środa, 29 sierpnia 2012

009 - Just a Kiss

Poczułam, jak Cesc kładzie dłoń na moim ramieniu, chcąc okazać mi swoje wsparcie. Byłam mu wdzięczna, że stał tuż obok i dodawał mi otuchy.
Nie wierzyłam własnym oczom. Nie wiedziałam, że doczekam takiej chwili, najtrudniejszej w moim życiu.
- Nie zaprosisz nas do środka?- zapytał Mark, jak zwykle obejmując władczo matkę.
Czułam, jak pod moimi powiekami zaczynają zbierać się łzy, a jedna z nich już się uwolniła, by wolno spłynąć po moim policzku. Nie mogłam patrzeć na to, jak wyglądała moja mama. Miała na sobie szary, rozciągnięty sweter, czarne legginsy i kozaki tego samego koloru. Jej twarz była wychudzona i idealnie pasowała kolorem do jej ubrania. Nie miała ani grama makijażu, a we włosach dało się zauważyć kilka siwych pasemek.
- Dzień dobry, córeczko- powiedziała, uśmiechając się słabo.
- Proszę, niech państwo wejdą- zreflektował się Fabregas, odciągając mnie na bok.
Mark pewnym krokiem poszedł w głąb domu, a za nim niepewnie udała się matka. Ból w sercu, kiedy ją zobaczyłam, był nie do opisania. Teraz, kiedy patrzyłam na jej strach i niepewność miałam ochotę zabić tego powalonego faceta na miejscu.
- Sophi, to Twoja mama?- zapytał Cesc cicho.
Wyrwałam się ze swego rodzaju letargu i spojrzałam mu w oczy. Uśmiechnęłam się przez łzy, czując jego spojrzenie, takie ciepłe i ufne, zupełnie różne od tego czym przed chwilą uraczyli mnie moi goście.
- Tak- powiedziałam cicho, zagryzając wargę.
- Idź do nich, w końcu musicie porozmawiać. Ja zrobię kawę- pogładził dłonią moje włosy, przyglądając mi się uważnie.
- Dzięki- pocałowałam go w policzek i udałam się do salonu.
On, władczy i zimny, rozsiadł się na sofie i z cynizmem wypisanym na twarzy rozglądał się po pomieszczeniu. Obok niego usiadła skulona mama. Patrzyła tępo w jeden punkt i usiłowała powstrzymać napływające do oczu łzy.
- Po co przyjechaliście?- zapytałam chłodno, siadając w fotelu i zaplatając ręce na piersi.
- Uznaliśmy, że wyrzucenie was z domu było błędem. Chcielibyśmy, żebyście z nami wrócili- odpowiedział natychmiast mężczyzna.
Roześmiałam się. Z niedowierzania, zaskoczenia i bólu.
- Co to ma być? Ukryta kamera?- zapytałam po chwili.
- Córeczko, proszę…- zaczęła matka, ale natychmiast jej przerwałam.
- Przestań! Nie wrócę z wami, choćbyście nie wiem co robili! Jesteś pod jego wpływem, mamo, nie umiesz sama decydować, a on? Gnębi Cię psychicznie. Nie mam zamiaru nigdzie jechać, teraz tu jest mój dom, z tatą.
- Właściwie po co ty nam jesteś potrzebna?- zapytał Mark, patrząc na mnie, jak na robaka- Chcemy tylko odzyskać naszego syna- dodał.
Zamilkłam. Przerzucałam zaskoczone spojrzenia z matki na Marka i z powrotem. Zaczął do mnie docierać druzgocący fakt, oczywistość, której nie zauważyłam wcześniej.
Do domu wszedł tata z Elizą i Paco, a za nimi wpadli Gerard, Dani, Xavi, Valdes, Puyol, Alexis, Pinto, Villa, Tello, Iniesta i Leo, którzy zaoferowali się do pomocy przy wnoszeniu mebli, pewnie Messi został zaciągnięty siłą i by stwarzać pozory normalności przed ojcem. Do kompletu w salonie pojawił się Cesc z kawą.
- O mój Boże!- zerwałam się z kanapy i patrzyłam na matkę z mieszaniną niedowierzania i obrzydzenia.
- Sophi, to nie tak- jęknęła błagalnie.
W pomieszczeniu panowała kompletna cisza. Wszyscy w skupieniu i szoku przyglądali się naszej wymianie zdań.
- Jak mogłaś? Jakim prawem zrobiłaś to Santiago?! Co takiego ma w sobie ten psychopata, czego nie miał Twój poprzedni mąż?! Jak mogłaś zdradzać go od samego początku? Po co w ogóle brałaś ten ślub?- pytałam, uparcie ocierając nowe łzy, spływające mi policzkach.
- Waż na słowa, Smarkulo- warknął Mark.
- Och, zamknij się, człowieku! Nie jesteś już u siebie, nie masz tu żadnej władzy!- wrzasnęłam w jego kierunku. Obok mnie pojawił się Fabregas i przyciągnął mnie do siebie. Przytuliłam się do niego mocno, a on głaskał uspokajająco moje plecy.
- Czemu nie chcesz z nami wrócić, córeczko? Jeszcze wszystko może być jak dawniej- powiedziała słabo mama.
- Chyba sama nie wierzysz w to co mówisz. Nic już nie będzie tak jak dawniej, zrozum to w końcu! Nigdy w życiu nie wrócę do tego piekła, w którym żyłam przez kilka ostatnich lat! Nie mam zamiaru mieszkać z tym terrorystą- spojrzałam na niego jak na robaka.
- Mamo- usłyszałam cichy głos Paco.
Podbiegł do niej, a ona mocno przytuliła go do siebie. Mark pogłaskał go po głowie.
- Jest mi niedobrze, jak na was patrzę. Chcecie zabrać Paco?- zapytałam lodowatym tonem.
- Mamusiu, chcę już z wami wracać do domu. Sophi, pojedziesz z nami, prawda?- zapytał, patrząc na mnie z nadzieją.
- Nie, nigdzie nie jadę, Paco- powiedziałam dobitnie, patrząc matce prosto w oczy.
- Świetnie!- Mark poderwał się z kanapy- Możemy już iść?- warknął na swoją żonę, a ona natychmiast poderwała się na równe nogi.
- Po prostu powiedz to głośno, mamo! Puszczałaś się z nim od samego początku, a Paco to jego syn- warknęłam.
Stałam na środku salonu, twarzą w twarz z Markiem, którego oczy ciskały pioruny, ja natomiast uśmiechałam się ironicznie.
- Nigdy więcej nie podnoś na mnie ręki, nie masz do tego prawa- powiedziałam dobitnie, zatrzymując jego dłoń lecącą w moim kierunku.
- Dlaczego nie chcesz z nami jechać, Sophi?- zapytała matka dobitnie.
- Dobrze wiesz- powiedziałam cicho, kręcąc głową.
- Chociaż raz powiedz prawdę, gówniaro!- wrzasnęła.
- Mówię prawdę, mamo! To ty nie chcesz tego przyjąć do wiadomości! Tyle razy mówiłam Ci, że on mnie bije! Mówiłam, że mnie molestuje! Krzyczałam, że chciał mnie zgwałcić! Nie zareagowałaś ani razu, do cholery!- krzyczałam.
Poczułam, jak Fabregas spiął mięśnie i ruszył w kierunku Marka.
- Cesc, nie!- krzyknęłam, łapiąc go za dłoń. Spojrzał na mnie, a wściekłość w jego oczach była przerażająca. Położyłam mu dłoń na policzku, a czoło oparłam o jego obojczyk. Otoczył mnie ramionami, zamykając w bezpiecznym uścisku.
- Wynoście się stąd. Nie chcę was znać- powiedziałam cicho.
Z góry zszedł Paco, ciągnąć za sobą swoją walizkę.
- Żegnaj- powiedziała sucho matka i wraz z Markiem i ich synem zniknęła za drzwiami.
Poczułam, jak tata odrywa mnie od Cesca i przytula mocno do siebie.
- Boże, przepraszam, córeczko. Tak bardzo Cię przepraszam. Nigdy nie powinienem był dopuścić do tego wyjazdu. Przepraszam. Wszystko będzie dobrze- mówił cicho, głaszcząc moje włosy, a ja poczułam, jak powoli się uspokajam.
*
- Nareszcie!- klasnęłam w dłonie, spoglądając na ostateczny efekt naszej kilkutygodniowej pracy nad pokojem.
Naprzeciw drzwi znajdowało się duże łóżko z ciemnego drewna, przed nim stała mała ława bez oparcia, obita na bordowo, a przed nią na podłodze rzucony był kremowy dywan. Po dużym oknem znajdowało się biurko, a pod przeciwną ścianą stała duża długa szafa, obok drzwi do łazienki. We wnęce ustawione były sofa, dwa fotele i ława, dwie stojące lampy i znów dywan, tym razem bordowy. Obok drzwi do pokoju stał duży regał.
- Pięknie nam to wyszło- powiedział Cesc, szturchając mnie lekko w ramię.
Położyliśmy się na łóżko i włączyliśmy telewizor, wiszący naprzeciw, między drzwiami, a regałem.
- Horror, popcorn i cola- powiedzieliśmy równocześnie.
Siedzieliśmy tak, oglądając głupawe filmy, aż w końcu, nie wiedząc kiedy, zasnęliśmy.
*
- To tyle na dzisiaj, panowie- ogłosił tata, a piłkarze posłusznie udali się do szatni.
- Spotkamy się w domu- powiedziałam, dając mu do zrozumienia, że wracam sama.
Po wczorajszym dniu i kolejnej porcji zbolałych spojrzeń od Leo postanowiłam z nim pogadać. Nie byłam w stanie znieść tej ciągłej ciszy.
Oparłam się o ścianę i w skupieniu obserwowałam wejście do ich szatni. Zawsze wychodził ostatni, czym ułatwił mi moje zamiary. Nie chciałam kolejnych świadków przy scenie z moim udziałem. Kłótnia z matką zdecydowanie mi wystarczyła.
- Leo!- zawołałam widząc, jak wolnym krokiem udaje się do wyjścia.
Zatrzymał się i powoli spojrzał w moim kierunku. Miałam zacięty wyraz twarzy, a on wciąż patrzył na mnie jak zaszczuty szczeniak.
- Nie uważasz, że musimy podgadać?- zapytałam, patrząc na niego wyczekująco.
- Ja…- zaczął, ale nie powiedział nic więcej.- Muszę iść- odwrócił się, z zamiarem opuszczenia budynku.
- Porozmawiaj ze mną!- krzyknęłam, wkurzona do granic możliwości.
Rzucił swoją sportową na ziemię i ruszył w moim kierunku. Pchnął mnie lekko na ścianę i stanął blisko mnie, kładąc ręce po obu stronach mojej głowy.
- Czego ty ode mnie chcesz, kobieto?- zapytał cicho, patrząc uważnie na moją twarz- Mam Cię przeprosić? Tak, masz rację, przepraszam. Źle Cię oceniłem, nie powinienem był tego robić. Ale, do cholery, Sophi- zamknął oczy i nabrał głęboko powietrza- Doprowadzasz mnie do szału tym, że spędzasz z nim tyle czasu. Świetnie się bawicie, ciągle razem jesteście. Co mam Ci powiedzieć? Że nie mogę się Ciebie pozbyć z mojej pieprzonej głowy? Odkąd Cię pierwszy raz zobaczyłem nie mogę przestać o Tobie myśleć, rozumiesz?- mówił, coraz bardziej podnosząc głos.
- Przepraszam- szepnęłam, spuszczając spojrzenie.
Niby co miałam zrobić? Powiedzieć, że czuję się tak samo? Cesc ciągle mnie namawiał do rozmowy z nim, ale wciąż uparcie twierdziłam, że to on powinien się odezwać do mnie pierwszy. A teraz? Stałam przed nim i mogłam powiedzieć mu wszystko…. A nie powiedziałam nic.
Poczułam, jak lekko unosi moją brodę. Spojrzałam prosto w jego hipnotyzujące, tajemnicze oczy i już wiedziałam, że nie ma odwrotu.
- Nie możemy…- szepnęłam- Masz żonę, Leo.
- Och, dajże spokój, kobieto z tą żoną- warknął, wkurzony- Kilka dni temu dostałem rozwód, więc nie musisz się tym martwić- uśmiechnął się łobuzersko.
 Poczułam, jak jego wargi delikatnie dotykają moich. Zadrżałam lekko, a on spojrzał na mnie wyczekująco, obawiając się mojej reakcji. Zagryzłam wargę, próbując zamaskować uśmiech i spojrzałam pożądliwie na jego usta. Złapałam go za koszulkę i przyciągnęłam do siebie, zatapiając się w słodkim pocałunku. Rozchyliłam wargi, pozwalając mu na więcej. Dłońmi trzymał moje nadgarstki przygwożdżone do ściany i opierał się o mnie całym ciałem. Po chwili jego dłonie znalazły się na moich plecach i przycisnęły mocniej do niego, a ja drapałam lekko jego kark czując, jak przechodzą go lekkie dreszcze.
Oderwaliśmy się od siebie i oparliśmy się czołami, patrząc sobie w oczy z uśmiechami.
- To co? Idziemy na kawę?- zaproponował wesoło, a ja skinęłam głową, pozwalając mu złapać się za rękę.
***
Huehue, ale pojechałam, nie? xD Jakby to powiedziała moja baba od angielskiego „action-packed” odcinek xD Kurde, podoba mi się, chyba udało mi się odpowiednio oddać emocje? Czy nie?
Dla dociekliwych: Wiem, że oni się nie znają i waśnie to będą próbowali nadrobić w kolejnych odcinkach ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz