić na żadną głupotę. Uważaj na siebie bo bywają…- zawahał się- Nieobliczalni.
- To chyba dobrze, że tak mało o mnie wiesz, tato- zażartowałam i poklepałam go po ramieniu.
Kiedy wchodziłam po schodach usłyszałam wybuch śmiechu Elizy i pytania ojca.
Po wejściu do pokoju rzuciłam torebkę na łóżko. Pierwszą rzeczą, jaką postanowiłam zrobić było wzięcie prysznica. Umyłam starannie włosy, które potem wysuszyłam. Postanowiłam, że pozostawię je naturalnie skręcone w grube loki. Podeszłam do walizki i usiadłam obok bezradnie. Nie miałam pomysłu co na siebie założyć. Po wyjęciu wszystkich rzeczy ze wszystkich walizek jakie miałam zdecydowałam się na czerwoną sukienkę. Była krótka, sięgała mi do połowy uda. Miała długie rękawy, ale za to głębokie wycięcie na plecach. Była niesamowicie dopasowana do ciała i miała kolor świeżej truskawki. Na nogi naciągnęłam niemalże przezroczyste rajstopy, a na stopy założyłam klasyczne czarne szpilki. Postanowiłam pomalować usta pod kolor sukienki, a oczy pomalować eyelynerem i tuszem, żeby nie przesadzić. Stanęłam przed lustrem i przyjrzałam się sobie. Uśmiechnęłam się, zadowolona z efektu. „Będą się ślinić” pomyślałam i zaśmiałam się, nieco złośliwie.
*
- Co to ma być?- zaatakowała go, kiedy tylko przekroczył próg domu.
- Odsuń się- warknął.
Zaskoczona kobieta natychmiast odskoczyła w bok.
On natomiast najzwyczajniej w świecie odwiesił swoją kurtkę na wieszak, rzucił torbę w kąt i udał się do kuchni, gdzie nalał sobie wody do szklanki.
- Wyjaśnisz?- usłyszał suchy głos tuż obok.
Przeszedł go nieprzyjemny dreszcz. Nie wiedział czemu, ale ta kobieta niesamowicie go irytowała. Chciał, żeby po prostu sobie poszła i zostawiła go w świętym spokoju. Nie miał nastroju na kłótnie, ani te żałosne spojrzenia. Popatrzył w jej kierunku. Kiedyś wydawała mu się najpiękniejszą kobietą na świecie. Teraz już tak nie było. Włosy, zamiast lśnić, jak w jego wspomnieniach, były matowe i potargane. Oczy stały się wyblakłe i małe, na jej skórze zauważył przebarwienia. Jej usta, które kiedyś tak wielbił, wydały mu się wąskie i blade.
- A co, nie umiesz czytać?- zapytał ironicznie, po czym upił łyk wody ze szklanki- Może niech Twój kochaś Ci przeczyta?- warknął.
- Wiem co to jest, Leo- powiedziała łagodniej- Nie rozumiem tylko…
- Nie rozumiesz?- przerwał jej, a z jego gardła wydobył się gorzki śmiech- Proszę Cię, Alice. Przestań traktować mnie jak ostatniego kretyna. Nie jestem upośledzony i wiem, że masz kochanka. Nawet się z tym nie kryjesz, a teraz mówisz, że nie rozumiesz dlaczego dostałaś pozew rozwodowy?- coraz mocniej podnosił głos, a blondynka cofnęła się o krok- Przestań mnie dobijać i rujnować moje życie. Nie uważasz, że już wystarczająco mocno mnie zraniłaś?- zapytał, mrużąc gniewnie oczy.
- Ale Leo… Przecież się kochamy. Jesteśmy małżeństwem i powinniśmy nim pozostać- tłumaczyła zawzięcie kobieta.
- Po co? Ja tego nie chcę, nie kocham Cię, Alice. Mam Cię zwyczajnie dość. Jesteś tylko niepotrzebnym balastem w moim życiu. Ty też mnie nie kochasz, przecież to wiem. Nie ma sensu, by ciągnąć to w nieskończoność. Chcę rozwodu. Jak najszybciej- warknął.
- Proszę Cię- prychnęła. Poczuła, że nic więcej nie wskóra, postanowiła więc zdjąć maskę zagubionej żony i pokazać swoje prawdziwe oblicze- Myślałam, że zorientujesz się wcześniej, jak mało dla mnie znaczyłeś. Byłeś mi po prostu potrzebny, żeby nabić mi kilka zer na koncie- zaśmiała się szyderczo.
- Wynoś się- warknął, nawet na nią nie patrząc.
- Chętnie- fuknęła i udała się do ich wspólnej sypialni.
- Nie wiem czy pamiętasz, ale przed ślubem podpisałaś intercyzę, więc nic Ci się nie należy. A dostęp do konta na Kajmanach masz zablokowany. Więc, tak jakby, zrobiłem Cię na szaro- zaśmiał się szyderczo na widok jej miny.
- Nie zrobiłeś tego!- krzyknęła za nim, kiedy cały w skowronkach wyminął ją i poszedł do garderoby, by wybrać ubranie na imprezę.
- Ależ oczywiście, że zrobiłem- wychylił się zza drzwi, rzucając w nią jej rzeczami- Nawet łaskawie pozwolę Ci zabrać moją walizkę. Zaraz wychodzę, ale uprzedzam, w domu nie ma żadnych pieniędzy, kluczyki do samochodów, tak jak wszystkie karty są schowane w sejfie w banku, który mogę otworzyć tylko ja. Uprzedziłem ich o Tobie- oznajmił jej.
Jego humor diametralnie się poprawił. Nie wiedział czy to z powodu widoku Alice, która wściekła pakowała swoje rzeczy i opuszczając dom wrzasnęła, że jeszcze ją popamięta, czy może ze względu na zbliżającą się imprezę, na której pojawi się Sophia? Zdecydował, że obydwie te sytuacje mieszają się ze sobą. Nie wnikając w dalsze szczegóły postanowił iść się przygotować.
*
Do domu Gerarda (o adres którego musiałam zapytać tatę) postanowiłam dotrzeć taksówką. Stwierdziłam, że nie powinnam brać samochodu, skoro nieznane będą moje losy po imprezie z zawodnikami Barcelony. Kiedy taksówka podjechała pod piękny dom, który był oddalony od naszego o cztery przecznice, od razu dało się usłyszeć muzykę i głośne rozmowy. Spojrzałam na uchylone drzwi prowadzące na taras. Za nimi trwała w najlepsze gruba impreza. Po zapłaceniu kierowcy udałam się pewnym krokiem do drzwi. Moim zamiarem było olśnienie całego towarzystwa. Nie zawracałam sobie głosy pukaniem czy dzwonieniem do drzwi bo byłam pewna, że i tak nikt nie zwróci na mnie uwagi. Po wejściu do środka olśniła mnie elegancja (wietrzyłam podstęp, pewnie urządziła to jego dziewczyna) wnętrz i wystroju.
- Mój Boże… to ty, Sophi?- usłyszałam za sobą cichy głos.
Odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z Alexisem i Fabregasem. Widziałam, jak błyszczały ich oczy kiedy lustrowali mnie od stóp do głów. Uśmiechnęłam się na ten widok. W niektórych sytuacjach lubiłam wodzić facetów za nos i mamić ich lekko swoim wyglądem.
- Mnie również miło jest Cię widzieć, Cesc- uśmiechnęłam się przymilnie.
- Jest i nasza gwiazda wieczoru!- za mną rozległ się głos Gerarda. Zaśmiałam się spojrzałam w jego kierunku,
- Przestań, to nie ja tu jestem gwiazdą- spojrzałam na niego znacząco.
Rozejrzałam się wokół. Każdy wzrok w tym pomieszczeniu był ulokowany w mojej postaci. Zaczynało mnie to nieco krępować, ale przyjemnie połechtało moje ego.
- Cześć, Sophi- usłyszałam za sobą ten charakterystyczny głos mojego porannego pocieszyciela.
***
Na wstępie dziękuję wam bardzo ta opinie Są dla mnie bardzo cenne i jakże budujące ;) Nie chce mi się dalej pisać, wybieram się spać xD Zaczęły mi się ferie, ale mam masę szablonów do zrobienia, więc nie będę się nudzić. Oczywiście będę czytać wszystko u Was i pisać nowości tutaj. Miałam pierwszy krytyczny moment przy pisaniu tej części, ale wszystko poszło gładko ;) Chyba pora na nowy szablon – Hm, może juto jakiś dodam? ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz