piątek, 31 sierpnia 2012

014 - Ocean Wide

Obudziłam się, czując silny, rozdzierający ból głowy. Z cichym jękiem przewróciłam się na prawy bok i dostrzegłam Fabregasa śpiącego w fotelu w dziwnej, nienaturalnej pozycji. Usmiechnęłam się rozczulona, widząc jego zaangażowanie w moje życie. Wiedziałam, że mu na mnie zależy, dlatego tak się tym wszystkim przejął.
Zachowując się najciszej jak potrafiłam, wstałam z łóżka i udałam się do łazienki, by móc wziąć prysznic. Stałam zamyślona w kabinie i długo pozwalałam, by letnia woda obmywała moje nagie ciało. Czułam ból, rozdzierający mnie od środka i nie mogłam zrobić nic, by móc go zatrzymać. wiedziałam, że mój całkowicie świeży związek z Leo został definitywnie zakończony i nie miałam szans na to, by móc to wszystko uratować. Wydawało mi się, że między nami zaczyna się tworzyć coś poważnego, że on powoli się we mnie zakochuje, tak jak działo się to w moim przypadku. Dlatego czułam się taka wykorzystana, zbrukana i porzucoa. Byłam w nim zakochana, a on na sam widok byłej narzeczonej stracił dla niej głowę. Nie rozumiałam po co robił i mówił te wszystkie rzeczy, skoro tak naprawdę chciał tylko ją.
Oparłam czoło o zimne kafelki i pozwoliłam, by z mojego gardła wydobył się szloch. Zaraz jednak przypomniałam sobie, że Cesc śpi w moim pokoju i nie chciałam, by martwił się o mnie jeszcze bardziej. Sam fakt, że natychmiast do mnie przybiegł był niesamowicie ujmujący. Cieszyłam się, że chociaż dla niego coś znaczę.
- Już nie spisz- zauważyłam, wchodząc do pokoju i widząc chłopaka stojącego przy oknie.
Kiedy tylko usłyszał mój głos, spojrzał na mnie przejęty, a sekundę później tonęłam w jego opiekuńczych i bezpiecznych ramionach.
- Cholernie mnie wczoraj przestraszyłaś tym telefonem, Mała. Byłem nieźle spanikowany, jadąc tutaj- powiedział poważnie, a mi nagle zrobiło się niesamowicie głupio. Zachowałam się jak ostatnia egoistka, obarczałam go swoimi problemami i chciałam go mieć na każde zawołanie nie myśląc o tym, że on też ma swoje życie i nie może robić wszystkiego pod moje dyktando. Tyle, że czułam się od niego uzależniona i kiedy nie było go zbyt długo w pobliżu, czułam się nieswojo.
- Ja...- zaczęłam, po czym westchnęłam i przygryzłam wargę, usiłując się nie rozpłakać- Jesteś jedyną osobą, z którą mogę tutaj porozmawiać. Przepraszam- powiedziałam cicho, ale poczułam jego palce zaciskające się na moim nadgarstku.
Podniosłam na niego spojrzenie i ujrzałam jak uśmiecha się lekko, po czym znów mnie przytula.
- Mała, przecież nie o to mi chodziło, myślałem, że wiesz. Po prostu następnym razem podawaj więcej szczegółów, żebym nie musiał tak panikować- powiedział, śmiejąc się cicho i calując mnie w czoło.
Westchnęłam z ulgą i pozwoliłam, by jedna, samotna łza wypłynęła spod mojej powieki.
*
- Zabiję go- marotał pod nosem Cesc, kiedy siedzieliśmy w samochodzie i usiłowaliśmy się przebić przez korki, by dotrzeć na trening- Przysięgam, jak mamę kocham, dopadnę gnoja i zatłukę jak psa- mruczał, a ja westchnęłam sfrustrowana.
- Fabs, ogarnij się. Nikogo nie będziesz zabijał, rozumiesz?- nakazałam surowo, a on tylko prychnął pod nosem.
W końcu wysiedliśmy pod Camp Nou i raźnym krokiem ruszyliśmy w kierunku murawy. Trzymałam go pod ramię i wszystko było w jak najlepszym porządku, dopóki nie wkroczyliśmy na boisko. Poczułam, jak mięśnie jego ramienia się napinają, a on wyrywa się z mojego uchwytu i szybkim krokiem rusza przed siebie. Zarejestrowałam tylko jak rzucił swoją torbę w lewo i z zaciśniętą pięścią ruszył w kierunku Leo. Sekundę później owa pięść wyądowała na jego twarzy, rozwalając mu nos i powalając go na trawę.
- Cesc!- krzyknęłam i podbiegłam do niego, czując łzy pod powiekami.
Wiedziałam, że wszyscy wokół, wliczając w to tatę, patrzą na nas w wielkim szoku, ale nie specjalnie się tym przejęłam. Podeszłam do Fabsa, który aż trząsł się ze złości i objęłam go w pasie, układają głowę na jego obojczyku. Po krótkiej chwili odwzajemnił uścisk, ale wiedziałam, że piorunuje Messiego wzrokiem.
- Fabregas! Co, do cholery?!- zapytał wkurzony do granic możliwości Leo, ocierając rękawem krew lecącą z nosa.
Poczułam jak znów się spina, ale ułożyłam dłonie na jego policzkach i zmusiłam, by na mnie spojrzał.
- Francesc, proszę Cię, wystarczy. Ojciec może cię zawiesić. Przez niego nie warto- zmierzyłam Messiego nienawistnym spojrzeniem i pociągnęłam przyjaciela za dłoń, by mógł w końcu udać się do szatni i zmienić strój na treningowy.
*
Od nieprzyjemnego incydentu z Leo minęło kilka tygodni, a ja byłam w stanie spokojnie stwierdzić, że nie czuję do nego nic, poza niechęcią. Podczas pracy zachowywałam się całkowicie profesjonalnie, nie pozwalałam, by moje życie prywatne wpływało na nasze relajce zawodowe. Przy moim boku ciągle kręcił się Alexis, ale skrupulatnie go zbywałam, przekonując się do faktu, że zaczynałam coś czuć do mojej bratniej duszy. Pomimo tego, że bardzo tego nie chciałam, nie mogłam nic poradzić na to, że z każdym dniem kochałam go mocniej jako przyjaciela, ale również jako mężczyznę. Był zawsze przy mnie, dbał o mnie, nie chciał mnie zmienić. Powtarzał, że mocno mnie kocha, że jestem dla niego najważniejsza, a ja coraz mocniej mu wierzyłam.
Jednego z wielu gorących majowych wieczorów leżałam w pokoju i znudzona przeglądałam serwisy plotkarskie, drzwi do mojego pokoju się otworzyły i stanął w nich rozpromieniony Fabregas. Na jego widok uśmiechnęłam się szeroko i poczułam łaskotanie motylków w brzuchu, jednak nie dałam tego po sobie poznać.
- Sophi, Kochanie.... Zrobiłem to!- wykrzyknął podekscytowany.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego uważnie.
- Co zrobiłeś?- zapytałam, znów się uśmiechając. Był szczęśliwy, a mnie to wystarczało.
- Zaprosiłem Emily na randkę!- krzyknął, a ja poczułam się, jakby ktoś z całej siły wyrwał mi serce z piersi, rzucił nim o ścianę, a potem umieścił z powrotem na swoim mijescu.
- Co?- zapytałam głucho, a on usiadł naprzeciw mnie i złapał mnie za dłonie.
- Emily, pamiętasz ją? Jest jedną z naszych opiekunek medycznych. Już wiele razy próbowałem do niej zagadać, ale zawsze jakoś brakowało mi odwagi, ale dzisiaj... Obudziłem się rano i powiedziałem sobie, że muszę to zrobić! Więc poszedłem do niej, porozmawiałem... I zgodziła się!- mówił radośnie, ale kiedy spojrzał na moją twarz, zrzedła mu mina.- Nie cieszysz się?- zapytał ze smutkiem.
- No coś ty, Cesc! Jasne, że się cieszę, jasne. Ale teraz chyba... Chyba musisz iść do domu i przygotować się do wielkiego dnia- ponagliłam go, wkładając wszystkie siły w to, by nie wybuchnąć płaczem i zmusić mięśnie twarzy do uśmiechu.
- Tak, masz rację. Muszę się wyspać. Dzięki, Mała. Kocham Cię- pocałował mnie w policzek i zniknął.
Kiedy tylko usłyszałam trzaśnięcie drzwi wejściowych rzuciłam się na poduszki, a z mojego gardła wydobył się najgłośniejszy i najbardziej rozpaczliwy szloch w moim życiu.
***
Wróciłam! Wyjazd do Barcelony był nieziemsko inspirujący, możliwość stania na trybunach i patrzenie na murawę Camp Nou obudziły we mnie tę miłość ze zdwojoną siłą. To było tak niesamowite, że każdy fan powinien to przeżyć co najmniej raz w swoim życiu. Moje serce aż się rwie i już teraz wiem, że tam wrócę. Każdy kto tam był wraca :D
Barcelona to chyba jedno z najpiękniejszych miast, jakie widziałam. Nie zawaham się nawet stwierdzić, że jest najpiękniejsze, jest cudowne :D Wszystko co tam zobaczyłam, co tam przeżyłam, było tak nieprawdopodobne, że nie mogłam się nie zakochać w najcudowniejszym miejscu na ziemi :)
Ale, ale, wróćmy z egzotycznej podróży. Podczas drogi porotnej (32 godziny!) nie spałam nawet pięciu minut, więc myślałam. Zastanawiałam się jak chciałabym kontynuować tę historię. Okazuje się, że po tylu latach jestem jeszcze w stanie coś wymyślić xD Być może wyda się wam to za szybko lub coś w tym stylu, ale obiecuję zwolnić w następnym odcinku :D
Witajcie z powrotem - tęskniłam za wami ;*

środa, 29 sierpnia 2012

013 - Can't Stop These Tears

Poczułam ciepłe promienie słońca łaskoczące lekko moje powieki. Przewróciłam się na drugi bok i otworzyłam oczy. Uśmiechnęłam się szeroko na widok śpiącego Leo. Jego włosy były rozrzucone lekko po poduszce, usta uchylone, twarz spokojna, a oddech miarowy. Delikatnie i najciszej jak potrafiłam założyłam na siebie bieliznę, a na to białą koszulę Leo. Zaśmiałam się cicho, zamykając za sobą drzwi. Scena, niczym z jakiejś taniej telenoweli.
Wolnym krokiem przemierzałam dom, zaglądając z zaciekawieniem do wszystkich pomieszczeń. Właściwie nie znalazłam nic niepokojącego, normalny dom, jakie ma wielu ludzi. Niemalże tanecznym krokiem wpadłam do kuchni, której odnalezienie zajęło mi moment i nastawiłam wodę, gotowa zaparzyć kawę.
Uśmiech wciąż nie schodził z mojej twarzy. Pierwszy raz od kilku lat czułam się prawdziwą, kochaną kobietą. Leo sprawiał, że czułam się podziwiana i doceniana. Moje serce aż wyrywało się ku niemu, a myśli wciąż były przez niego zajęte.
Z rozmyślań wyrwał mnie natarczywy dźwięk dzwonka do drzwi. Zaskoczona poszłam otworzyć.
- Cześć, Stary. Przyszedłem po…- zaczął, ale urwał, gdy tylko mnie dojrzał.
Zacisnął usta w cienką linię i zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu. Zmarszczył czoło i pokręcił przecząco głową. Nagle poczułam się głupio – stałam przed nim w samej koszuli i nie wiedziałam co zrobić.
- Alex…- szepnęłam błagalnie i złapałam go za przedramię, kiedy chciał odejść.
Spojrzał najpierw na moją dłoń zaciśniętą na swojej ręce, a potem prosto w moje oczy. Niemalże zrobiłam krok w tył, czując ten wzrok. Był pełen smutku i cierpienia, a zarazem determinacji i zazdrości.
- Spałaś z nim… mogłem się tego spodziewać- prychnął pod nosem.
- Alexis, posłuchaj mnie…- zaczęłam, po czym westchnęłam przeciągle- Wiem, że utrata Syndill była dla Ciebie bardzo bolesnym przeżyciem i że chcesz sobie ułożyć na nowo życie, być może na siłę. Ale ja nie jestem nią, zrozum- powiedziałam błagalnie- Nie kochasz mnie, tylko ją, po prostu chcesz to w kimś ulokować.
- Skąd ty możesz wiedzieć, co ja czuję?- warknął znienacka, przypierając mnie do muru.
Otworzyłam usta, ale zaraz je zamknęłam. Uświadomiłam sobie, że nie umiałam mu odpowiedzieć.
- Kocham Leo…- szepnęłam po chwili.
- Wiem, Sophi…- mruknął, łapiąc w palce niesforny kosmyk moich włosów i zakładając mi je za ucho- nie mam zamiaru nic niszczyć, stawać między wami. Po prosu wiedz, że będę spokojnie czekał. Gdybyś czegoś potrzebowała to wystarczy jedno Twoje słowo…- szeptał tuż przy moim uchu, a ja przymknęłam oczy i poczułam łzę, wypływającą spod mojej powieki. Złożył na moim policzku pocałunek, delikatny niczym uśnięcie skrzydeł motyla i oddalił się pospiesznie, ani razu nie patrząc za siebie.
*
- Mój Boże… co tu robisz?- zapytał zaskoczony brunet, patrząc na drobną, rudowłosą kobietę stojącą w progu jego domu z lekkim uśmiechem błąkającym się po ustach.
- Też się cieszę, że Cię widzę, Dave- odpowiedziała i przytuliła się do niego, co natychmiast odwzajemnił.
- Co Cię sprowadza z powrotem do Hiszpanii?- zapytał zaciekawiony, stawiając na stole dwie kawy.
Dziewczyna niespiesznie sięgnęła po naczynie z płynem i upiła kilka łyków, patrząc w skupieniu przed siebie i marszcząc brwi.
- Słyszałam, że Leo się rozwiódł- powiedziała w końcu, wbijając swoje zielone oczy w mężczyznę siedzącego obok.
Poczuł się lekko zakłopotany, poznając prawdziwy powód jej powrotu, chociaż tak naprawdę to właśnie tego się spodziewał. Czuł, że nie wróciła tutaj po to, żeby z nim porozmawiać, lecz po to, by odzyskać utraconą miłość. Zmartwił go fakt, że w całą tę sytuację zdążyła wplątać się panna Guardiola. Bardzo ją polubił i nie chciał by cierpiała, ale wiedział też, że kiedy tylko Leo i jego najlepsza przyjaciółka staną twarzą w twarz, to w Messim obudzą się dawne uczucia.
- Posłuchaj mnie bardzo uważnie- złapał jej drobne dłonie w swoje i wzrokiem odnalazł jej spojrzenie- Leo to mój najlepszy przyjaciel. Nikt nie wie lepiej przez co on przeszedł. Teraz, kiedy ta pijawa w końcu się od niego odczepiła, stanął na nogi. On kogoś ma…- zakończył cicho. W jej pięknych oczach natychmiast pojawiły się łzy i ból, który oglądał tak wiele razy.
- Ja go kocham, David, tak bardzo go kocham. Wiem, że on do mnie czuje to samo, po prostu się zagubił. Proszę Cię, pomóż mi go odzyskać- wyszlochała cichutko.
Przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił. Chciał, by chociaż na chwilę poczuła się bezpieczna i potrzebna.
- Pomogę Ci, obiecuję- szepnął, gładząc lekko jej rude loki.
*
- No postaw mnie! Muszę się ubrać, wariacie! Tata mnie zabije, jeśli znów nie wrócę na noc- prosiłam, śmiejąc się jak głupia, kiedy Leo łaskotał mnie jak szalony, nie pozwalając mi ubrać sukienki i pojechać do domu.
Nagle rozbrzmiał dźwięk dzwonka.
- Musisz iść otworzyć- zaśmiałam się.
- To jeszcze nie koniec- zagroził i po skradnięciu pocałunku udał się na dół, co pozwoliło mi się w końcu ubrać.
Byłam pewna, że to znów któryś z zawodników Barcelony przyplątał się do Messiego, żeby skontrolować co się dzieje.
Schodząc po schodach stwierdziłam, że do moich uszu dobiega damski głos.
- Co ty tu robisz?- zapytał cicho Leo.
Stanęłam za nim i z uśmiechem spojrzałam na rudowłosą dziewczynę, stojącą naprzeciw mnie. Ona natomiast rzuciła w moim kierunku krótkie, lodowate spojrzenie.
Zdezorientowana przerzucałam wzrok do jednego do drugiego i czułam, że powoli ogarnia mnie strach. Sposób, w jaki on na nią patrzył… Nigdy nie patrzył tak na mnie.
- Wróciłam…- powiedziała cicho.
- Przedstawisz mnie?- zapytałam, przerywając tę dziwną atmosferę.
- Ach, tak, przepraszam…- westchnął Leo, patrząc na mnie… Jakbym była w tym momencie zbędna. Miałam ochotę wybiec stamtąd z płaczem, ale całą siłą woli się powstrzymywałam- Sophi, to jest Aimee Ferrer. Aimee, To Sophia Guardiola, moja… Przyjaciółka- wyrzucił z siebie, a ja odsunęłam się od niego, niczym rażona prądem.
- Cóż…- warknęłam, zakładając buty- W takim razie twoja przyjaciółka już sobie pójdzie. Nie będę wam przeszkadzać- trzasnęłam drzwiami i ruszyłam przed siebie, a spływające łzy niemalże całkowicie ograniczały mi widoczność.
*
- Co się stało?- zapytał tata, kiedy znalazłam się w domu.
- Nie chcę o tym rozmawiać- mruknęłam i nie zwracając na niego większej uwagi pobiegłam do pokoju.
W pośpiechu pozbyłam się tej przeklętej sukienki i natychmiast pobiegłam do łazienki, by móc wziąć prysznic. Łzy ani na chwilę nie przestawały płynąć, chociaż cały czas pytałam siebie dlaczego w ogóle płaczę. Nie było między nami żadnych deklaracji czy wyznań miłości, chociaż przecież wiedziałam, że zakochiwałam się w nim każdego dnia mocniej. Miałam nadzieję, że możemy mówić o sobie „para”, sam zresztą dał mi to do zrozumienia. Tymczasem pozostawałam dla niego tylko przyjaciółką. A sposób, w jaki na nią patrzył… Kim ona w ogóle była, do cholery?
Czułam, jak wściekłość i ból mieszają się ze sobą, a łzy nie przestają płynąć. Na domiar złego, wchodząc do sypialni zastałam w niej Villę. Spojrzał na mnie ze współczuciem.
- Poznałaś już Aimee?- bardziej stwierdził, niż zapytał, a ja, kompletnie go ignorując, podeszłam do szafy i naciągnęłam na siebie bluzę i grube skarpetki. Dresy i koszulkę zabrałam ze sobą uprzednio do łazienki.
- Kim ona jest?- zapytałam, lodowatym tonem.
Westchnął, jakby właśnie tego pytania oczekiwał. Nie wydawał się zaskoczony czy zmartwiony. Po prostu… Czuł współczucie.
- Aimee to była narzeczona Leo, którą zostawił dla Alice- ogłosił, a ja usiadłam na łóżku i patrzyłam na niego, nie mogąc otrząsnąć się z szoku.
- Straciłam go, prawda?- zapytałam cicho, zagryzając wargę.
Czułam przerażający ból w sercu, który pulsował i nie pozwalał zapomnieć o sobie nawet na chwilę.
- Tak naprawdę nigdy nie był Twój, Sophi- mruknął- Nie dasz rady zniszczyć tego uczucia, oni zbyt mocno się kochają. Leo nie zostawi Aimee po raz kolejny, zbyt mocno cierpiał, kiedy utracił ją pierwszy raz. Proszę Cię, okaż trochę godności i nie wchodź im w drogę- poprosił, ale wyczułam groźbę w tonie jego głosu.
- Nie mam zamiaru- zapewniłam go i otworzyłam drzwi pokoju, dając mu dobitnie do zrozumienia, że ma sobie iść.
Kiedy tylko opuścił pomieszczenie, rzuciłam się na łóżko, zanosząc się szlochem. Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer osoby, z którą pragnęłam najbardziej na świecie porozmawiać.
- Cesc? Przyjedź do mnie. Proszę- wyszlochałam, a kiedy zapewnił mnie, że już pędzi, rozłączyłam się i znów rozpłakałam.
*
- Martwię się o nią- powiedział mężczyzna, patrząc z niepokojem na swoją żonę, siedzącą obok.
Ta natomiast złapała jego dłonie i uśmiechnęła się pocieszająco.
- Spokojnie, kochanie. Oni są dorośli, poradzą sobie. Musisz jej pozwolić samej rozwiązać swoje problemy. Nie możesz całe życie robić wszystkiego za nią- pouczyła go, delikatnym i spokojnym głosem.
Westchnął, przytulając ją do siebie. Wiedział, że ma rację. Czuł jednak, że jego ukochana córeczka cierpi. Jego serce krwawiło, kiedy zobaczył ją dzisiaj zapłakaną w progu domu. Tak bardzo chciał jej pomóc. Chciał, by czuła, że ma w nim oparcie. Nie wiedział tylko jak tego dokonać.
- Gdzie jest Sophi?- nagle w salonie pojawił się przerażony Fabregas.
- Na górze- odpowiedział- Czekaj! Co się stało?- zapytał.
- Zadzwoniła do mnie z płaczem i poprosiła, żebym przyjechał- wyjaśnił pospiesznie i pobiegł na górę.
Po cichu otworzył drzwi do jej sypialni i ujrzał ją. Leżała na łóżku, zwinięta w kłębek, a jej drobnym ciałem raz po raz wstrząsały szlochy.
- Mój Boże, Aniołku…- szepnął, podchodząc do niej. Położył się obok, a ona natychmiast się w niego wtuliła- Co się stało?- odgarnął delikatnie jej kręcone włosy z twarzy, by móc się jej przyjrzeć. Była blada, a cienie pod jej oczami były niemalże fioletowe. Widział, że płakała już jakiś czas, o czym świadczyły przekrwione oczy, pełne bólu i rozpaczy.
- Leo…- mruknęła i znów zaszlochała, jakby bolało ją samo jego wspomnienie.
- Czy on coś Ci zrobił, Sophi?- z przerażeniem spojrzał prosto w jej oczy.
Widział, jak poprzedniego wieczoru ukradkiem wymknęli się z gali i wsiedli do taksówki. Cieszył się, że w końcu zdecydowali się na poważniejszy krok, ale teraz, kiedy patrzył na przyjaciółkę nie był pewien czy powinien był na to pozwolić.
- Znasz Aimee?- zapytała znienacka.
- No tak. To była narzeczona Leo…- zaczął, ale po chwili urwał, zdając sobie sprawę z tego, co doprowadziło Sophi do takiego stanu- Aimee wróciła?
- Tak- mruknęła- Leo przedstawił mnie jako swoją przyjaciółkę. No przepraszam bardzo, ale spaliśmy ze sobą, myślę, że przyjaciele tak nie robią- spojrzała na niego znacząco, a ten przytaknął- Patrzył na nią… W taki sposób, jakby była jedyną kobietą chodzącą po ziemi, jego boginią. Nie próbował mnie zatrzymać, kiedy wybiegałam z jego domu, a na domiar złego odwiedził mnie Villa, który stwierdził, że nie mam z nią szans i lepiej będzie dla wszystkich, jak dam obie spokój i odpuszczę sobie Leo- wyrzuciła z siebie, a on mocniej ją do siebie przytulił.
Nie wiedział co ma zrobić. Jak pocieszyć najdroższą dla niego kobietę na świecie. Nie wyobrażał sobie bez niej życia, a teraz, kiedy musiał patrzeć, jak przeżywa swój wielki zawód miłosny, jego serce rozpadało się na miliony kawałeczków. Chciał coś zmienić, ale zwyczajnie nie miał pojęcia co. Uznał, że najlepiej będzie, jeśli mocno ją do siebie przytuli i pozwoli, by po wyczerpującym dniu spokojnie usnęła w ramionach najlepszego przyjaciela.
***
Hej ;) Wiem, nie było mnie dość długo, ale to zasługa mojego małego wypalenia twórczego. Mam wrażenie, że to co widnieje w tym rozdziale to największy szajs, jaki napisałam, ale kiedy to czytam to wszystko wydaje mi się w porządku. Czeka nas jeszcze kilka rozdziałów na tym opowiadaniu, jesteśmy mniej więcej na półmetku. W ten oto epicki sposób zakończyłam rodzący się związek Leo i Sophii. Chyba nic bardziej żałosnego nie dało się wymyśleć. Chciałam to skasować i napisać od nowa, ale stwierdziłam, że nic lepszego nie napiszę. Błagam, potraktujcie mnie łagodnie i przepraszam za błędy, jeśli się takie pojawiły, ale nie chce mi się już tego czytać.

012 - Hero

- Pięknie! Po prostu cudownie!- zachwycała się Jimena, kiedy prezentowaliśmy jej nasz układ na Mistrzostwa Hiszpanii. Przybyliśmy sobie z Antonio piątkę. Byliśmy z siebie dumni, w końcu udało nam się opracować idealny układ w nieco ponad dwa miesiące.
- Teraz mam dla was nowe zadanie- powiedziała, nieco zakłopotana- Pojutrze jest jakaś gala, ale to nieważne. Ważne natomiast jest to, że wy na niej wystąpicie. Proponuję wystawić wam rumbę i jive- ogłosiła.
- Co? Dajesz nam dwa dni na przygotowania? Zwariowałaś?- naskoczyłam na nią.
- Nie panikuj, Sophia. Zmieńcie nieco waszą rumbę, a jive ćwiczyliście w tamtym tygodniu- uśmiechnęła się pokrzepiająco.
- Świetnie- warknęłam pod nosem, odstawiając butelkę z wodą.
- Bierzmy się do pracy- westchnął Antonio, na co skinęłam twierdząco głową.
*
Minęła godzina jedenasta, kiedy przekroczyłam próg domu. Byłam pewna, że Eliza i tata już śpią, więc starałam się zachowywać jak najciszej. Sama byłam tak zmęczona, że zastanawiałam się czy nie zasnę na stojąco. Zdziwiło mnie słabe światło dobiegające z salonu. Zaintrygowana udałam się w tamtym kierunku i spostrzegłam ojca siedzącego nieruchomo na kanapie.
- Czemu jeszcze nie śpisz?- zapytałam cicho.
- Gdzie byłaś?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
- W studio. Mamy tańczyć z Antonio na jakiejś gali pojutrze, więc musieliśmy się przygotować- mruknęłam.
- Usiądź- poprosił łagodnie.
Zdziwiona nieco jego tonem opadłam ciężko na fotel i z całej siły starałam się nie zasnąć.
- Sophi, Kochanie… Dopiero Cię odzyskałem, nie chcę znów Cię stracić. To co wtedy powiedziałem… Przepraszam, nie powinienem był dyktować Ci co masz robić lub z kim się spotykać. Dopóki to nie jest Leo, to się zgadzam- uśmiechnął się.
Poczułam łzy zbierające się w kącikach moich oczu.
- Ale tato… To jest właśnie Leo- powiedziałam płaczliwym tonem- To właśnie z nim się spotykam i to w nim się zakochałam- mruknęłam. W nagłym przebłysku przed moimi oczami pojawił się uśmiechnięty Alexis, ale natychmiast to stłumiłam.
- Boże, Sophi…- widziałam, jak zaciska pięści- Dobrze, rozumiem. Ale jeżeli między wami coś się popsuje i on będzie nieszczęśliwy to wyobrażasz sobie wtedy jego grę? Nie mogę ryzykować formy najlepszego zawodnika- mówił powoli i dobitnie, jakbym była opóźniona w rozwoju.
- A czy uważasz, że zabraniając nam spotykania się uczynisz Leo szczęśliwym?- zapytałam cicho.
Odpowiedziała mi cisza.
- Tak myślałam- mruknęłam, wstając- Przemyśl sobie to, tymczasem pozwól, że pójdę do siebie, jestem wykończona- poinformowałam go i nie czekając na odpowiedź udałam się na górę.
*
- Wstawaj!- usłyszałam krzyk, a po chwili coś ciężkiego upadło obok mnie.
Spojrzałam w tamtym kierunku i ujrzałam szczerzącego się Fabregasa.
- Spierdalaj, gościu!- walnęłam go poduszką.
- Jak możesz? Taki piękny dzień, a ty się wylegujesz? To zbrodnia, kobieto!- wyrecytował, zabierając mi kołdrę.
- Dobrze Ci mówić, bo nie miałeś wczoraj cały dzień treningu- mruknęłam, wstając powoli.
Dopiero wtedy mój wzrok padł na stojącego w drzwiach Alexisa, uśmiechającego się do mnie lekko. Od naszego wyjścia do kina minął tydzień. Od tamtej pory często ze sobą rozmawialiśmy i spędzaliśmy dużo czasu. Czułam się z tym nieco dziwnie, bo nawet z Leo nie przebywałam tak często jak z nimi.
- Skoro już tu jesteście to idziemy na zakupy- klasnęłam w dłonie, a oni jęknęli zgodnie. Zachichotałam wrednie i poszłam do łazienki, by się ubrać.
- A po co idziemy na zakupy w środku tygodnia?- zapytał Cesc, kiedy siedzieliśmy w jego samochodzie i jechaliśmy w kierunku centrum handlowego.
- Jutro występuję na jakiejś gali i muszę kupić sobie odpowiednie sukienki- odpowiedziałam.
- To nie gala tylko bal charytatywny i wręczenie jakiś nagród- odpowiedział, milczący do tej pory Alexis.
- Skąd niby wiesz?- zapytałam zaskoczona.
- Bo my wszyscy tam idziemy- odpowiedział Cesc, szczerząc się jak głupi.
Zaśmiałam się i pokręciłam głową. Ten chłopak miał tyle energii, że mógłby zasilić pół Barcelony.
*
- A ta?- zapytałam, wychodząc z przymierzalni w długiej, białej sukni na ramiączkach.
Cesc zaczął chodzić wokół mnie, niczym wielki znawca mody, a Alex opierał się niedbale o ścianę i patrzył na mnie błyszczącymi oczami.
- Uważam, że ta sukienka jest piękna i powinnaś ją kupić- wygłosił po chwili Fabregas.
- Wyglądasz cudownie- dodał Sanchez, patrząc na mnie coraz bardziej łakomym wzrokiem.
- Skoro tak mówicie- uśmiechnęłam się i zniknęłam w przymierzalni, by wrócić do poprzedniego ubioru.
*
Czuła niemiły uścisk w brzuchu. Świadomość, że zaraz da swój pierwszy od prawie pół roku występ sprawiała, że trzęsła się jak osika. Do tego fakt, że patrzył na to wszystko będzie on… To uczucie było niemalże nie do zniesienia. Cały czas ktoś szarpał jej włosy, poprawiał strój lub makijaż. Nie było przy niej nikogo, kogo mogłaby przytulić lub chociażby złapać za rękę. Westchnęła zniecierpliwiona, kiedy miła kobieta poleciła jej, żeby usiadła, bo do ich występu pozostało kilkanaście minut. Znalazła odległy kąt pomieszczenia i zaszyła się w nim, próbując skoncentrować się na przypomnieniu sobie kroków.
*
Błysk fleszy i wszechobecne krzyki drażniły jego zmysły. Stanął na moment, by przywołać na twarz sztuczny uśmiech i pozwolić się sfotografować, po czym ruszył w kierunku kolegów i wraz z nimi powtórzył czynność. Czuł się zawiedziony faktem, że nie mogła być z nim. Rozumiał, że miała dzisiaj występ i musiała przyjechać wcześniej, ale mimo wszystko… Zacisnął mocniej dłonie w pięści na myśl, że to Fabregas i Sanchez byli wczoraj z nią w tym cholernym sklepie, a nie on. W końcu to powinien być on, przecież byli parą.
Usiadł na jednym z krzeseł, ustawionych wokół dużego, okrągłego stołu. Na sali dało się słyszeć wesołe rozmowy. Pique z Thiago jak zwykle robili z siebie debili, a Sanchez błądził po sali nieobecnym wzrokiem.
- Witamy państwa na corocznym balu charytatywnym fundacji „ Hopes&Dreams”- zaczęła kobieta w średnim wieku, ubrana w długą zieloną suknię.
Nie miał zamiaru słuchać głupich podziękowań kierowanych do sponsorów, chciał po prostu znów ją zobaczyć. W pewnym momencie zaczął się zastanawiać czy ich związek w ogóle ma sens, skoro spędzają razem tak mało czasu. Jeszcze dzisiejsza rozmowa z trenerem… Mimowolnie z jego ust wyrwało się westchnięcie.
- Zaczyna się- szepnął podekscytowany Fabregas, kiedy światło na scenie przygasło, a na jej środku pojawiła się ona.
Poczuł jak odzywa się w nim zaborczość i zazdrość, na widok jej skąpego stroju. Jakim prawem inni mężczyźni oglądali ją w takim stroju? Jej zmysłowe ruchy przyprawiały go o szybsze bicie serca. Miał ochotę wbiec na tę scenę i wziąć ją w ramiona. Tego co do niej czuł nie dało się tak po prostu opisać. Wypchnął ze świadomości swoje niedorzeczne obawy i skupił się na jej występie. To co miała na sobie i sposób w jaki się poruszała… Ich spojrzenia spotkały się na krótki moment i wtedy już wiedział. W tej chwili nie liczyło się nic więcej. Ani zgromadzeni wokół ludzie, ani Fabregas aż podskakujący z ekscytacji. Tylko jej ruch. Tańczyła dla niego, jemu, w każdym momencie widać było głębokie, wszechogarniające uczucie. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Była tak piękna, że aż zapierało mu dech w piersiach. Na całym świecie nikt nie poruszał się tak jak ona. Jej ciało hipnotyzowało, urzekało, oplatało jedwabną siecią namiętności. Jego ciało zareagowało w dziki, prymitywny sposób. Pragnął jej tak, jak jeszcze nigdy niczego nie pragnął. Chciał, żeby występ się skończył i równocześnie, by trwał wiecznie. Wydawało się, że ściany hali gdzieś znikają, bowiem Sophi swoim ruchem stwarzała iluzję tajemniczego, mrocznego lasu, wodospadów, głębokich stawów i żarłocznego ognia.
Publiczność zerwała się z miejsc, aplauz był ogłuszający. Widział, jak jej kształtne usta układają się w uśmiech. Ukłonili się lekko i zniknęli za kulisami, ale widzowie domagali się więcej.
Wrócili na scenę. Zmęczeni, ale równocześnie spełnieni. Czekał ich teraz kolejny taniec, bardziej męczący. Wiedział, że jest zadowolona z pierwszego występu, jej oczy błyszczały w przygaszonym świetle niczym dwa onyksy.
*
Wróciła na scenę. Czuła się wyczerpana, ale zarazem upojona. Tym razem nie tylko dlatego, że wiedziała, iż występ udał się znakomicie, że mogła podzielić się z innymi swoim niezwykłym darem. Ale też dlatego, że gdzieś w ciemnościach czekał na nią mężczyzna. To było przerażające, a zarazem ekscytujące. Gdy dziękowała za brawa, całe jej ciało pulsowało życiem, czuła na sobie jego wzrok. Chciała jak najszybciej zejść ze sceny i pobiec do niego. W pośpiechu wpadła za kulisy, zdarła z siebie strój do tańca i założyła na siebie kupioną poprzedniego dnia sukienkę. Jej długie rzęsy rzucały smukłe cienie na opalone policzki, a czerwone usta wspaniale kontrastowały z bielą sukienki. Poprosiła stylistkę, by upięła jej włosy w kok, po czym założyła szpilki i wyszła na salę.
Nieśmiało wychyliła się zza ściany, ale kiedy zrozumiała, że nikt na nią nie patrzy, ruszyła przed siebie w kierunku stolika przy którym siedzieli jej przyjaciele i on. Chciała zobaczyć jego oczy. Przepiękne, niezwykłe i tak wygłodniałe oczy, które ją obserwowały. Wpatrywały się w nią. Oczy, które widziały ją jedną.
Dostrzegła go. Stał na uboczu i rozmawiał z kumplami. Poczuła, jak usta układają się jej w uśmiechu i ruszyła w jego kierunku. Czuła, jak zgromadzeni w pomieszczeniu patrzą na nią, a wokół podnosi się wszechobecny szept. Jedni byli zachwyceni, inni zazdrościli, ale bez wątpienia wszyscy patrzyli tylko na nią. Poczuła się lekko zawstydzona, przez co przyspieszyła kroku. Zobaczyła, jak David lustruje ją wzrokiem i uśmiecha się zachwycony, a potem mówi coś do swojego towarzysza. Ten natomiast spojrzał na nią i zamarł w bezruchu. Patrzył na najcudowniejszą, najpiękniejszą istotę, jaką kiedykolwiek było mu dane ujrzeć. Poczuł, jak całe otoczenie rozpływa się w powietrzu i zostaje tylko ona. Z nieśmiałym uśmiechem i błyskiem oczu patrzyła na niego i zagryzała lekko wargę. Przeprosił towarzyszy i podszedł do niej niespiesznie.
- Nie boisz się, że ktoś nas zobaczy, a potem gazety rozpiszą się na temat romansu trenerki i najlepszego piłkarza świata?- szepnęła, kiedy wziął ją w ramiona.
Wirowali lekko na parkiecie, a jej suknia falowała lekko. Patrzyli sobie prosto w oczy, próbując odgadnąć swoje wzajemne myśli.
Zaśmiał się cicho i pokręcił lekko głową.
- Mam gdzieś to, co będą pisali. Liczy się ten moment, ta chwila- szepnął, a ona poczuła jego ciepły oddech na lewym uchu.
Poczuła na plecach palące spojrzenie i całą siłą woli powstrzymywała się przed odwróceniem w tamtym kierunku. Doskonale wiedziała do kogo ono należy, ale nie miała najmniejszej ochoty na taką konfrontację. Bardzo polubiła Chilijczyka, ale teraz zaczynała żałować, że tak bardzo się do siebie zbliżyli. Miała wrażenie, że on na siłę doszukiwał się w niej cech Syndill. Zaczynał coś do niej czuć, a ona? Świata nie widziała poza pewnym Argentyńczykiem, który właśnie trzymał ją pewnie w swoich ramionach.
- Myślę, że powinniśmy już iść- szepnął nagle, przerywając błogą ciszę, uzupełnianą jedynie lekkimi dźwiękami muzyki.
Poczuła, że serce znów jej podskoczyło. Każda komórka w jej ciele wyrywała się ku niemu. W jego spojrzeniu tlił się ogień, któremu nie potrafiła się oprzeć. Był taki wygłodniały, taki mroczny, cały dla niej płonął. Kuszący diabeł. Stanowczo pokręciła głową.
- Cesc by…
Powstrzymał dalsze słowa, po prostu przyciskając ją mocniej do siebie. Jego oczy na moment pociemniały, dając jej do zrozumienia, że to nie było odpowiedni moment na wzmiankę o przyjacielu.
- Mam już dość słuchania o Fabregasie. Bardziej powinno Cię obchodzić tu i teraz oraz to, gdzie chcę Cię teraz zabrać- uśmiechnął się łobuzersko i pociągnął lekko w stronę wyjścia, a ona bez oporu poddała się temu.
Pochylił się i musnął jej drżące usta leciutkim pocałunkiem, którego wspomnienie pozostało na jej wargach. Miała wrażenie, że dotknął jej serca, jej duszy. Uśmiechnął się i powiedział kierowcy gdzie ma ich zawieść. Jego ciemne oczy zapłonęły ogniem. Pragnieniem.
Nie miała czasu, by rozejrzeć się po domu, w którym była pierwszy raz. Poczuła tylko, jak pospiesznie zamknął drzwi za pomocą nogi. Poczuła, jak jej plecy dotykają zimnej ściany, przez co zadrżała lekko. Schylił się. Musiał. Pachniała świeżo i rześko, jak górskie powietrze, które tak uwielbiał. Skórę miała delikatniejszą niż płatki róż. Jego ciało domagało się jej gwałtownie, niecierpliwie. Panował nad sobą, ale musiał jej dotknąć, żeby poczuć reakcję, wybuch płomienia dorównujący szalejącemu w nim pożarowi. Płonął.
Wejście po schodach zajęło im więcej, niż normalnie. Co chwilę obijali się o ściany, wciąż nie odrywając od siebie spragnionych ust. Kiedy znaleźli w sypialni poczuła, jak jego gorące palce szukają zapięcia jej sukienki. Jednym sprawnym ruchem odsunął zamek, a zwiewny materiał opadł na podłogę, pozostawiając ją w samej bieliźnie. Jego gorące, władcze usta odnalazły jej wargi. Ręce powędrowały na kark i unieruchomiły ją, tak by mógł poznać całą jej słodycz. W tym momencie stracił głowę i zaczął ją pochłaniać, przejmując inicjatywę. Przyciągnął ją jeszcze bliżej, wtulił się w nią tak mocno, że nie sposób było stwierdzić, gdzie zaczyna się jedno, a kończy drugie.
Poczuła, jak jednym sprawnym ruchem uwalnia jej włosy, a potem lekko opadają na miękką pościel.
***
Hej ;) Cóż… Co myślicie? xD Nie będzie wcale tak różowo, o nie. Spostrzegawczy zauważyli nowe zagrożenie dla Leo, a mianowicie Alexisa. Spokojnie, dla Sophii zagrożenie pojawi się w następnym odcinku. A tymczasem – podoba się? ;)
Ozilla – specjalnie dla Ciebie nie użyłam imienia Leo, więc będzie Ci łatwiej xD
PS. W tekście ukryte są linki do strojów, by lepiej było wam sobie wyobrazić wszystko ;)

011 - Can't Let You Go

Zatrzasnęłam drzwi pokoju i oparłam się o nie. Czułam, jak mocno wali moje serce, a pod powiekami zaczynają zbierać się łzy. Poczułam na sobie czyjś wzrok i prawie pacnęłam się w czoło. Kompletnie zapomniałam, że w moim pokoju są Alexis i Cesc.
- Co się stało?- zapytał przyjaciel, patrząc na mnie zatroskany.
Wdrapałam się na łóżko, wtuliłam w niego i wybuchłam płaczem.
- Ojciec powiedział mi właśnie, że mam zakaz umawiana się z piłkarzami. Jakbym miała wpływ na swoje uczucia- prychnęłam pod nosem.
Poczułam, jak Sanchez kładzie mi dłoń na ramieniu. Wtedy zrozumiałam, że cokolwiek by się nie działo, zawsze będę miała przy sobie wspierających mnie przyjaciół i kolegów, którzy pomogą mi w każdej sytuacji.
Zmęczona i rozdygotana nie poczułam nawet, jak zmorzył mnie sen.
*
Od kilku dni chodziłam naburmuszona i przygaszona. Nie odezwałam się do ojca nawet jednym słowem, chociaż on wiele razy próbował ze mną porozmawiać. W zamian za to rzuciłam się w wir przygotowań do Mistrzostw Hiszpanii. Tańczyliśmy niemalże całymi dniami z niewieloma przerwami. Na stadionie bywałam tylko wtedy kiedy musiałam i unikałam jak ognia bezpośredniej konfrontacji z Leo. Tylko Cesc i Sanchez, który zaczął się do mnie zbliżać, wiedzieli o co chodzi. Wiedziałam, że Chilijczyk ma jakiś problem, który przysłania cały jego pogląd na świat. Nie wnikałam jednak w szczegóły. Po prostu cieszył mnie fakt, że wolny czas spędzał z nami, a nie sam w ciemnym domu.
Dzisiaj byłam zmuszona pojawić się na treningu, by móc przekazać zawodnikom nowe, opracowane przeze mnie strategie. Wcale nie uśmiechał mi się pobyt na Camp Nou, szłam więc korytarzem, powłócząc nogami i opóźniając do granic możliwości moment wkroczenia na murawę i stanięcia przed drużyną, ramię w ramię z ojcem. Nagle, poczułam mocne szarpnięcie w lewo i znalazłam się w jakimś małym pomieszczeniu, twarzą w twarz z Leo.
- Unikasz mnie- stwierdził, patrząc hipnotyzująco w moje oczy.
Wciągnęłam głęboko powietrze, karcąc się w duchu, że jest w stanie tak na mnie działać, że zapominam o bożym świecie. Mogłabym całymi dniami patrzeć w te jego czekoladowe oczy i rozpływać się pod ich wpływem.
- To nie tak- szepnęłam, gładząc delikatnie dłonią jego policzek- Po prostu miałam ciężką przeprawę z tatą- czułam, jak moje gardło zaczyna się zaciskać.
Zamiast odpowiedzi pocałował mnie delikatnie, a w moim brzuchu znów do lotu poderwały się motyle. Poczułam jak przypiera mnie mocniej do ściany, a jego dłonie gładzą lekko moje plecy. Położyłam dłonie na lego karku i zaczęłam okręcać sobie na palcu jego włosy. Przymknęłam oczy i zagryzłam wargę, kiedy poczułam jego usta na szyi.
- Leo, musimy porozmawiać- mruknęłam.
Natychmiast wbił we mnie uważne spojrzenie, jakby przed chwilą nic nie miało miejsca. Nie wiedziałam jak to robił, ale byłam pełna podziwu i zaskoczona jego postawą.
- Dobrze- poddał się i łapiąc moje dłonie spojrzał mi uważnie w oczy- Co Pep znów wymyślił? Bo zgaduję, że to dotyczy także mnie- uśmiechnął się lekko.
- Ta…- mruknęłam, przymykając na chwilę oczy. Miałam wrażenie, że skorzystał z mojej nieuwagi, by znów móc mnie pocałować. Zachichotałam jak głupia, ale już po sekundzie przypomniałam sobie wątek naszej rozmowy.
- Ojciec stwierdził, że mam zakaz umawiania się i wiązania z którymkolwiek z piłkarzy- wyrzuciłam na jednym wdechu. Odpowiedziała mi grobowa cisza, więc spojrzałam zaniepokojona na mojego towarzysza.
Zacisnął usta w cienką linię i zmarszczył brwi, głęboko się nad czymś zastanawiając. Miałam cichą nadzieję, że nie każe mi teraz powiedzieć Guardioli prawdy. Chociaż właściwie to jaka była prawda? To, że się miziamy po kątach jeszcze nic nie oznacza. Prawda…?
- W takim razie mam nadzieję, że jesteś dobrą aktorką- uśmiechnął się łobuzersko- Bo czeka Cię najważniejsza rola w życiu, pani trener- mruknął, a ja niemalże wyczułam tę kpinę w jego głosie. Nabijał się ze mnie? No to zobaczymy kto kogo.
- W takim razie idziemy. Nie chcemy się przecież spóźnić- odrzekłam poważnym tonem.
Zaśmiał się i kradnąc ostatni pocałunek, wyszedł na korytarz kręcąc głową i chichrając się pod nosem.
*
- Przepraszam za spóźnienie- mój ton był tak bardzo oficjalny, że nikt, kto patrzyłby na to z zewnątrz nie domyśliłby się, że mówię do ojca.
- Cieszę się, że już jesteś- odrzekł i uśmiechnął się nieśmiało.
Nie zwróciłam na niego najmniejszej uwagi tylko w spokoju rozkładałam swoje rzeczy, podczas gdy zawodnicy kończyli trening. Widziałam, jak Messi zawzięcie dyskutuje o czymś z Villą, a ten odwraca w moim kierunku wzrok. Przewróciłam oczami. Boże, byli gorsi niż baby. Już poleciał się wygadać swojemu przyjacielowi i cierpliwie słuchał, jego zapewne głupawych rad. Musiały być głupawe, skoro jego partnerką była Panna Pizda. Nikt normalny nie związałby się z tym czarcim pomiotem.
- Cześć!- nagle koło mnie pojawił się wyszczerzony Fabregas, a tuż za nim lekko zniesmaczony Sanchez. Och, czyżbym dostrzegła cień uśmiechu?
- Też za Tobą tęskniłam- powiedziałam, całując go w policzek.
- Ja pierdoloza… Jestem zajebisty- westchnął pod nosem, a ja i Alexis, jak jeden mąż, ryknęliśmy śmiechem.
- Jesteś cudny- wydukałam przez śmiech.
- Cudna to może być woda w Licheniu, koleżanko- poinstruował mnie.
- Gdzie?- zapytał głupio Alex, zapewne zbity z tropu w równym stopniu, co ja.
- Nieważne- machnął ręką- My tu w innej sprawie, Stary- pouczył przyjaciela, po czym przeniósł swoje spojrzenie na mnie- Chcielibyśmy Cię zaprosić do kina na dzisiejszy wieczór. Mam nadzieję, że nie masz planów i pójdziesz z najpiękniejszymi, najzabawniejszymi, najlepiej grającymi kolegami do kina- wygłosił Cesc.
- Czy ty się ostatnio aby nie uderzyłeś w głowę?- zainteresowałam się- No jasne, że pójdę- walnęłam go w ramię.
- Mówiłem Ci, że jestem zajebisty- naskoczył na Alexa, kiedy oddalali się w stronę reszty drużyny.
Zaśmiałam się i pokręciłam głową. Czasami zastanawiałam się czemu właściwie jesteśmy przyjaciółmi, ale w takich momentach zawsze przypominałam sobie nasze wspólnie spędzone chwile. Rozumieliśmy się, jak mało kto na tym świecie. Spędzaliśmy razem mnóstwo czasu i dbaliśmy o siebie. Kochałam go całym sercem i nie wyobrażałam sobie życia bez niego obok.
*
Siedziałam na ławce przed kinem i szurałam obcasem w żwirku. Zastanawiałam się czy nie wystroiłam się przesadnie, w końcu to tylko wyjście do kina z przyjaciółmi. Spojrzałam na siebie krytycznym okiem; warkocz, lekki makijaż, opięta czerwona bluzka, na to zarzucona skórzana kurtka, czarne rurki i czerwone szpilki. Nie, przecież nie przesadziłam. Westchnęłam, nieco zniecierpliwiona. Alexis uprzedził, że może spóźnić się dziesięć minut, ale do Cesca to było niepodobne. Przez to kino musiałam odmówić Leo wspólnej kolacji, zadowalając się jedynie spacerem, odbytym ukradkiem, po uprzednim odczekaniu, aż ojciec pojedzie do domu. Kiedy zaproponowałam mu, żeby szedł z nami spochmurniał i stwierdził, że posiedzi w domu i może zaprosi Davida.
Podniosłam wzrok i natknęłam się na pędzącego w moim kierunku Alexa. Miał na sobie czarne trampki, spodnie i skórzaną kurtkę tego samego koloru oraz biały podkoszulek. Z jakiegoś nieznanego nawet mi powodu uśmiechnęłam się do niego szeroko i poczułam miłe ciepło rozlewające się w mim brzuchu.
- Hej, przepraszam za spóźnienie- powiedział na wstępie i pocałował mnie w policzek, dzięki czemu poczułam słodki zapach jego perfum. Były cudowne – takie mroczne i ciężkie, a zarazem urocze. Pasowały do niego idealnie.
- Daj spokój, nie szkodzi- machnęłam ręką- Martwi mnie tylko nieobecność Cesca.
- Nie dzwonił do Ciebie?- zdziwił się szczerze- Fabregas nie przyjdzie, bo ma do załatwienia jakąś ważną sprawę- wywrócił oczami, na co ja zaśmiałam się cicho- Idziemy?- zapytał, a ja w milczeniu skinęłam głową. Po uprzednim kupieniu kubła popcornu wybraliśmy oczywiście horror. Jakoś nie byłam w stanie wybrać się na komedię romantyczną, na sam ich widok rzygałam tęczą. Przez cały film nerwowo zaciskałam palce na przedramieniu mojego towarzysza. Miałam jedną słabość z tym związaną: kochałam horrory, ale panicznie się ich bałam. Dlatego zawsze wtulałam się w Cesca, a teraz znęcałam się nad ręką Sancheza.
*
Czuł, jak palce jej drobnej rączki zaciskają się nerwowo na jego ręce, gdy w filmie pojawiały się straszniejsze sceny. Nie miał dość dużo silnej woli, by skupić się na fabule wyświetlanego filmu, bo cały czas czuł jej dotyk na swojej skórze. Do jego nozdrzy wdzierał się przyjemny zapach jej perfum pomieszany z mandarynkowym szamponem. Pierwszy raz od momentu pogrzebu Sindyll jakaś kobieta wywarła na niego taki wpływ. Czuł, że zaczynają się w nim budzić silne emocje, które nieco go przerażały. Nic nie mógł jednak poradzić na to, że kiedy widział jej piękny uśmiech, słyszał perlisty śmiech lub obserwował zmarszczone brwi chciał zostać przy niej dłużej, by móc napawać się tym widokiem. Była przy tym niezwykle mądrą, delikatną i niewinną kobietą. Cesc miał rację – jeśli już raz przebywało się z nią dłużej, nie można było jej nie polubić.
*
Szliśmy ramię w ramię ulicami Barcelony i rozmawialiśmy. Właściwie nie było jakiegoś konkretnego tematu, po prostu gadaliśmy, jak to mają w zwyczaju dobrzy znajomi. Często się śmiałam, widziałam nawet, że Alex uśmiecha się coraz szerzej.
- Poczekaj chwilę- poprosił nagle i zniknął za rogiem.
Po kilku minutach pojawił się przede mną i nieśmiałym gestem wręczył mi piękną herbacianą różę.
- Dziękuję- szepnęłam, wąchając kwiat, by ukryć zakłopotanie.
Ruszyliśmy przed siebie w milczeniu. Kwietniowe noce były naprawdę ciepłe. Czułam, jak lekka bryza smaga mnie po twarzy i bawi się długimi włosami. Nagle Alex znalazł się tak blisko mnie, że idąc stykaliśmy się ramionami. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się nieśmiało, a on odwzajemnił mój gest.
- Nie chcę wracać do domu- powiedziałam nagle- Ojciec znów będzie próbował ze mną rozmawiać, a ja nie mam na to najmniejszej ochoty- mruknęłam, przygryzając wargę.
- W takim razie chodź ze mną- poprosił i ruszył w kierunku zaparkowanego nieopodal samochodu.
Posłusznie ruszyłam za nim. Zaintrygował mnie swoim zachowaniem i nagłą chęcią spędzania ze mną więcej czasu. Do tej pory uważałam, że robi to tylko dlatego, że Cesc go o to prosi. Teraz jednak, gdy w milczeniu jechaliśmy jego samochodem czułam, jak narasta we mnie ekscytacja.
- Serio?- zapytałam nieco niepewnie, kiedy stanęliśmy przed… Bramą cmentarza.
- Spokojnie, przecież Cię tam nie zakopię- zapewnił mnie cierpko- Chodź- złapał moją dłoń i pociągnął lekko za sobą.
W milczeniu przechodziłam między grobami i byłam coraz bardziej przerażona. Źródłami światła były znicze i słabo świecące, i rzadko ustawione latarnie. Mimo smutku i przygnębienia panującego w takim miejscu, było coś intrygującego w tym, że mężczyzna, ze wszystkich miejsc na ziemi, wybiera właśnie to.
W pewnym momencie puścił moją dłoń i podszedł do skromnego grobu. Przeżegnał się i zaświecił znicz, który wcześniej wziął z samochodu. Obserwowałam go dokładnie – widziałam ten pełen miłości wzrok i ciepły uśmiech, które tak mocno kontrastowały ze spływającą powoli po jego policzku łzą. Zaskoczył mnie swoją otwartością i tym, że nie wstydził się okazywać przy mnie uczuć. Chyba naprawdę mnie polubił.
Usiadł na kamiennej ławeczce stojącej naprzeciw grobu, a ja po chwili wahania robiłam to samo.
- Wiem, że chociaż Cię to ciekawiło, nie pytałaś i nie nalegałaś na wyznanie prawdziwego powodu mojego nastroju, mimo że jesteś córką trenera. Dziękuję Ci za to- powiedział cicho, wciąż wpatrując się w nagrobek.
Niepewna tego co zobaczę, podążyłam za jego spojrzeniem. Moim oczom ukazała się młoda blondynka o iście niebieskich oczach i uśmiechu anioła, którym obdarzała wszystkich, którzy tutaj przychodzili.
- Była piękna- stwierdziłam.
- Najpiękniejsza- przytaknął- Zginęła ponad rok temu w wypadku motocyklowym. Kochała te potwory i to one ją zabiły. Myślałem, że się pozbieram, ale w końcu robiło się coraz gorzej. Tylko Cesc tak naprawdę mnie wspierał i nie pozwolił na coś gorszego, niż nadmierne spożywanie alkoholu. Teraz jednak zaczynam powoli wychodzić na prostą, przynajmniej się staram- opowiadał.
- Przykro mi, Alex- położyłam dłoń na jego ramieniu, a on podniósł na mnie swoje pełne nadziei spojrzenie.
- A jak ty się trzymasz?- zapytał.
- Co masz na myśli?
- Twoja matka i ten dziwny koleś wywieźli Twojego brata na drugi koniec świata. Chyba mi nie powiesz, że wszystko jest w porządku?- zapytał cierpko.
- Bo nie jest- rzuciłam płaczliwie- Nie mogę sobie wybaczyć, że na to pozwoliłam, ale z drugiej strony on tego chciał, chciał wrócić do mamy. Oni obydwoje są jego biologicznymi rodzicami i teraz, kiedy Mark o tym wie, to nie zrobi mu żadnej krzywdy. Po prostu… Tak bardzo tęsknię za moim małym robaczkiem- poczułam spływające po policzkach łzy, ale nie miałam sił, by je otrzeć- Przed innymi udaję, że wszystko gra, że to mnie nie rusza, ale dopiero kiedy kładę się do łóżka to pozwalam sobie na łzy i rozpacz. Chyba nigdy tak mocno nie tęskniłam, ale muszę się z tym pogodzić- zakończyłam i z zaskoczeniem stwierdziłam, że Sanchez delikatnym ruchem ociera łzy z mojej twarzy.
- Chodź, odwiozę Cię- zaproponował, a ja skinęłam głową i w milczeniu udaliśmy się do samochodu.
Cała droga również minęła nam w kompletnej ciszy. Obydwoje czuliśmy, że dzisiaj padło między nami wystarczająco dużo ważnych słów.
- Dziękuję za wspaniale spędzony wieczór- powiedziałam cicho, kiedy staliśmy przed bramą.
- Tak, ja też dziękuję, wspaniale się bawiłem. No i miło jest czasem z kimś porozmawiać- dodał, uśmiechając się- Dobranoc- szepnął i pocałował mnie delikatnie w policzek. Nie czekając na moją reakcję wsiadł do samochodu i odjechał.
***
Łeeech, skończyłam xD Miałam problem z zaczęciem tego rozdziału, ale jakoś tak dostałam weny na końcówkę i dzięki temu koniec ;) Ale pojechałam w dwa fronciki, nie? Teraz wszystkie zastanawiacie się co zrobię, taa? Otóż powiem wam, że… Dowiecie się, jak będziecie czytać kolejne części, haha xD Powiem tyle, że będzie się działo ;*
Podoba wam się więcej Alexisa?
Dobra, bo Real gra i muszę poobczajać xD Oglądałyście wczorajszy mecz? Boże, myślałam, że umrę, ile emocji! Ejj, en Dani ;) Za to Tello zaskakuje mnie coraz bardziej, ale przyznam się, że od dawna w niego wierzyłam ;)
No i cóż mogę rzec o Leo? Najskuteczniejszy strzelec w historii klubu i hat trick. Jestem z niego dumna xD ;*****

010 - One

Siedzieli w jednej z wielu małych, przytulnych knajpek, znajdujących się w pobliżu stadionu, jednak ta miała w sobie specyficzną magię. Do środka schodziło się po kilku murowanych stopniach. Sufit był niskim sklepieniem kolebkowym zrobionym z cegieł, a stoliki stały w zacienionych wnękach, gdzie jedynym oświetleniem była lampa zwisająca z sufitu na starym łańcuchu. Mdłe światło wydawało się spowijać całość mgiełką tajemniczości i mroku.
Przy najbardziej oddalonym od wejścia stoliku siedzieli oni. Ich lewe dłonie leżały złączone na stole. Uśmiechali się nieśmiało i rzucali sobie ukradkowe spojrzenia. Ktoś stojący z boku mógłby pomyśleć, że zachowują się jak dzieci niepewne swoich uczuć. Oni dokładnie tak się czuli. Poznawali się, kawałek po kawałku, powoli badali zakamarki swoich dusz, zakochiwali się.
Ona, z lekko zaróżowionymi policzkami i lekko potarganymi włosami co jakiś czas rzucała w jego kierunku przeciągłe spojrzenie. W środku wciąż trzęsła się ze strachu i niepewności. Z utęsknieniem wyczekiwała jakiegoś znaku, czegoś, co rozwiałoby jej wątpliwości. Jego niski, zachrypnięty głos sprawił, że cały zamęt w jej głowie zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Czuła, że jej czekoladowe oczy mieszają się z jego, a drżenie ich dłoni jest tylko dreszczem podniecenia.
On nie mógł oderwać od niej wzroku. I to była ona? Jego nowa sympatia – o której myślał tak długo, że miał wrażenie, że stała się częścią jego życia? Nikt – a zwłaszcza on – nie zasługiwał na taką kobietę. A jednak ona sięgnęła w głąb jego duszy, poruszyła jej najbardziej tajemniczą część , coś, czego istnienia nawet nie podejrzewał.
Historie, które sobie opowiadali, były istną mieszanką emocjonalną. Z jednych śmiali się przez dłuższą chwilę, inne tworzyły atmosferę smutku i przygnębienia. Historia jej matki ściskała jego serce, niczym bezwzględna, żelazna dłoń. Czuł, że te wszystkie wydarzenia przysparzają jej wiele cierpienia, chciał jej pomóc, pocieszyć, być zawsze z nią i dla niej.
Wolnym krokiem przemierzali wąskie uliczki Barcelony. Ciągle ze sobą rozmawiali, nie mogli nacieszyć się swoim towarzystwem, chłonęli każdą chwilę spędzoną razem. Trzymali się za ręce, a ona co chwilę odwracała się do niego przodem i szła tyłem, by móc widzieć swojego rozmówcę. Trzymał ją wtedy za obydwie dłonie uważając, by się nie potknęła lub nie wywróciła. Dołeczki w policzkach dodawały jej dziecięcego uroku, chociaż była piękną, dojrzałą kobietą. Wiatr delikatnie bawił się kosmykami jej włosów, nieustannie zawiewając je na jej twarz. Marszczyła wtedy zabawnie nos i uparcie zagarniała je za ucho.
Kiedy zatrzymali się przed jej domem, musnął dłonią jej twarz w geście najdelikatniejszej pieszczoty. Poczuła, że jej ciało, od czubka głowy do palców stóp, przeszedł prąd. Spuściła rzęsy, nie chciała dać się złapać w pułapkę jego spojrzenia. Chciała, by ta chwila trwała wiecznie, nie była tylko ulotnym, mglistym wspomnieniem.
- Cudownie spędziłem ten dzień- rzekł pewnym głosem, miękkim i hipnotycznym, pięknym i kojącym- Mam nadzieję, że kiedy się rozstaniemy nie zapomnisz o mnie tak łatwo.
Zrobiła głęboki wdech. Poczuła drżenie dłoni, więc czym prędzej schowała je za plecami.
- Chciałabym, żebyś miał rację. Nie uważasz, że to wszystko było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe?
Dłonią obrysował jej twarz, muskając kciukiem delikatną skórę, podziwiając spojrzeniem doskonałość jej rysów, aż w końcu dotknął delikatnie opuszkami palców jej ust, które pod wpływem tego dotyku rozchyliły się nieco.
Jej serce omal nie stanęło. Wyksztusiła tylko:
- Nie możesz mnie tak dotykać.
Kąciki jego ust uniosły się lekko, kiedy obrysował delikatnie ich kształt.
- Nie mogę się pohamować. Nie możesz się teraz widzieć, ale z tymi rumieńcami i burzą rozwianych loków jesteś tak piękna, że patrzenie na Ciebie wręcz sprawia ból.
- Proszę, nie mów mi takich rzeczy- wyszeptała w jego dłoń, przymykając lekko oczy.
Jego głos był kuszący. Powietrze między nimi było naelektryzowane, przysięgłaby, iż słyszy trzask przelatujących iskier. Stał w milczeniu, a jego dłoń była jego największą bronią. Pastwił się nad nią, nie pozwalając na pocałunek, którego obydwoje tak pragnęli.
Przyłożył swój policzek do jej i zatracił się w zapachu jej skóry. Ona natomiast położyła zimną dłoń na jego rozgrzanej szyi. Odsunął się od niej lekko. Opierali się czołami i spoglądali głęboko w swoje oczy znów badając zakamarki swoich dusz, z lekkimi uśmiechami błąkającymi się po twarzach.
Położyła drugą dłoń na jego piersi. Poczuła bicie jego serca. Szybkie, Zdecydowane.
Poczuł, jak lekko dotyka swoimi ustami jego. Jego serce przyspieszyło rytmu, a w brzuchu uwolniły się miliony szalonych motylków. Ten pocałunek był jak muśnięcie skrzydeł jednego z nich. Wplótł dłoń w jej długie włosy i pogłębił pieszczotę. Uśmiechnął się, słysząc jej lekkie westchnięcie.
- Dobranoc- szepnęła.
Nie odpowiedział. Zamiast tego znów złączył ich usta w krótkim pocałunku, pełnym pragnienia i tęsknoty.
Potem, jak gdyby nigdy nic, przeszła przez furtkę i zniknęła za drzwiami, a jego śmiech rozniósł się echem po okolicy.
*
Kolejna zgnieciona puszka wylądowała w kącie pomieszczenia. Mdłe światło wydobywające się z małej lampki było jedynym źródłem światła w pomieszczeniu. Nie przejmował się tym, że alkohol niszczy mu zdrowie i karierę, która i tak zaczęła podupadać. Trener przestał wystawiać go do pierwszego składu, nie chciał z nikim rozmawiać. Jego twarz wciąż była blada, a oczy zaczerwienione. Przyjaciele bardzo chcieli mu pomóc, ale nie wiedzieli jak. To stało się kilka miesięcy temu, a ból, zamiast odejść, stawał się nie do zniesienia. Alkohol zaczynał mu przynosić ulgę. Od kilku tygodni nie wychodził z domu, nie było go na treningach. Jedynym miejscem, w którym lubił przebywać był cmentarz. Czasami wybierał się też do Cesca, który był jego najlepszym przyjaciele, ale ten ostatnio znalazł sobie nowe zajęcie, a on poszedł w odstawkę.
Przejechał dłonią po twarzy. Znów zapomniał się ogolić. Westchnął ciężko, patrząc na zdjęcie uśmiechniętej blondynki, stojące na szklanym stoliku przed nim.
- Znów pijesz?- usłyszał zmartwiony głos tuż za sobą.
Odwrócił się i ujrzał przyjaciela, który z zaplecionymi na piersi rękami opierał się o futrynę i patrzył na niego z troską.
- A co mi pozostało?- zapytał cicho.
- Zbieraj się. Idziemy do Sophi, ona na pewno wymyśli jakieś ciekawe zajęcie- powiedział mężczyzna, szturchając go lekko w bok.
- Nie chcę tam iść. Cesc. To dom trenera, spójrz na mnie. Jestem wymięty i nietrzeźwy, nie chodzę na treningi, a teraz co? Wpadnę z towarzyską wizytą do jego córki? Proszę Cię- prychnął pod nosem, krzywiąc się lekko.
- Pep powiedział Ci już wszystko, co chciał, teraz cierpliwie na Ciebie czeka. Proszę, chodź. Na chwilę oderwij się od tych ponurych myśli- powiedział łagodnie Fabregas.
Nie chciał nigdzie iść. Dobrze było mu w tym miejscu, w którym był. Nie znał tej dziewczyny, nie chciał znać. Pamiętał, jakie zrobiła wrażenie na nich wszystkich swoją urodą. Teraz nie miało to jednak znaczenia. Jedyną kobietą, którą chciałby teraz zobaczyć była Sindyll, ale…
- A co mi tam- mruknął i udał się do łazienki.
*
Oparłam się o drzwi , a szeroki uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Czułam się, jakby mój świat zaczął kręcić się w inną stronę. Czułam przyjemne ciepło w sercu i zawirowania w brzuchu.
- Dobrze, że już jesteś- z kuchni wychyliła się Eliza- ktoś na ciebie czeka w pokoju- uśmiechnęła się ciepło i na powrót zniknęła w kuchni. Pewnie znów pichciła jakiś przysmak dla taty.
Ja natomiast, niezmiernie ciekawa kto koczuje w moim pokoju, udałam się na górę. Na kanapie zobaczyłam wylegującego się Cesca, a w fotelu siedział zamyślony Alexis.
- No nareszcie!- przyjaciel zerwał się ze swojego ciepłego gniazdka i podszedł do mnie, by mnie uściskać. Zaśmiałam się cicho. Czyżby tęsknił?
Sanchez tylko obrzucił mnie obojętnym i nieco mętnym spojrzeniem, po czym wrócił do gapienia się w ścianę.
- Gdzie byłaś?- zapytał Fabregas, mrużąc oczy.
- Na randce- mruknęłam, niby od niechcenia, po czym, chichocząc, zniknęłam za drzwiami łazienki, by nieco się odświeżyć w skoczyć w wygodniejsze ubrania czyli w szare legginsy w serduszka i ciepły, czerwony sweter. Zmyłam makijaż i wróciłam z powrotem do pokoju.
- To co, panowie? Wieczór filmowy, zgaduję. Idę na dół po jakiś popcorn, chipsy i piwo dla mnie i Alexisa, a ty, mój drogi- spojrzałam na Cesca krytycznie- Dostaniesz soczek i chrupki- zaśmiałam się na widok jego miny. Nawet na twarzy naszego nowego towarzysz pojawił się lekki uśmiech.
Po dłuższej chwili wróciłam na górę, obładowana niczym juczny osioł. Rzuciłam na łóżko całe zaopatrzenie i sama położyłam się na środku. Obok mnie niemalże natychmiast znalazł się Fabregas, usiłujący wybłagać piwo. Odepchnęłam go od siebie stanowczym ruchem i wręczyłam mu soczek. Z naburmuszoną miną wlepił wzrok w telewizor. Po namowach udało mi się skłonić Sancheza, by położył się z drugiej strony. Tak rozwaleni w skupieniu oglądaliśmy głupawy film.
*
- Chciałeś mnie widzieć?- zapytałam, wchodząc do gabinetu ojca.
Siedział za dużym, antycznym biurkiem w otoczeniu stosów papierów i regałów z książkami. Jak zwykle dumny i poważny, tym razem wlepił we mnie twarde spojrzenie.
- Usiądź, córeczko- uśmiechnął się, wskazując ręką na fotel.
Coś w jego zachowaniu kazało mi natychmiast wykonać to polecenie. Posłusznie zajęłam miejsce i wlepiłam w niego swój wzrok.
- Co się stało, tato?- zapytałam.
Przez chwilę wpatrywał się we mnie z wielką powagą, a po krótkiej chwili westchnął i przetarł czoło dłonią.
- Kocham Cię, pamiętaj o tym, Sophi. Chcę dla Ciebie jak najlepiej. Nie chciałbym, żeby to co teraz powiem miało wpływ na nasze relacje. Nie chcę niszczyć moich więzi z piłkarzami, ani stwarzać Ci niedogodnych warunków pracy. Po prostu widzę, że Cesc przesiaduje tutaj całymi dniami, dzisiaj pojawił się jeszcze Alexis…- mówił nieskładnie, jakby usiłując odpowiednio dobrać słowa.
- Spokojnie- podeszłam go i złapałam jego dłonie- Powiedz mi o co chodzi- poprosiłam łagodnie.
- Nie chcę, żebyś wiązała się z którymkolwiek piłkarzem z mojej kadry- powiedział dobitnie, a ja, niczym poparzona, natychmiast puściłam jego dłonie i cofnęłam się o kilka kroków.
- Co?- mruknęłam głucho czując, jak w moich oczach zbierają się łzy.
- Nie życzę sobie, żebyś się z którymś związała, mało ważne z którym. Potem mogą być między wami jakieś kłótnie, niedomówienia, ja mogę być oskarżony o faworyzowanie, a gdyby wasz związek się skończył to niby jak miałbym się do niego odnosić?- zapytał napastliwie.
- A co, jeżeli już jest za późno?- zapytałam chłodno i nie czekając na jego reakcję pobiegłam na górę.
***
Miałam coś ostatecznie dopisać, ale zrezygnowałam, a co xD Więcej w następnym odcinku. Ale namieszałam tym ostatnim fragmentem, nie? Kurde, musi się coś dziać, datego tak wymyślam. W ogóle… Grają z Milanem ^^

009 - Just a Kiss

Poczułam, jak Cesc kładzie dłoń na moim ramieniu, chcąc okazać mi swoje wsparcie. Byłam mu wdzięczna, że stał tuż obok i dodawał mi otuchy.
Nie wierzyłam własnym oczom. Nie wiedziałam, że doczekam takiej chwili, najtrudniejszej w moim życiu.
- Nie zaprosisz nas do środka?- zapytał Mark, jak zwykle obejmując władczo matkę.
Czułam, jak pod moimi powiekami zaczynają zbierać się łzy, a jedna z nich już się uwolniła, by wolno spłynąć po moim policzku. Nie mogłam patrzeć na to, jak wyglądała moja mama. Miała na sobie szary, rozciągnięty sweter, czarne legginsy i kozaki tego samego koloru. Jej twarz była wychudzona i idealnie pasowała kolorem do jej ubrania. Nie miała ani grama makijażu, a we włosach dało się zauważyć kilka siwych pasemek.
- Dzień dobry, córeczko- powiedziała, uśmiechając się słabo.
- Proszę, niech państwo wejdą- zreflektował się Fabregas, odciągając mnie na bok.
Mark pewnym krokiem poszedł w głąb domu, a za nim niepewnie udała się matka. Ból w sercu, kiedy ją zobaczyłam, był nie do opisania. Teraz, kiedy patrzyłam na jej strach i niepewność miałam ochotę zabić tego powalonego faceta na miejscu.
- Sophi, to Twoja mama?- zapytał Cesc cicho.
Wyrwałam się ze swego rodzaju letargu i spojrzałam mu w oczy. Uśmiechnęłam się przez łzy, czując jego spojrzenie, takie ciepłe i ufne, zupełnie różne od tego czym przed chwilą uraczyli mnie moi goście.
- Tak- powiedziałam cicho, zagryzając wargę.
- Idź do nich, w końcu musicie porozmawiać. Ja zrobię kawę- pogładził dłonią moje włosy, przyglądając mi się uważnie.
- Dzięki- pocałowałam go w policzek i udałam się do salonu.
On, władczy i zimny, rozsiadł się na sofie i z cynizmem wypisanym na twarzy rozglądał się po pomieszczeniu. Obok niego usiadła skulona mama. Patrzyła tępo w jeden punkt i usiłowała powstrzymać napływające do oczu łzy.
- Po co przyjechaliście?- zapytałam chłodno, siadając w fotelu i zaplatając ręce na piersi.
- Uznaliśmy, że wyrzucenie was z domu było błędem. Chcielibyśmy, żebyście z nami wrócili- odpowiedział natychmiast mężczyzna.
Roześmiałam się. Z niedowierzania, zaskoczenia i bólu.
- Co to ma być? Ukryta kamera?- zapytałam po chwili.
- Córeczko, proszę…- zaczęła matka, ale natychmiast jej przerwałam.
- Przestań! Nie wrócę z wami, choćbyście nie wiem co robili! Jesteś pod jego wpływem, mamo, nie umiesz sama decydować, a on? Gnębi Cię psychicznie. Nie mam zamiaru nigdzie jechać, teraz tu jest mój dom, z tatą.
- Właściwie po co ty nam jesteś potrzebna?- zapytał Mark, patrząc na mnie, jak na robaka- Chcemy tylko odzyskać naszego syna- dodał.
Zamilkłam. Przerzucałam zaskoczone spojrzenia z matki na Marka i z powrotem. Zaczął do mnie docierać druzgocący fakt, oczywistość, której nie zauważyłam wcześniej.
Do domu wszedł tata z Elizą i Paco, a za nimi wpadli Gerard, Dani, Xavi, Valdes, Puyol, Alexis, Pinto, Villa, Tello, Iniesta i Leo, którzy zaoferowali się do pomocy przy wnoszeniu mebli, pewnie Messi został zaciągnięty siłą i by stwarzać pozory normalności przed ojcem. Do kompletu w salonie pojawił się Cesc z kawą.
- O mój Boże!- zerwałam się z kanapy i patrzyłam na matkę z mieszaniną niedowierzania i obrzydzenia.
- Sophi, to nie tak- jęknęła błagalnie.
W pomieszczeniu panowała kompletna cisza. Wszyscy w skupieniu i szoku przyglądali się naszej wymianie zdań.
- Jak mogłaś? Jakim prawem zrobiłaś to Santiago?! Co takiego ma w sobie ten psychopata, czego nie miał Twój poprzedni mąż?! Jak mogłaś zdradzać go od samego początku? Po co w ogóle brałaś ten ślub?- pytałam, uparcie ocierając nowe łzy, spływające mi policzkach.
- Waż na słowa, Smarkulo- warknął Mark.
- Och, zamknij się, człowieku! Nie jesteś już u siebie, nie masz tu żadnej władzy!- wrzasnęłam w jego kierunku. Obok mnie pojawił się Fabregas i przyciągnął mnie do siebie. Przytuliłam się do niego mocno, a on głaskał uspokajająco moje plecy.
- Czemu nie chcesz z nami wrócić, córeczko? Jeszcze wszystko może być jak dawniej- powiedziała słabo mama.
- Chyba sama nie wierzysz w to co mówisz. Nic już nie będzie tak jak dawniej, zrozum to w końcu! Nigdy w życiu nie wrócę do tego piekła, w którym żyłam przez kilka ostatnich lat! Nie mam zamiaru mieszkać z tym terrorystą- spojrzałam na niego jak na robaka.
- Mamo- usłyszałam cichy głos Paco.
Podbiegł do niej, a ona mocno przytuliła go do siebie. Mark pogłaskał go po głowie.
- Jest mi niedobrze, jak na was patrzę. Chcecie zabrać Paco?- zapytałam lodowatym tonem.
- Mamusiu, chcę już z wami wracać do domu. Sophi, pojedziesz z nami, prawda?- zapytał, patrząc na mnie z nadzieją.
- Nie, nigdzie nie jadę, Paco- powiedziałam dobitnie, patrząc matce prosto w oczy.
- Świetnie!- Mark poderwał się z kanapy- Możemy już iść?- warknął na swoją żonę, a ona natychmiast poderwała się na równe nogi.
- Po prostu powiedz to głośno, mamo! Puszczałaś się z nim od samego początku, a Paco to jego syn- warknęłam.
Stałam na środku salonu, twarzą w twarz z Markiem, którego oczy ciskały pioruny, ja natomiast uśmiechałam się ironicznie.
- Nigdy więcej nie podnoś na mnie ręki, nie masz do tego prawa- powiedziałam dobitnie, zatrzymując jego dłoń lecącą w moim kierunku.
- Dlaczego nie chcesz z nami jechać, Sophi?- zapytała matka dobitnie.
- Dobrze wiesz- powiedziałam cicho, kręcąc głową.
- Chociaż raz powiedz prawdę, gówniaro!- wrzasnęła.
- Mówię prawdę, mamo! To ty nie chcesz tego przyjąć do wiadomości! Tyle razy mówiłam Ci, że on mnie bije! Mówiłam, że mnie molestuje! Krzyczałam, że chciał mnie zgwałcić! Nie zareagowałaś ani razu, do cholery!- krzyczałam.
Poczułam, jak Fabregas spiął mięśnie i ruszył w kierunku Marka.
- Cesc, nie!- krzyknęłam, łapiąc go za dłoń. Spojrzał na mnie, a wściekłość w jego oczach była przerażająca. Położyłam mu dłoń na policzku, a czoło oparłam o jego obojczyk. Otoczył mnie ramionami, zamykając w bezpiecznym uścisku.
- Wynoście się stąd. Nie chcę was znać- powiedziałam cicho.
Z góry zszedł Paco, ciągnąć za sobą swoją walizkę.
- Żegnaj- powiedziała sucho matka i wraz z Markiem i ich synem zniknęła za drzwiami.
Poczułam, jak tata odrywa mnie od Cesca i przytula mocno do siebie.
- Boże, przepraszam, córeczko. Tak bardzo Cię przepraszam. Nigdy nie powinienem był dopuścić do tego wyjazdu. Przepraszam. Wszystko będzie dobrze- mówił cicho, głaszcząc moje włosy, a ja poczułam, jak powoli się uspokajam.
*
- Nareszcie!- klasnęłam w dłonie, spoglądając na ostateczny efekt naszej kilkutygodniowej pracy nad pokojem.
Naprzeciw drzwi znajdowało się duże łóżko z ciemnego drewna, przed nim stała mała ława bez oparcia, obita na bordowo, a przed nią na podłodze rzucony był kremowy dywan. Po dużym oknem znajdowało się biurko, a pod przeciwną ścianą stała duża długa szafa, obok drzwi do łazienki. We wnęce ustawione były sofa, dwa fotele i ława, dwie stojące lampy i znów dywan, tym razem bordowy. Obok drzwi do pokoju stał duży regał.
- Pięknie nam to wyszło- powiedział Cesc, szturchając mnie lekko w ramię.
Położyliśmy się na łóżko i włączyliśmy telewizor, wiszący naprzeciw, między drzwiami, a regałem.
- Horror, popcorn i cola- powiedzieliśmy równocześnie.
Siedzieliśmy tak, oglądając głupawe filmy, aż w końcu, nie wiedząc kiedy, zasnęliśmy.
*
- To tyle na dzisiaj, panowie- ogłosił tata, a piłkarze posłusznie udali się do szatni.
- Spotkamy się w domu- powiedziałam, dając mu do zrozumienia, że wracam sama.
Po wczorajszym dniu i kolejnej porcji zbolałych spojrzeń od Leo postanowiłam z nim pogadać. Nie byłam w stanie znieść tej ciągłej ciszy.
Oparłam się o ścianę i w skupieniu obserwowałam wejście do ich szatni. Zawsze wychodził ostatni, czym ułatwił mi moje zamiary. Nie chciałam kolejnych świadków przy scenie z moim udziałem. Kłótnia z matką zdecydowanie mi wystarczyła.
- Leo!- zawołałam widząc, jak wolnym krokiem udaje się do wyjścia.
Zatrzymał się i powoli spojrzał w moim kierunku. Miałam zacięty wyraz twarzy, a on wciąż patrzył na mnie jak zaszczuty szczeniak.
- Nie uważasz, że musimy podgadać?- zapytałam, patrząc na niego wyczekująco.
- Ja…- zaczął, ale nie powiedział nic więcej.- Muszę iść- odwrócił się, z zamiarem opuszczenia budynku.
- Porozmawiaj ze mną!- krzyknęłam, wkurzona do granic możliwości.
Rzucił swoją sportową na ziemię i ruszył w moim kierunku. Pchnął mnie lekko na ścianę i stanął blisko mnie, kładąc ręce po obu stronach mojej głowy.
- Czego ty ode mnie chcesz, kobieto?- zapytał cicho, patrząc uważnie na moją twarz- Mam Cię przeprosić? Tak, masz rację, przepraszam. Źle Cię oceniłem, nie powinienem był tego robić. Ale, do cholery, Sophi- zamknął oczy i nabrał głęboko powietrza- Doprowadzasz mnie do szału tym, że spędzasz z nim tyle czasu. Świetnie się bawicie, ciągle razem jesteście. Co mam Ci powiedzieć? Że nie mogę się Ciebie pozbyć z mojej pieprzonej głowy? Odkąd Cię pierwszy raz zobaczyłem nie mogę przestać o Tobie myśleć, rozumiesz?- mówił, coraz bardziej podnosząc głos.
- Przepraszam- szepnęłam, spuszczając spojrzenie.
Niby co miałam zrobić? Powiedzieć, że czuję się tak samo? Cesc ciągle mnie namawiał do rozmowy z nim, ale wciąż uparcie twierdziłam, że to on powinien się odezwać do mnie pierwszy. A teraz? Stałam przed nim i mogłam powiedzieć mu wszystko…. A nie powiedziałam nic.
Poczułam, jak lekko unosi moją brodę. Spojrzałam prosto w jego hipnotyzujące, tajemnicze oczy i już wiedziałam, że nie ma odwrotu.
- Nie możemy…- szepnęłam- Masz żonę, Leo.
- Och, dajże spokój, kobieto z tą żoną- warknął, wkurzony- Kilka dni temu dostałem rozwód, więc nie musisz się tym martwić- uśmiechnął się łobuzersko.
 Poczułam, jak jego wargi delikatnie dotykają moich. Zadrżałam lekko, a on spojrzał na mnie wyczekująco, obawiając się mojej reakcji. Zagryzłam wargę, próbując zamaskować uśmiech i spojrzałam pożądliwie na jego usta. Złapałam go za koszulkę i przyciągnęłam do siebie, zatapiając się w słodkim pocałunku. Rozchyliłam wargi, pozwalając mu na więcej. Dłońmi trzymał moje nadgarstki przygwożdżone do ściany i opierał się o mnie całym ciałem. Po chwili jego dłonie znalazły się na moich plecach i przycisnęły mocniej do niego, a ja drapałam lekko jego kark czując, jak przechodzą go lekkie dreszcze.
Oderwaliśmy się od siebie i oparliśmy się czołami, patrząc sobie w oczy z uśmiechami.
- To co? Idziemy na kawę?- zaproponował wesoło, a ja skinęłam głową, pozwalając mu złapać się za rękę.
***
Huehue, ale pojechałam, nie? xD Jakby to powiedziała moja baba od angielskiego „action-packed” odcinek xD Kurde, podoba mi się, chyba udało mi się odpowiednio oddać emocje? Czy nie?
Dla dociekliwych: Wiem, że oni się nie znają i waśnie to będą próbowali nadrobić w kolejnych odcinkach ;)

008 - Need You Now

Z krainy snów brutalnie wyrwał mnie dźwięk budzika. Z głośnym jękiem obróciłam się na drugą stronę, ale po kilku sekundach otworzyłam oczy. Byłam niemalże pewna, że to nie ja nastawiłam wrzask tego potwora. Wyciągnęłam w jego stronę dłoń i po kilku dość nieudolnych próbach udało mi się go uciszyć. Po opanowaniu mdłości i uspokojeniu zawrotów głowy spojrzałam na szafkę nocną. Stały na niej woda mineralna, tabletki przeciwbólowe i biała, zgięta w pół kartka. Szybko sięgnęłam po leki i czym prędzej je połknęłam. Opróżniłam niemalże całą butelkę wody i opadłam ciężko na poduszki. Po kilku minutach byłam w stanie przeczytać treść wiadomości, która, jak się okazało, była od ojca.
„Sophi,
Zarząd zgodził się na przyjęcie Cię na stanowisko asystenta trenera FC Barcelony, co oznacza, że teraz pracujesz da mnie. Zlitowałem się i nastawiłem budzik – błagam, bądź na czas. Trening zaczyna się o 11.00, mam nadzieję zobaczyć Cię w wyśmienitej formie, dlatego przyniosłem dla Ciebie tabletki.
Kocham,
Tata”

Uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym szybko spojrzałam na zegarek. Miałam niecałą godzinę. Szybko wygrzebałam się z pościeli i stanęłam pod prysznicem. Zbawienne krople ciepłej wody otulały moje ciało, a truskawkowy żel pod prysznic dodawał otuchy. Po skończonej toalecie szybko wbiłam się w szare dresy, czarne adidasy, biały, mocno dopasowany podkoszulek na ramiączkach, a na to zarzuciłam czarną bluzę. Włosy zaplotłam w warkocz i zrobiłam lekki makijaż. Zbiegłam na dół. W całym domu panowała upiorna wręcz cisza. Dopiero po chwili, jako, że mój mózg pracował na bardzo zwolnionych obrotach, uświadomiłam sobie, że Paco jest w szkole, a Eliza pewnie w pracy. Szybko porwałam z kuchni kiść ciemnych winogron i wyszłam na ulicę. Ciepłe słońce przyjemnie ogrzewało Barcelońskie ulice, a na mojej twarzy, pomimo ogólnie rzecz ujmując kaca, pojawił się promienny uśmiech. Rozsunęłam bluzę i raźnym krokiem ruszyłam w stronę stadionu, który znajdował się raptem piętnaście minut drogi stąd.
- Cześć, tatusiu- stanęłam koło niego i pocałowałam go w policzek, na co zareagował uśmiechem.
W oddali zobaczyłam piłkarzy, którzy wykonywali ćwiczenia rozciągające. Wszyscy śmiali się, żartowali i dokazywali. Z tego tłumu wyróżniało się tylko dwóch z nich – Cesc, z powodu kaca alkoholowego, który męczył go głównie przez moje głupie problemy i Leo, zapewnie dręczony kacem moralnym, przez kilka wypowiedzianych słów, które nie powinny paść. Zacisnęłam usta i całą siłą woli zmusiłam się do tego, by nie patrzeć w jego kierunku. Ze szczerym uśmiechem podbiegłam do Fabregasa, stojącego w samym centrum i rzuciłam mu się w ramiona, co skwitował perlistym śmiechem i mocnym uściskiem. Poczułam jego perfumy. Pachniał inaczej, ostrzej, bardziej dojrzale. Ten aromat zdecydowanie bardziej do niego pasował, niż słodycz bijąca z wody toaletowej Gerarda, którą czułam dość wyraźnie, nawet stojąc dwa metry dalej i wtulając się w Cesca.
- Tęskniłaś za mną, Mała?- zapytał mężczyzna, poruszając brwiami.
- Jasne, że tak, Mały- odgryzłam się, na co Alves i Puyol zareagowali śmiechem- Potrzebuję dzisiaj Twojej pomocy- zagadnęłam, nie tracąc czasu.
- Zamieniam się w słuch- spojrzał na mnie z całą swoją uwagą.
- Muszę wyremontować ten pokój, bo, umówmy się, jestem za stara na kucyki ponny, różowe ściany i domek dla lalek. Jeśli nie masz żadnych planów po treningu to chciałam zapytać czy mogę liczyć na Twoją pomoc w doborze kolorów, dodatków i innych pierdół z tym związanych- zrobiłam maślane oczka, a on tylko pokręcił głową z niedowierzaniem i uśmiechnął się szeroko.
- Musiałem zrobić na tobie piorunujące wrażenie, Guardiola- wyszczerzył się.
- Nie pochlebiaj sobie, Fabregas- trzepnęłam go w ramię- Pamiętaj co podkreśliłam w naszej wczorajszej rozmowie- uniosłam brew, oczekując na reakcję.
- Wiem, wiem, przecież coś Ci obiecałem, pamiętasz? Pojedziemy zaraz po treningu- zadecydował, a ja pokręciłam głową i zaśmiałam się cicho.
Pozwoliłam, by skupili się na treningu, a sama udałam się w kierunku taty, który zapewne miał mi wiele do zakomunikowania.
- Dziękuję, że załatwiłeś mi tę pracę, Tato. Dzisiaj wezmę się za remont mojego pokoju- powiedziałam na wstępie.
- Przyjdź do mnie to dam Ci pieniądze- mruknął, przeglądając jakieś papiery.
- Co? Nie, daj spokój. Mam pieniądze, w Kanadzie naprawdę dobrze mi płacili. W końcu razem z selekcjonerem reprezentacji doprowadziłam ich drużynę na najwyższe od piętnastu lat miejsce na Mistrzostwach Świata. Naprawdę, poradzę sobie- zapewniłam go.
Odłożył doku nety, po czym spojrzał a mnie pobłażliwie.
- Dobrze, skoro tak bardzo się upierasz to umówmy się, że podzielimy się po połowie. Ty kupisz te wszystkie… Farby, pędzle i dodatki, a ja zapłacę za meble. I nie przyjmuję odmowy- powiedział, kiedy chciałam mu przerwać- Powinienem był wyremontować ten pokój dawno temu, by mógł czekać na Ciebie – dorosłą kobietę, a nie na małą dziewczynkę- wyczułam w jego głosie nutę nostalgii i sentymentu.
- Oj, tato- przytuliłam się do niego, uśmiechając się szeroko- Ten pokój to najmniej ważna rzecz. Ważne, że znów jesteśmy razem- westchnęłam, a on skinął głową w milczeniu.
- Dosyć tych czułości- to jego głosu stał się rzeczowy- W czasie, kiedy oni przeprowadzają rozgrzewkę, ja wprowadzę Cię w zakres Twoich obowiązków- poinformował mnie.
Wolnym krokiem przemierzaliśmy stadion dookoła, a on tłumaczył mi wszystko cierpliwie i powoli. Wiedziałam, że nie lubił siedzieć w miejscu, dlatego wcale nie dziwił mnie ten przymusowy spacer. Byłam coraz bardziej nakręcona na tę pracę, miałam mnóstwo pomysłów na nowe taktyki i metody treningowe.
*
- No weź przestań, Cesc! Ja i niebieski pokój? To się gryzie z moją osobowością, chłopie- pouczyłam go.
Od dwóch godzin chodziliśmy po sklepach, a nie kupiliśmy nic, oprócz przyrządów do malowania.
- Masz rację, Sophi. Jesteś ognistą hiszpanką, dlatego Twój pokój będzie bordowy- mruczał, rozglądając się po pomieszczeniu, zapewne w poszukiwaniu odpowiedniego odcienia farby- A żeby nie przesadzić, jedną ścianę pomalujemy na kolor cappuccino- dorzucił, porywając kolejną puszkę farby.
Uśmiechnęłam się do niego promiennie. Nareszcie powiedział coś, co miało jakikolwiek sens. Podobał mi się jego pomysł na odnowienie tego różowego pomieszczenia, które powoli doprowadzało mnie do szału.
- W porządku, w takim razie chodźmy do kasy- pociągnęłam go za sobą.
Już po chwili siedzieliśmy w jego terenowym BMW i śpiewając na cały głos piosenkę graną w radio, jechaliśmy w kierunku mojego domu.
Nasz kac gigant zdecydowanie odpuścił, a przyczyniły się do tego magiczne pigułki, potocznie zwane aspiryną.
- Jesteśmy!- krzyknęłam, wchodząc do domu. Tuż za mną czołgał się Fabregas, cały obładowany różnego rodzaju rzeczami.
- Nareszcie!- z kuchni wyłoniła się Eliza, ubrana w fartuszek- Właśnie zrobiłam obiad, chodźcie- zawołała nas.
Wzruszyliśmy tylko ramionami i wkroczyliśmy do jadalni. Kiedy tylko zobaczył mnie Paco, poderwał się z krzesła i wskoczył prosto w moje ramiona.
- Sophi! Tak za Tobą tęskniłem! Nie widziałem Cię prawie dwa dni!- krzyknął podekscytowany, na co ja zaśmiałam się cicho i odgarnęłam mu włoski z czoła- Byłem dzisiaj w szkole! Poznałem takiego fajnego kolegę, ma na imię Manuel- zaczął opowiadać, a ja posadziłam go na krześle, sama zajmując miejsce koło Cesca.
Po zjedzonym obiedzie, razem z tatą wkroczyliśmy do mojego „różowego królestwa” i spojrzeliśmy bezradni na białe meble.
- Co z tym zrobimy?- zapytał tata, rozkładając bezradnie miejsce.
- Mam pomysł!- krzyknęłam rozradowana- Myślę, że nie powinniśmy wyrzucać tych rzeczy, są praktycznie nieużywane. Proponuję zapakować to wszystko do samochodu i zawieźć do Domu Dziecka, na pewno przyda im się bardziej niż nam- opowiadałam swój pomysł.
Spodobała im się moja koncepcja. Po chwili już siedzieliśmy w niezwykle pakownym samochodzie Cesca i wieźliśmy część rzeczy. Za nami jechał tata z resztą mebli.
Dyrektorką Domu Dziecka była niska, pulchna kobieta z krótkimi rudymi włosami i niebieskimi oczami, skrytymi za okularami. Jej twarz była poorana zmarszczkami, ale widać było, że jest to niezwykle dobra osoba, która chce przychylić nieba swoim podopiecznym. Była mi bardzo wdzięczna za ten podarunek. Wyjaśniła, że nie mają dużo pieniędzy i dzieci nie mają zbyt dobrych warunków życia. Jednak udawało im się wiązać koniec z końcem i każdy wychowanek tego sierocińca dostawał ciepły obiad i przytulny kąt do spania. Postanowiłam sobie w duchu, że co miesiąc przekażę na ich potrzeby pewną kwotę pieniędzy. Nie lubiłam patrzeć na cierpienie innych, zwłaszcza niewinnych dzieci.
*
Następne trzy tygodnie minęły mi na remontowaniu pokoju, pracy w klubie i ciągłych próbach z Antonio. Kiedy tylko mieliśmy wolny czas, spotykaliśmy się u mnie w domu i długo tańczyliśmy na tarasie. Mieliśmy poważny zamiar wygrania Mistrzostwa Hiszpanii i zgarnięcia też jakiegoś tytułu na Mistrzostwach Europy, które w tym roku odbywały się w Polsce. Dowiedziałam się, że idealnie zgrywają się z Euro 2012, więc mogłam być blisko Cesca nawet wtedy. Zresztą już nawet obiecaliśmy sobie, że będziemy się wspierać, w końcu dla nas obydwojga będą to ogromne emocje.
Ach, tak. Bardzo zżyliśmy się z Fabreagasem. Byliśmy niemalże nierozłączni, każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem. Był moim najlepszym przyjacielem, nie wyobrażałam sobie dnia bez niego. Bardzo mnie wspierał na każdym kroku. Nawet kiedy podczas tych kilkunastu dni Leo nie odezwał się do mnie ani słowem. Czułam na sobie jego spojrzenie za każdym razem kiedy byliśmy na treningu lub spotykaliśmy się w gronie znajomych. Jednak ani razu nie odezwał się do mnie nawet słowem. Bolało mnie to, bo widziałam, że nosił się z zamiarem poważnej dyskusji. Wkurzał mnie ten jego maślany wzrok i skrucha w nim zwarta. Nie miałam pojęcia jakie miał oczekiwania – miałam paść mu do stóp i błagać o atencję? Niedoczekanie! Chciałam, żeby mnie uczciwie przeprosił i powiedział co mu leżało na sercu, w końcu nie czytałam w myślach.
Jeśli chodzi o resztę tych oszołomów to wypełniali moje życie po brzegi Byli zdrowo walnięci, ale za to tacy kochani, że nie dało się ich nie lubić. Często pomagali mi i Cescowi w remoncie tego nieszczęsnego pokoju. Dopiero po zdarciu grubej warstwy różowej farby, wygładzenia ścian i pomalowaniu ich na te piękne odcienie, które wybraliśmy, można było powiedzieć, że ten pokój był naprawdę spory.
- Co tam włożysz? Może zapasowe łóżko dla mnie?- zaproponował Cesc, poruszając znacząco brwiami.
Wywróciłam oczami, po czym zaśmiałam się cicho.
- Spokojnie, Cesc, nie zabraknie tam dla Ciebie miejsca- zapewniłam go gorliwie.
Pomimo tych jego głupich żartów i czasem dziwnych uwag i tak go uwielbiałam, stał się chyba najbliższą mi osobą, nawet z tatą nie dogadywałam się tak jak z nim.
Po chwili rozbrzmiał dźwięk dzwonka.
- Moje meble!- krzyknęłam i rzuciłam się do wyjścia, chcąc być tam wcześniej od Fabregasa.
Kiedy otworzyłam drzwi, uśmiech zamarł na mojej twarzy. Poczułam, jak po moich plecach przebiegają lodowate dreszcze, a ręce zaczynają się trząść.
- Co tu robisz?
***
Tak, wiem, nienawidzicie kiedy kończę w takim momencie ;) Ale obiecuję, dziewiąty będzie ciekawszy od tego odcinka. Jakoś chyba zbyt wiele się tu nie dzieje, prawda? Muszę jakoś rozwinąć wątek z Leo ;)
A właśnie – oglądałyście wczoraj mecz? Kompletny obłęd, prawda? ;) Ależ wariat z tego naszego Leosia, nie ma co xD

007 - Cosmic Love

- Dobrze się bawiłaś?- zapytał, niby od niechcenia, ale ton jego głosu zdradzał jego prawdziwe uczucia.
Zaplotłam ręce na piersi i prychnęłam pod nosem. Doskonale wiedziałam o co mu chodziło, ale nie miałam zamiaru mu się spowiadać.
- Cześć- jak na wezwanie obok pojawił się Cesc, przerywając napięcie i całując mnie w policzek.
- Mnie też obsłużysz?- zapytał Leo, patrząc na mnie z obrzydzeniem. Przypomniał mi tym Daniela… Który też tak na mnie patrzył.
- Dla Twojej informacji, Lionel. Nie spałam z Fabregasem, nawet go nie całowałam. Nie jestem jakąś pierwszą lepszą szmatą- powiedziałam powoli, ważąc każde słowo- Nie mierz innych względem siebie- warknęłam na odchodnym. Wpadłam jeszcze do salonu, pożegnać się z chłopakami i podziękować gospodarzowi za wspaniałą imprezę, po czym z impetem zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Zdjęłam buty i wybiegłam z posesji Gerarda. Nie potrafiłam zatrzymać łez, które spływały po moich policzkach. To spojrzenie, ten ton głosu… Znów przypomniał mi się Daniel, to, jak mnie traktował. Zatrzymałam się i rozejrzałam wokół. Nie znałam tej okolicy, więc stwierdziłam, że nie wiem jak trafić do domu. Usiadłam pod jakimś drzewem, objęłam kolana ramionami i rozryczałam się, jak małe, zagubione dziecko.
- Sophi, nie płacz- usłyszałam nad sobą głęboki męski głos.
Podniosłam zapłakane oczy i zobaczyłam nad sobą zmartwionego Cesca.
- Zostaw mnie w spokoju- poprosiłam cicho.
- Nie mam takiego zamiaru. Wstawaj- wyciągnął do mnie dłoń, która po chwili chwyciłam- Odprowadzę Cię do domu, bo pewnie nie wiesz gdzie jesteś- zaproponował, a ja tylko pokiwałam głową.
Szliśmy powoli, a ja zaczynałam się powoli uspokajać. Zaczęliśmy rozmowę, najpierw o jakiś głupotach. Potem Cesc opowiedział mi praktycznie całe swoje życie. O dorastaniu w Barcelonie, późniejszym mieszkaniu w Anglii i ciągłej tęsknocie za ojczyzną. Byliśmy pod tym względem tacy sami. Ja też tęskniłam za Barceloną. Każdego dnia chciałam znaleźć się tutaj chociaż na chwilę, by rzucić choćby jedno spojrzenie na moje ukochane ulice.
- Chyba nie ma nikogo w domu- mruknęłam, kiedy od dłuższej chwili staliśmy pod drzwiami.
Fabregas rozejrzał się wokół. Zaczął podnosić wszystkie doniczki wokół, aż w końcu pod jedną z nich znalazł klucze. Uśmiechnął się triumfalnie i otworzył drzwi.
- Napijesz się czegoś?- zaproponowałam, kiedy odwiesiłam kurtkę na wieszak.
- Poproszę kawę- mruknął i udał się za mną do kuchni.
Nastawiłam wodę w czajniku i wyjęłam kubki. Teraz natomiast stanęłam przed prawdziwą zagadką. Musiałam znaleźć szafkę, w której była kawa, a zgadywanie nigdy nie było moją mocną stroną. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam pierwszą szafkę. Pudło. Moim oczom ukazała się zastawa stołowa. Burknęłam pod nosem coś niezrozumiałego. Usłyszałam za sobą cichy śmiech Cesca. Po chwili stanął tuż za mną, by móc sięgnąć do szafki obok i wyjąć to czego szukałam. Poczułam jak lekko opiera swoje ciało na moim by móc dosięgnąć słoika z kawą. Owionął mnie przyjemny zapach perfum. Założyłam, że podwędził je Gerardowi, ale teraz to nie miało dla mnie większego znaczenia.
Podał mi kawę, sam oparł się o blat i patrzył na mnie z zawadiackim uśmiechem błąkającym się po jego ustach.
- Co?- zapytałam, śmiejąc się.
- Nic- wzruszył ramionami- Gdzie ten Guardiola Cię chował?- westchnął.
- Wiem, powinnam zostać w ukryciu- mruknęłam cicho, przypominając sobie dzisiejszy poranek.
- Co? Nie! Wręcz przeciwnie- zapewnił mnie.
- Co miało znaczyć?- zapytałam, siadając na sofie w salonie. Po chwili on zalazł się tuż obok.
-Że jesteś wyjątkowo piękną kobietą, Sophi- powiedział cicho, patrząc mi prosto w oczy.
Najpierw zbił mnie nieco z tropu, ale po chwili zaśmiałam się, by ukryć zażenowanie.
- Pewnie mówisz tak każdej- uderzyłam go lekko w ramię.
- Tylko kilku wyjątkowym- wyszczerzył się i poruszył brwiami.
- To co? Horror, popcorn i cola?- zapytałam po chwili przyjemnej ciszy.
- W takiej sprawie zawsze możesz na mnie liczyć, Mała- zapewnił mnie, czym wywołał u mnie kolejną porcję śmiechu.
*
Miał ochotę zrobić coś naprawdę głupiego. Doszedł jednak do wniosku, że to, jak rozmawiał dzisiaj z Sophią biło rekordy wszelakiej głupoty. Osądził ją. Tak łatwo ją ocenił, dał się ponieść emocjom i głupiej, niczym nie uzasadnionej zazdrości, że zapomniał o jej uczuciach. Wiedział, że mocno ją zranił i niełatwo mu będzie się do niej zbliżyć. Nie zamierzał jednak się poddawać, nawet mimo faktu, że Cesc pobiegł za nią. Ta dziewczyna naprawdę wpadła mu w oko. Czuł, że skrywa w sobie jakąś mroczną tajemnicę, którą za wszelką cenę chciał odkryć.
*
- Wiem, że ogarnął Cię paniczny strach, kiedy ten ksiądz odprawiał egzorcyzmy. I nie wypieraj się!- podniosłam rękę, gdy chciał zaprzeczyć- Mocniej się wtedy do mnie przytuliłeś, Cesc. Potrafię wyczuć strach- oświeciłam go, używając filozoficznego tonu.
- Dobra- udał obrażonego- Odkryłaś moją słabość, zadowolona?
- Oj, nie gniewaj się na mnie, Słoneczko- położyłam mu głowę na ramieniu i zaśmiałam się cicho.
Zamiast odpowiedzi zaczął mnie łaskotać. Mój śmiech niósł się echem po domu, a Cesc siedzący na mnie okrakiem patrzył na mnie z triumfem.
- Rozejm!- krzyknęłam, nie mogąc przestać się śmiać.
Mój towarzysz natychmiast spoważniał. Przytrzymał mi ręce nad głową i pochylił się nade mną. Do moich nozdrzy znów wdarł się słodki zapach perfum, które przyprawiły mnie o zawrót głowy.
- A co będę z tego miał?- zapytał, patrząc na mnie uważnie.
- No proszę Cię, Cesc. Dam Ci loda- wypaliłam.
On najpierw wpatrywał się we mnie zszokowany, a potem poruszył brwiami i uśmiechnął się zawadiacko.
- Idioto!- trzepnęłam go w ramię- Dam, a nie zrobię. To zasadnicza różnica.
- Dobra, już się nie tłumacz- wzruszył niewinnie ramionami.
Wywróciłam oczami, po czym pobiegłam do swojego pokoju, by się przebrać. Było mi zdecydowanie zbyt niewygodnie w tej sukience. Kątem oka zdążyłam jeszcze zauważyć, jak Fabregas dobiera się do pilota i drugiej miski popcornu. Szybko wpadłam do łazienki i wzięłam krótki prysznic. Włosy zostawiłam mokre, bo stwierdziłam, że szkoda mi czasu na ich suszenie, wolałam wrócić do salonu. Wbiłam się w czarne legginsy, a na stopy naciągnęłam wełniane skarpetki tego samego koloru. Do tego założyłam szeroki, sięgający połowy uda sweter w kolorze beżowym. Udałam się prosto do kuchni. Wyjęłam z zamrażarki pudło lodów śmietankowych, w szafce znalazłam chipsy, a w lodówce sześciopak piw. Stwierdziłam, że jeśli tata dowie się jak dokarmiam jego zawodnika to powiesi mnie na poprzeczce bramki, a Valdes będzie tańczył taniec triumfu wokół mojego martwego ciała.
- Patrz co mam!- wskazałam na swoje łupy, a on tylko zaśmiał się perliście.
Cesc siedział rozwalony w rogu kanapy. Oparłam się plecami o jego klatkę, a nogi położyłam na meblu. Jego lewa ręka obejmowała mnie w pasie, a broda opierała się na mojej Glowie. Usadziłam sobie na brzuchu pudło lodów, wręczyłam mu łyżkę, a sama zabrałam się za tę słodką rozkosz. Nie mogłam żyć bez lodów, były moim największym uzależnieniem.
Nagle dopadła mnie dziwna nostalgia. Sięgnęłam po puszkę i zaczęłam wlewać w siebie jej zawartość. Jednak to mi nie wystarczyło. Podeszłam do kuszącego mnie swoim wyglądem i wnętrzem barku i zamaszystym ruchem otworzyłam drzwiczki. Moim oczom ukazał się arsenał alkoholowy, jakiego w tym momencie było mi trzeba. Wyjęłam pół litra czystej Jacka Danielsa i koniak, po czym ustawiłam je przed sobą na stole.
- Zamierzasz to wszystko wypić?- zapytał niepewnie Cesc.
- Mhm- mruknęłam, zastanawiając się od czego zacząć.
- Dlaczego?
- Zapytaj mnie o to za kilka godzin- odpowiedziałam półgębkiem.
- No to podziel się- poprosił, podstawiając kieliszek i szczerząc się w ten swój charakterystyczny sposób.
- Wiesz, że ojciec nas jutro zabije?- upewniłam się, polewając czystej.
- Ta, wiem. Wiele razy już tak było, więc to nic nowego- wzruszył ramionami.
- Niech Ci będzie. Będziemy jutro razem umierać, a tymczasem – nawalmy się!
*
- Idziemy na spacer!- rzucił filozoficzną myśl.
Obydwoje byli już mocno zalani, ale dzięki podpieraniu się wzajemnie byli w stanie w miarę sprawnie się poruszać.
- Ale ja biorę Jack’a- zarzekła się Sophia, przyciągając do siebie butelkę.
- No to z życiem, kobieto, z życiem!- popędził ją.
Jakimś cudem udało im się ubrać buty, kurtki, a nawet zamknąć drzwi. Wyszli na ulicę mocno się obejmując i co chwilę pociągając łyk alkoholu z butelki. Żadne z nich nie miało teraz ochoty na zaliczenie poetyckiej gleby, dlatego woleli dmuchać na zimne. Usiedli na jednej z ławek w parku. Noc była ciepła i pogodna, zdecydowanie czuło się zbliżające ku Barcelonie cieplejsze dni.
- Dlaczego chciałaś się upić?- zapytał Cesc po chwili ciszy.
Oczy dziewczyny natychmiast się zaszkliły. Wtuliła się w ramiona chłopaka, który przycisnął ją mocniej do siebie. Wiedziała, że po alkoholu gadała o wiele za dużo niż powinna, ale nic nie mogła na to poradzić. Teraz, na domiar złego, musiała i chciała komuś o tym powiedzieć, a on wydał się jej najodpowiedniejszym kandydatem.
- Mam nadzieję, że nie pożałuję, że Ci zaufam- mruknęła- Nie wiem jak to robisz, ale po kilku godzinach znajomości czuję, jakbym znała Cię co najmniej kilka miesięcy. Chyba znalazłam materiał na przyjaciela- szturchnęła go, po czym spoważniała i westchnęła- Chciałam się upić, bo… Leo sprawił mi naprawdę wielką przykrość. Kiedyś… A zresztą- machnęła ręką- Żeby to zrozumieć, musisz usłyszeć tę historię od podstaw.
Zrobiła przerwę. Mężczyzna niemal czuł, jak jego towarzyszka na nowo zagłębia się w wydarzeniach z przeszłości. Wiedział, że było jej ciężko. Obiecał sobie, że te słowa, które za chwilę padną, pozostaną ich tajemnicą. Chciał ją wesprzeć i zrozumieć. Naprawdę chciał.
- Poznałam Daniela, kiedy miałam siedemnaście lat. Był ode mnie sporo starszy, miał wtedy trzydzieści dwa lata, ale od razu przypadł mi do gustu. Imponował mi swoją mądrością, siłą i talentem. Był moim instruktorem tańca i bardzo często wybierał mnie na swoją partnerkę. Był czarujący i szarmancki. Po kilku tygodniach zaprosił mnie na pierwszą randkę. Opowiadał wtedy, jaki to on był biedny, bo kilka miesięcy temu zostawiła go narzeczona- prychnęła pod nosem i otarła kolejną łzę spływającą jej po policzku- Uwierzyłam mu. Byłam młoda i głupia, zresztą tak mnie oczarował, że nie byłam w stanie mu się oprzeć. Spotykałam się z nim regularnie. Po Trzech latach wygraliśmy mistrzostwa Ameryki, a potem kolejne tytuły. Rok wcześniej zamieszkaliśmy w jego mieszkaniu w centrum miasta. Po wspólnie spędzonych trzech latach Daniel się zmienił. Chociaż powinnam powiedzieć, że pokazał swoje prawdziwe oblicze. Kochałam go. Kochałam na zabój, dlatego dzielnie znosiłam jego coraz częstsze poniżenia, wyzwiska i znęcanie się. Na początku często mnie za to przepraszał, ale po jakimś czasie przestał. Uważał mnie za swoją własność, potrzebna byłam mu tylko do zaspokajania jego potrzeb i do towarzyszenia mu, dodawania blasku jego idealnej osobie. Pierwszy raz uderzył mnie trzy miesiące później. Zaczęło się od wymierzenia policzka, ale potem było coraz gorzej. Kiedy grodziłam mu, że odejdę, śmiał się. Mówił, że nie mam wystarczająco dużo odwagi. Bił mnie codziennie, a co najgorsze – nie pił alkoholu, robił to wszystko z pełną świadomością. O moim odejściu od niego zadecydowała wiadomość, która z jednej strony zburzyła moje życie, a drugiej mi je uratowała, pozwalając uzyskać mi wolność. Dowiedziałam się, że przez prawie pięć lat Daniel mnie okłamywał. Miał żonę i dwójkę dzieci. Zrozumiałam, dlaczego tak często go nie było lub musiał nagle wychodzić. Tego wieczora, kiedy byłam sama w mieszkaniu, spakowałam wszystkie swoje rzeczy i siedziałam w ciemnym salonie, pełna satysfakcji i dumy, że wreszcie jestem w stanie to zakończyć. Kiedy stanął przede mną… - przerwała, zamykając na chwilę oczy. Przejechał palcem od jej skroni, przez policzek, delikatną linię żuchwy i szyję. Usłyszał jej ciche westchnięcie i zobaczył kolejne łzy wypływające spod jej powiek. Nigdy nie był dobry w te klocki, ale umiał pocieszać, jak mało kto na tym świecie. Wiedział, że współczucie to niedokładnie to czego oczekiwała, ale nic nie poradził, że tak właśnie czuł. Zafascynowała go, ale wzbudzała też w nim specyficzny rodzaj litości, chciał za wszelką cenę bronić ją przed całym światem. Być jej małym rycerzykiem, gotowym w każdej chwili stanąć do boju o swoją księżniczkę. Była piękną kobietą, naprawdę zjawiskową, ale nie wchodził w drogę przyjaciołom, a czuł, że Leo tak łatwo nie odpuści- Gdybym wtedy wiedziała, że tak to się skończy, wymknęłabym się po cichu, zniknęła z tego przeklętego domu raz na zawsze. Był wściekły. Wrzeszczał, wyzywał mnie i poniżał. Mówił, że nic nigdy dla niego nie znaczyłam, że byłam tylko jego zabawką, że jestem tylko nic niewartym śmieciem. To było dla niego tylko zabawą i czystą satysfakcją zgnębić mnie doszczętnie. Stwierdził, że potrzebował rozrywki, a ja mu ją dałam, ale teraz nie byłam mu do niczego potrzebna, bo był gotów wrócić do swojej rodziny. Stwierdził, że jestem tylko zwykłą, naiwną szmatą, która dała się tak łatwo wykorzystać. A potem… Mogę Ci powiedzieć, że przez kilka tygodni wyglądałam jak po zderzeniu z czołgiem- zażartowała na sam koniec i otarła ostatnią łzę.
- Zabiję go- warknął, zaciskając pięści- Jak Boga kocham, pojadę do tej Kanady, znajdę skurwysyna i zabiję jak psa!
- Daj spokój, Cesc- położyła mu dłoń na ramieniu- Nie warto marnować sobie życie przez kogoś takiego jak on. Wierz mi – jestem w tej sprawie ekspertem.
***
Hej ;) Przyznaję bez bicia, że jestem dumna z tego rozdziału, zwłaszcza z tej drugiej części. Obiecuję, postaram się już tak więcej nie zanudzać. Musiałam opowiedzieć w końcu o danielu xD Zastanawiałam się czy nie zrobić z Cesca geja, ale stwierdziłam, że mogłybyście mnie zabić, więc zrezygnowałam z tego pomysłu ;)
PS. Jeśli dobrnęłyście do tego momentu to wiecie, że tytuł notki, a co się z tym równa piosenka, są idealne, zwłaszcza do końcowego etapu. Przy okazji ten utwór i teledysk to prawdziwy geniusz ;)
W ogóle: Może chciałaby któraś z was pisać ze mną opowiadanie? Napiszcie na gadu, jeśli ktoś jest chętny, będę zaszczycona ;)